Выбрать главу

– Nie wymyśliłem tego świadomie – powiedziałem.

– Świadomie czy nieświadomie, wymyśliłeś to jednak ty.

– Nie da się ukryć.

– Dość smaczne te stynki, prawda?

– Tak, bardzo.

– Nie sądzisz jednak, że cała ta historia ma coś wspólnego z jednorożcem, o którym czytałam ci ostatnim razem? Te ukraińskie jednorożce też żyły w miejscu odgrodzonym od świata nie przebytym murem.

– Tak, masz rację.

– A może coś je łączy?

– A, prawda – sięgnąłem do kieszeni kurtki – mam dla ciebie prezent.

– Uwielbiam prezenty.

Podałem jej obcinacz. Otworzyła futerał i zdziwiona przyglądała się kawałkowi metalu, który znajdował się w środku.

– Co to jest?

– Pokaż – wziąłem z jej rąk obcinacz. – Zgina się najpierw tu, potem tu i proszę…

– Obcinacz do paznokci?

– Właśnie. Przydaje się w podróży. Składa się go tak samo, jak rozkłada. O tak. – Pokazałem jej, jak złożyć obcinacz.

– To ciekawe. Dziękuję. Często dajesz dziewczynom w prezencie takie rzeczy?

– Nie, jesteś pierwsza. Wszedłem do sklepu metalowego i tak mi się spodobał, że postanowiłem go kupić. Komplet noży rzeźbiarskich był trochę za duży.

– Wolę już to. Dziękuję. Zawsze gubię obcinacze, ale ten będę nosić w wewnętrznej kieszeni torebki.

Zamknęła obcinacz w futerale i schowała go do torebki.

Kelner przyniósł nam danie główne. Byłem wciąż piekielnie głodny. Sześć dań na przystawkę nie pozostawiło w naszych żołądkach ani śladu. W krótkim czasie połknąłem dość pokaźną porcję tagliatelli, po czym zjadłem połowę makaronu z sosem rybnym. Dopiero wtedy poczułem, że gdzieś na dnie mrocznej otchłani ukazało się niewielkie światło.

Czekając na morskiego okonia, którego podano po makaronie, piliśmy wino.

– A swoją drogą – powiedziała, nie odrywając kieliszka od ust, przez co jej głos jakoś dziwnie zadudnił – to twoje mieszkanie zniszczono za pomocą jakiejś maszyny? Czy może zrobiło to kilku ludzi?

– Nie, zrobił to jeden człowiek, bez użycia maszyny.

– Musiał być wyjątkowo simy.

– O tak. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak silny!

– Twój znajomy?

– Nie, widziałem go po raz pierwszy w życiu.

– To miało jakiś związek z jednorożcem?

– Myślę, że tak.

– Tę sprawę też udało ci się już rozwiązać?

– Nie. W każdym razie oni są innego zdania.

– A ty? Dla ciebie ta sprawa jest już rozwiązana?

– I tak, i nie – powiedziałem. – Nie mam wyboru, więc można powiedzieć, że jest rozwiązana, ale skoro nie mam wyboru, to czy można to nazwać rozwiązaniem? W całej tej sprawie od początku traktowano mnie jak przedmiot. To tak, jakby w drużynie piłki wodnej złożonej z samych fok znalazł się jeden człowiek.

– Dlatego musisz stąd wyjechać?

– Można tak powiedzieć.

– Jesteś wplątany w jakąś skomplikowaną sprawę?

– Tak, to bardzo skomplikowane. Sam niewiele z tego rozumiem. Świat w ogóle komplikuje się coraz bardziej. Tu jądro, tam rozpad socjalizmu, ewolucja komputerów, sztuczne zapłodnienie, satelity szpiegowskie, przeszczepy, lobotomia i tak dalej. Nawet za kierownicą nowszego auta nie mam pojęcia, dlaczego ten samochód jedzie. Krótko mówiąc, zostałem wplątany w wojnę informacyjną. To wstęp do tego, żeby zaopatrzyć komputery w osobowość. A na razie, zamiast tego, trwa wojna.

– Naprawdę komputery będą miały własną osobowość?

– Chyba tak – powiedziałem. – W ten sposób same będą mogły zaszyfrować dane.

Kelner postawił na stole okonia i risotto.

– To dla mnie trochę za trudne – powiedziała dziewczyna, krojąc mięso nożem do ryby. – Biblioteka to spokojne miejsce. Informacje leżą tam na wierzchu i nikt o nie nie walczy.

– Szkoda, że nie zatrudniłem się w bibliotece – powiedziałem. – Naprawdę trzeba było tak zrobić.

Zjedliśmy okonia i risotto, nie pozostawiając na talerzach ani ziarenka ryżu. Zdawało mi się, że wreszcie dostrzegłem dno mojego głodu.

– Okoń był wyśmienity – powiedziała zadowolona.

– Znam sposób na taką polewę. Trzeba drobno pokrajać szalotkę i powoli smażyć ją na dobrym maśle. Chwila nieuwagi przy smażeniu, a całość nie będzie miała smaku.

– Lubisz gotować, prawda?

– Tak, pewnie dlatego, że sztuka gotowania już dawno przestała się rozwijać. Przynajmniej jeśli chodzi o potrawy naprawdę smaczne.

– Takie, jak ten suflet? Swoją drogą, zmieścisz go jeszcze?

– Oczywiście – odparłem. Zmieściłbym jeszcze pięć takich sufletów.

Zjadłem lody winogronowe, suflet i wypiłem kawę. Rzeczywiście suflet był wspaniały. Deser musi być wystarczająco smaczny. Kawy było tyle, ile zmieściłoby się w garści i miała dobry pełny smak.

Kiedy zjedliśmy już wszystko, nie pozostawiając na talerzach ani kęsa, szef kuchni wyszedł nam na spotkanie. Powiedzieliśmy mu, że wszystko bardzo nam smakowało.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł kucharz. – Nie często, nawet we Włoszech, można spotkać ludzi, którzy zdołaliby zjeść tyle potraw.

– Dziękujemy – powiedziałem.

Kiedy wrócił do kuchni, zawołaliśmy kelnera i zamówiliśmy jeszcze po jednej kawie.

– Jesteś pierwszym człowiekiem, który dorównał mi w jedzeniu – powiedziała dziewczyna.

– Prawdę mówiąc, zjadłbym coś jeszcze.

– Mam w domu pizzę i chivas regal, co ty na to?

– Świetnie.

Dziewczyna mieszkała tuż obok biblioteki. Dom był niewielki, ale zawsze to co innego niż mieszkanie w bloku. Miał prawdziwy japoński ganek i ogródek, w którym spokojnie zmieściłby się jeden człowiek. W kącie ogródka rósł, jak należy, krzak azalii. Dom miał nawet jedno piętro.

– Kupiliśmy ten dom zaraz po ślubie – powiedziała. – Oddałam dług z pieniędzy, które dostałam po śmierci męża. Był ubezpieczony na życie. Kupiliśmy dom z myślą o dzieciach, ale teraz, jak widzisz, jest dla mnie trochę za duży.

– Rzeczywiście – stanąłem w pobliżu sofy w pokoju gościnnym i rozejrzałem się dookoła.

Dziewczyna wyjęła z zamrażalnika pizzę i wsadziła ją do piecyka, następnie przyniosła do pokoju chivas regal, lód i szklanki. Włączyłem magnetofon. Obok magnetofonu leżało kilka kaset: Jackie McLean, Miles Davis, Wynton Kelly i tym podobni. Czekając na pizzę, wysłuchaliśmy Bags' Groove, Surrey with a Fringe on Top i czegoś tam jeszcze. Napiłem się whisky. Dziewczyna otworzyła sobie wino.

– Lubisz stary jazz? – zapytała.

– Tak, kiedy byłem w gimnazjum, chodziłem do kawiarni, w której puszczano tylko takie kawałki.

– Nie słuchasz nowszej muzyki?

– Słucham. Police, Duran Duran, wszystkiego słucham, jak muszę.

– Ale sam, z własnej woli nie słuchasz?

– Nie trzeba własnej woli, żeby tego słuchać.

– On… to znaczy mój zmarły mąż też słuchał tylko starej muzyki.

– Jestem do niego podobny?

– Tak, trochę. Mój mąż zginął w autobusie, to znaczy został zamordowany.

– Dlaczego?

– Zwrócił uwagę punkowi, żeby przestał farbować włosy sprayem w autobusie, a tamten zaczął go bić po głowie żelaznym wazonem, który akurat trzymał w ręce.

– Po co, do licha, był mu ten wazon?

– Nie wiem – powiedziała. – Nie mam pojęcia. Mnie też nic nie przychodziło do głowy.

– Nie wydaje ci się, że zostać zatłuczonym na śmierć w autobusie to jednak zbyt okrutne?

– Tak, masz rację. To straszne – zgodziłem się.

Pizza była już gotowa, więc zjedliśmy ją po połowie i siedząc obok siebie na sofie, piliśmy alkohol.

– Chcesz zobaczyć czaszkę jednorożca? – zapytałem.