Выбрать главу

Było zaskakujące, że wraz z pojawieniem się obcych zniknęło tak wiele nadużyć, szaleństw i zła. Po przybyciu Zwierzchników narody dowiedziały się, że już nie muszą obawiać się siebie nawzajem i odgadły, jeszcze zanim się o tym przekonały, że istniejące uzbrojenie było zupełnie nieskuteczne przeciwko cywilizacji potrafiącej pokonać przestrzenie międzygwiezdne. Tak więc za jednym zamachem została usunięta największa przeszkoda na drodze do szczęścia ludzkości.

Zwierzchnikom w zasadzie były obojętne formy rządów w poszczególnych krajach, dbali jedynie o to, żeby nie były one reżimowe i skorumpowane. Na Ziemi istniały zatem nadal demokracje, monarchie, łagodne dyktatury, komunizm i kapitalizm. Wywoływało to spore zaskoczenie u wielu naiwnych, którzy byli przeświadczeni, że ich styl życia jest jedynym możliwym. Inni uważali, że Karellen po prostu czeka na właściwy moment, aby wprowadzić system, który zmiecie wszelkie istniejące ustroje społeczne i dlatego nie interesują go kosmetyczne reformy polityczne. Jednak były to, podobnie jak i inne spekulacje dotyczące Zwierzchników, tylko domysły. Nikt nie znał ich motywów i nikt nie wiedział, ku jakiej przyszłości wiodą ludzkość.

Stormgren źle sypiał, co było dość niezwykłe, gdyż wkrótce miał na zawsze pozbyć się trosk związanych ze swoim urzędem. Od czterdziestu lat służył ludzkości, a od pięciu jej panom i niewielu ludzi, patrząc wstecz na swoje życie, mogło tak jak on powiedzieć, że udało im się zrealizować większość swoich planów. Być może, na tym właśnie polegał jego problem; w nadchodzących latach, ile by mu ich nie zostało, nie będzie kolejnych celów do osiągnięcia, co nadawałoby życiu jakiś sens. Od czasu gdy Marta umarła, a dzieci pozakładały własne rodziny, więzy łączące go ze światem wyraźnie osłabły. Może spowodował to fakt, że zaczął identyfikować się ze Zwierzchnikami i w ten sposób odizolował się od innych ludzi.

To była jeszcze jedna z tych niespokojnych nocy, podczas których jego umysł pracował bez przerwy jak silnik samochodu, którego kierowca wysiadł tylko na chwilę. Wiedział, że próby zmuszenia organizmu do snu skazane są na niepowodzenie, więc niechętnie podniósł się z łóżka. Narzuciwszy szlafrok, wyszedł na spacer do ogrodu znajdującego się na dachu przed jego skromnym mieszkankiem. Wśród podlegającego mu personelu nie było nikogo, kto nie mieszkałby w bardziej komfortowych apartamentach, ale taki standard w zupełności wystarczał Stormgrenowi. Zresztą pozycja, jaką osiągnął, sprawiała, że ani stan posiadania, ani żadne zaszczyty nie mogły jej już polepszyć.

Noc była ciepła, prawie duszna, ale niebo było czyste, a na południowym wschodzie, nisko nad horyzontem, wisiał lśniący księżyc. Luna świateł odległego Nowego Jorku rozjaśniała mrok niczym mroźna zorza.

Stormgren oderwał wzrok od uśpionego miasta i powiódł nim w górę, na wysokość, którą jemu jedynemu z żyjących ludzi było dane pokonać. Mimo odległości dostrzegł błyszczący w blasku księżyca kadłub statku Karellena..

Wysoko w górze meteor niczym świetlista włócznia przeszył kopułę nieba. Jego ślad przez chwilę płonął słabym blaskiem, a potem zniknął i pozostały tylko gwiazdy. Było to brutalne przypomnienie oczywistego faktu: za sto lat Karellen będzie nadal prowadził rodzaj ludzki ku tylko sobie znanemu celowi, lecz już za cztery miesiące inny człowiek zostanie sekretarzem generalnym ONZ. Fakt ten sam w sobie nie martwił zbytnio Stromgrena, ale oznaczał, że pozostało mu niewiele czasu, aby dowiedzieć się, co się kryje za ciemnym ekranem.

Dopiero ostatnio odważył się przyznać sam przed xsobą, że tajemniczość Zwierzchników stawała się powoli i jego obsesją. Dotychczas zaufanie, jakim darzył go Karellen uspokajało wszelkie wątpliwości, pomyślał ze smutkiem, ale teraz protesty Ligi Wolności zaczęły wywierać swój wpływ i na niego. To prawda, że slogany o zniewoleniu Człowieka nie były niczym więcej jak tanią propagandą. Niewielu ludzi brało je poważnie czy pragnęło, aby powróciły dawne czasy. Ludzie przyzwyczaili się do niekwestionowanej władzy Karellena, ale zaczynali się niecierpliwić, gdyż chcieli wiedzieć, kto nimi rządzi. Czy można ich o to winić?

Jakkolwiek najliczniejsza, Liga Wolności była tylko jedną z organizacji zwalczających Karellena, a co za tym idzie, ludzi współpracujących ze Zwierzchnikami. Motywy i działania tych grup były niezwykle zróżnicowane; niektóre miały podłoże religijne, inne po prostu dawały upust kompleksowi niższości. Ich stosunek do Zwierzchników był taki jak wykształconego dziewiętnastowiecznego Hindusa do brytyjskiego protektoratu. Intruzi przynieśli Ziemi pokój i dobrobyt, lecz kto wie, jakie mogą być koszty? Historia minionych wieków nie rozpraszała tych wątpliwości: nawet najbardziej pokojowe kontakty między cywilizacjami stojącymi na różnych szczeblach rozwoju często przynosiły opłakane skutki dla zacofanego społeczeństwa. Narody, podobnie jak jednostki, stając przed wyzwaniem, któremu nie potrafiły sprostać, mogły stracić ducha. A cywilizacja Zwierzchników, chociaż owiana tajemnicą, była największym wyzwaniem, przed jakim kiedykolwiek stanął Człowiek.

W sąsiednim pokoju cicho zaklekotała drukarka wypluwająca skrót wiadomości z ostatniej godziny. Stormgren wszedł do środka i bez entuzjazmu przejrżał wydruk. Po drugiej stronie globu, z inspiracji Ligi Wolności powstał artykuł pod wielce oryginalnym nagłówkiem. Czy ludźmi rządzą potwory? — pytała gazeta, a dalej następowało zdanie: Na dzisiejszym mityngu w Madrasie dr C.V. Krishan, przewodniczący Wschodniego Oddziału Ligi Wolności powiedział: „Powód dziwnego zachowania Zwierzchników jest prosty. Ich wygląd jest tak potworny i odrażający, że nie odważą się ukazać ludziom. Wzywam Kontrolera, aby temu zaprzeczył”.

Stormgren z niesmakiem upuścił papier. Gdyby nawet to oskarżenie było prawdziwe, czy miałoby jakiekolwiek znaczenie? Podobne pomysły nie były czymś nowym, ale nigdy się nimi nie przejmował. Nie wierzył, aby istniała taka forma życia, jakiej po pewnym czasie nie zdołałby zaakceptować, a może nawet polubić, jakkolwiek dziwną mogłaby się wydać na początku. Liczy się umysł, nie ciało. Gdybyż tylko udało mu się przekonać o tym Karellena! Zwierzchnicy mogliby ustąpić w tej sprawie. To pewne, że nie byli nawet w połowie tak odrażający, jak przedstawiała ich wyobraźnia rysowników tuż po przybyciu.

Stormgren wiedział jednak, że nie tylko troska o następcę kazała mu niecierpliwie oczekiwać kresu obecnego stanu rzeczy. Był dostatecznie szczery wobec siebie, aby przyznać, że po głębszej analizie jeden z kierujących nim motywów okazywał się silniejszy od pozostałych: zwykła ludzka ciekawość. Poznał Karellena jako osobowość, ale nigdy nie będzie całkowicie usatysfakcjonowany, jeśli nie dowie się, jak Kontroler wygląda.

Nazajutrz rano, kiedy Stormgren o zwykłej porze nie pojawił się w biurze. Pięter van Ryberg był zaskoczony i lekko zmartwiony. Zazwyczaj sekretarz generalny, przeprowadzając pierwsze rozmowy telefoniczne jeszcze przed wyjściem do biura, uprzedzał pracowników o swojej ewentualnej nieobecności. Ponadto, co dodatkowo komplikowało sytuację, tego ranka kilka ważnych depesz wymagało odpowiedzi Stormgrena. Van Ryberg obdzwonił pół tuzina departamentów, próbując go odnaleźć i w końcu zrezygnował.

Koło południa był już mocno zdenerwowany i wysłał samochód do domu Stormgrena. Dziesięć minut później zaskoczyło go wycie syren; od podjazdu Roosevelta pędził wóz policyjny. Ktoś z załogi radiowozu musiał być wtyczką agencji informacyjnej, bo kiedy van Ryberg patrzył na zbliżający się samochód, radio właśnie głosiło światu, że nie jest już zastępcą, lecz p.o. sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych.