Выбрать главу

George Greggson przez dłuższą chwilę stał na pustej dróżce, spoglądając na pasmo stopionej skały pod nogami. Próbował sobie wmówić, że to ślad pozostawiony przez dawno wygasły wulkan, ale niebawem dał spokój daremnym próbom. Wrócił myślą do tej nocy przed wielu laty, gdy razem z Jean uczestniczyli w tym idiotycznym eksperymencie Ruperta Boyce’a. Nikt w pełni nie pojął tego, co wtedy się zdarzyło i George wiedział, że w jakiś niepojęty sposób łączy się to z ostatnim wydarzeniem. Najpierw Jean, potem jej syn. Nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy martwić; w duchu odmówił dziękczynną modlitwę:

— Dzięki ci, Karellenie, za to, co twoi zrobili dla Jeffa, cokolwiek to było. Jednak bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego go ocalili?

Powoli poszedł w dół, ku play, a wielkie białe mewy krążyły wotó niego zaskoczone tym, że nie przyniósł nic do jedzenia i nie rzucał im, gdy krążyły po niebie.

Żądanie Karellena, chociaż można było się tego spodziewać od chwili założenia Kolonii, wywarło piorunujące wrażenie. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Ateny znalazły się w kryzysowej sytuacji i nikt nie potrafił powiedzieć, czy wizyta obróci się na dobre, czy na złe.

Aż do tej pory Kolonia rozwijała się bez jakichkolwiek prób nacisku ze strony Zwierzchników. Zostawili ją w spokoju, podobnie zresztą jak ignorowali większość ludzkich działań, o ile nie były destrukcyjne i niezgodne z ich kodeksem postępowania. Trudno było ocenić, czy cele, ku którym zdążali mieszkańcy Kolonii, możnaby nazwać destrukcyjnymi. Nie dotyczyły polityki, lecz niosły wezwanie do niezależności artystycznej i intelektualnej. Któż mógł przewidzieć, do czego to doprowadzi? Może Zwierzchnicy widzieli przyszłość Aten wyraźniej niż założyciele Kolonii i niewykluczone, że nie spodobało im się to, co zobaczyli.

Oczywiście, jeśli Karellen chciał przysłać obserwatora, inspektora czy jak tam zechciał go nazwać, nic nie można było na to poradzić. Dwadzieścia lat wcześniej Zwierzchnicy oznajmili, że zrezygnowali z korzystania ze swoich aparatów śledzących, tak więc ludzkość nie powinna już czuć się podpatrywana. Jednak urządzenia te nadal istniały, co oznaczało, że przed Zwierzchnikami niczego nie dało się ukryć, jeśli naprawdę chcieli się czegoś dowiedzieć.

Byli na wyspie i tacy, którzy uznali tę wizytę za szansę rozstrzygnięcia jednego z wielu zagadnień dotyczących psychologii Zwierzchników, a mianowicie ich stosunku do sztuki. Czy uważali ją za dziecinną aberrację ludzkiej rasy? Czy oni sami mają jakikolwiek rodzaj sztuki? A jeśli tak, to czy cel tej wizyty był wyłącznie estetyczny, czy też motywy Karellena były mniej niewinne?

Wszystkie te problemy roztrząsano bez końca, jednocześnie przygotowując się na przyjęcie gościa. O przybywającym Zwierzchniku nie wiedziano niczego, lecz zakładano, że może wchłonąć nieograniczoną liczbę wytworów kultury. Przynajmniej tak to zaplanowano, a reakcje ofiary miał obserwować cały sztab bardzo bystrych umysłów.

Aktualnym przewodniczącym Rady był filozof, Charles Yan Sen, szyderca, ale w zasadzie miły człowiek, który jeszcze nie ukończył sześćdziesięciu lat, a zatem miał całe życie przed sobą. Platon widziałby w nim przykład filozofa-polityka, ale Yan Senowi niezbyt podobał się Platon, gdyż podejrzewał go o mylną interpretację myśli Sokratesa. Był jedynym wyspiarzem, który zamierzał wykorzystać wizytę Zwierzchnika choćby po to, żeby mu udowodnić, iż ludzie mają jeszcze mnóstwo pomysłów i nie zostali dotąd — jak to określał — całkowicie udomowieni.

W Atenach nie robiono niczego bez utworzenia odpowiedniego komitetu — tej firmowej nalepki demokracji. Istotnie, ktoś kiedyś określił Kolonię jako system komitetów wzajemnie uniemożliwiających sobie pracę. Jednak system ten funkcjonował, co należało przypisać cierpliwym studiom psyehosocjologów, którzy byli rzeczywistymi założycielami Aten. Społeczność wyspy nie była zbyt liczna i każdy jej członek mógł uczestniczyć w zarządzaniu nią, stając się tym samym obywatelem w prawdziwym znaczeniu tego słowa.

Było niemal pewne, że wysoko stojący w hierarchii artystycznej George wejdzie w skład komitetu powitalnego. Jednak upewnił się o tym, pociągając za kilka odpowiednich nitek. Jeśli Zwierzchnicy chcieli przyjrzeć się Kolonii, on chciał przyjrzeć się Zwierzchnikom. Jean nie była tym zachwycona. Od czasu owego wieczoru u Boyce’ów czuła dziwną niechęć do Zwierzchników, chociaż nie potrafiła wyjaśnić jej przyczyn. Po prostu wolała mieć z nimi jak najmniej do czynienia i jedną z największych atrakcji, jakie ofiarowywała jej wyspa, była domniemana niezależność Kolonii. Teraz Jean obawiała się, że tej niezależności może coś zagrażać.

Zwierzchnik przybył bez wielkiej pompy, w gliderze zbudowanym przez ludzi, rozczarowując tych, którzy oczekiwali czegoś bardziej widowiskowego. Mógł to być nawet Karellen we własnej osobie, ponieważ nikt nie potrafił odróżnić jednego Zwierzchnika od drugiego. Wszyscy wyglądali jak odlewy wykonane w tej samej formie. Może dzięki jakimś procesom biologicznym tak właśnie było.

Po pierwszym dniu wyspiarze ledwie zwracali uwagę na przejeżdżający samochód gościa, odbywającego kolejną wycieczkę krajoznawczą. Prawdziwe imię przybysza — Thanathalteresco — było zbyt trudne do wymówienia, aby używać go na co dzień, tak więc wkrótce zaczęto nazywać go Inspektorem. Ta nazwa świetnie pasowała do jego nienasyconej ciekawości i apetytu na informacje.

Charles Yan Sen był mocno zmęczony, gdy dobrze po północy odprowadził Inspektora do glidera służącego gościowi za hotel. Niewątpliwie Zwierzchnik zamierzał kontynuować pracę w nocy, kiedy ludzie, ulegając jednej ze swoich słabostek, zapadli w sen.

Pani Sen z ulgą powitała wracającego męża. Stanowili dobraną parę, mimo iż on na użytek własny miał zwyczaj nazywać ją Ksantypą. Ona od dawna odgrażała się, że wyciągnie z tego wnioski i uwarzy mu puchar cykuty, lecz na szczęście wywar z tej rośliny nie był stosowany w Nowych Atenach tak często jak w starych.

— Udało się? — zapytała, gdy mąż zasiadł do spóźnionej kolacji.

— Chyba tak, chociaż nikt nie ma pojęcia, co się dzieje w tych wspaniałych umysłach. Był bardzo zainteresowany, a nawet prawił komplementy. Przy okazji przeprosiłem go za to, że nie zapraszam go do domu. Powiedział, że doskonale to rozumie ł nie ma ochoty rozbijać sobie głowy o nasze sufity.

— A co pokażesz mu jutro?

— Sposób, w jaki funkcjonuje Kolonia, co chyba nie nudzi go tak bardzo jak mnie. Zadawał najrozmaitsze pytania dotyczące produkcji, równoważenia budżetu, zasobów surowcowych, wskaźnika urodzin, gospodarki żywnościowej i tak dalej. Całe szczęście, że był ze mną sekretarz Harrison, który chyba wykuł na pamięć wszystkie.sprawozdania roczne od czasu powstania Kolonii. Szkoda, że nie słyszałaś, jak przerzucali się danymi statystycznymi. Inspektor sporo załapał i jestem gotów założyć się, że kiedy zobaczymy się z nim jutro, będzie mógł odtworzyć z pamięci wszystkie podane liczby. Uważam, że ta ich nadzwyczajna pamięć jest okropnie przygnębiająca. — Ziewnął i bez szczególnego entuzjazmu zaczął jeść. — Jutrzejszy dzień powinien być bardziej interesujący. Idziemy do szkół i do Akademii. Kiedy już tam będziemy, to dla odmiany ja zadam mu parę pytań. Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób Zwierzchnicy wychowują swoje dzieciaki, zakładając oczywiście, że w ogóle je posiadają.

Na to pytanie Charles Yan Sen nigdy nie otrzymał odpowiedzi, lecz w innych sprawach Inspektor okazał się zaskakująco rozmowny. W sposób godny podziwu potrafił unikać odpowiedzi na kłopotliwe pytania, a potem, zupełnie nieoczekiwanie, stawał się gadatliwy.