– Pewnie! Naprawdę masz czaszkę jednorożca?
– Niestety, to tylko kopia.
– Nie szkodzi, pokaż.
Wyszedłem do samochodu, zabrałem z tylnego siedzenia moją sportową torbę i wróciłem do domu. Była spokojna ciepła noc. Przez chmury przebijał księżyc. Wszystko wskazywało na to, że jutro będzie ładna pogoda. Usiadłem z powrotem na sofie, otworzyłem torbę i wyjąłem z niej czaszkę. Dziewczyna odstawiła kieliszek i uważnie przyjrzała się czaszce.
– Niezła robota – powiedziała. – Wygląda jak prawdziwa. Wyjąłem z torby pałeczkę i uderzyłem nią w czoło czaszki.
Rozległ się ten sam suchy i przeciągły dźwięk.
– A to co znowu?
– Każda czaszka wydaje swój własny niepowtarzalny dźwięk – wyjaśniłem. – Podobno za pomocą tego dźwięku można odtworzyć pamięć.
– Niemożliwe! – powiedziała. Po czym wzięła pałeczkę i sama zaczęła stukać czaszkę. – To mi wcale nie wygląda na kopię.
– Jej twórca do przesady angażuje się w swoją pracę.
– Czaszka mojego męża pękła na pół. Chyba nie wydałaby odpowiedniego dźwięku.
– Nie wiem.
Położyła czaszkę na stole i napiła się wina. Siedzieliśmy na sofie złączeni ramionami i patrzyliśmy na czaszkę. Wyglądała tak, jakby się do nas uśmiechała, zdawało mi się jednocześnie, że usiłuje zaczerpnąć powietrza.
– Puść jeszcze jakąś muzykę – powiedziała.
Wziąłem pierwszą lepszą kasetę i włożyłem ją do magnetofonu.
– Łóżko jest na górze. Pójdziemy tam, czy zostaniemy tutaj? – spytała.
– Możemy zostać tutaj.
Pat Boone zaczął śpiewać TH Be Home. Znów miałem wrażenie, że czas płynie w przeciwnym kierunku. Ale było mi już wszystko jedno. Niech sobie płynie, gdzie mu się podoba. Dziewczyna zasłoniła koronkową zasłonę w wychodzącym na ogród oknie i zgasiła światło. Potem rozebrała się w świetle księżyca. Zdjęła najpierw łańcuszki i zegarek w kształcie bransoletki, a potem aksamitną sukienkę. Ja też zdjąłem zegarek i rzuciłem go za oparcie sofy. Następnie zdjąłem kurtkę, rozluźniłem krawat i wypiłem ostatni łyk mojej whisky.
Kiedy dziewczyna zdejmowała rajstopy, zwijając je w okrągłe wałki, zaczął się kolejny utwór: Georgia on My Mind Raya Charlesa. Zamknąłem oczy, położyłem obydwie nogi na stole i tak jakbym mieszał lód w drinku, spróbowałem zamieszać czas w mojej głowie. To wszystko już się kiedyś wydarzyło. Trochę inne były nasze ubrania, muzyka w tle i kwestie, które wypowiadaliśmy. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Kręcę się w kółko i wracam wciąż w to samo miejsce. To martwy bieg, jak na karuzeli. Siedzę na drewnianym koniu i ani ja nikogo nie wyprzedzam, ani nikt nie wyprzedza mnie. I choć poruszam się do przodu, nigdzie w ten sposób nie dojadę.
– Wydaje mi się, że to wszystko już kiedyś było – powiedziałem, nie otwierając oczu.
– Oczywiście – odparła. Po czym wzięła z moich rąk pustą szklankę i powoli rozpięła guziki mojej koszuli, tak jakby wyjmowała włókna ze strączków fasoli.
– Skąd wiesz?
– Po prostu wiem – powiedziała i przywarła wargami do mojej piersi. Jej długie włosy leżały na moim brzuchu. – To wszystko już się kiedyś wydarzyło. Tylko że my kręcimy się w kółko. Prawda?
Nie otwierając oczu, powierzyłem ciało jej wargom i włosom. Myślałem o morskim okoniu, o obcinaczu do paznokci i o ślimaku na klombie przed pralnią.
Otworzyłem oczy i lekko objąłem ją ramieniem, palcami zacząłem szukać haftki jej stanika. Haftki nie było.
– Z przodu – powiedziała.
A jednak świat posuwał się naprzód.
Zrobiliśmy to trzy razy, po czym wzięliśmy prysznic i leżąc na sofie, owinięci kocem, słuchaliśmy Binga Crosby'ego. Czułem się świetnie. Erekcja była tak doskonała, jak piramida w Giza, jej włosy pachniały pięknie odżywką, a twarda sofa była naprawdę dobra. Trudno uwierzyć, że kiedyś taka sofa była ogólnie dostępnym meblem.
– Niezła ta sofa – stwierdziłem.
– Jest już taka stara i zniszczona, że zamierzałam kupić nową.
– Nie rób tego!
– Dobrze, skoro tak ci na tym zależy… Razem z Crosbym zaśpiewałem Hanny Boy.
– Lubisz tę piosenkę?
– Tak, kiedyś w podstawówce wygrałem konkurs, grając tę piosenkę na harmonijce. W nagrodę dostałem tuzin ołówków. Kiedyś nieźle grałem na tym instrumencie.
Roześmiała się. – Kto by się spodziewał!
– Tak, masz rację.
Dziewczyna jeszcze raz nastawiła płytę na Danny Boy, a ja jeszcze raz zaśpiewałem do wtóru. Kiedy jednak śpiewałem po raz drugi, ogarnął mnie jakiś trudny do wytłumaczenia smutek.
– Napiszesz do mnie? – spytała.
– Napiszę – powiedziałem. – Tylko nie wiem, czy stamtąd można wysyłać listy.
Podzieliliśmy się resztą wina, jakie zostało na dnie butelki.
– Która może być teraz godzina? – spytałem.
– Już północ.
Koniec Świata – harmonia
– Więc czujesz? – upewniła się. – Czujesz, że mógłbyś je odnaleźć?
– Tak, czuję to bardzo wyraźnie. Twoje serce jest w zasięgu mojej ręki, ale nie mogę go zobaczyć. Sposób, w jaki mógłbym to zrobić, też muszę znać już od jakiegoś czasu.
– Jeśli tak czujesz, to na pewno tak jest.
Usiedliśmy obok siebie na podłodze.
– Skoro czujesz to bardzo wyraźnie, to znaczy, że odkryłeś to stosunkowo niedawno – powiedziała. – Spróbuj sobie przypomnieć, co się wydarzyło, odkąd twój cień zaczął słabnąć. Może w ten sposób znajdziemy jakiś klucz.
Siedząc na chłodnej posadzce, z zamkniętymi oczami słuchałem jakiś czas milczenia bijącego od czaszek.
– Rano starcy zaczęli kopać dół przed moim oknem. Nie wiem, co zamierzali w nim schować, ale był to ogromny dół. Obudził mnie dźwięk ich łopat. Zdawało mi się, że kopią dziurę w mojej głowie. Potem zaczął padać śnieg i zasypał dół.
– Co jeszcze?
– Byłem z tobą w elektrowni. Ty też powinnaś to pamiętać. Spotkaliśmy młodego dozorcę, rozmawialiśmy z nim o Lesie. Pokazał mi urządzenia elektrowni. Świst wiatru napędzającego elektrownię był bardzo nieprzyjemny. Jakby powietrze wydobywało się prosto z piekła.
Dozorca był młody, bardzo cichy i chudy.
– Co było potem?
– Dozorca dał mi harmonię. To stary instrument, ale można na nim jeszcze zagrać.
Dziewczyna zamyśliła się. Czułem, że z każdą chwilą w magazynie robi się coraz chłodniej.
– To harmonia – powiedziała. – Ona jest kluczem.
– Harmonia?
– Wszystko się zgadza. Harmonia łączy się z piosenką. A piosenka z moją matką. Matka zaś bezpośrednio łączy się z moim sercem. Nie mam racji?
– Masz – odparłem. – Masz rację, wszystko się zgadza. To rzeczywiście musi być harmonia. Ale brakuje jednego zasadniczego ogniwa. Nie umiem przypomnieć sobie żadnej piosenki.
– Nie musi być piosenka, potrafisz przecież zagrać na niej kilka dźwięków?
– Potrafię – powiedziałem. Wyszedłem z magazynu, wyjąłem z kieszeni płaszcza harmonię i wróciłem do magazynu. Usiadłem obok dziewczyny i spróbowałem zagrać kilka akordów.
– Piękny dźwięk – powiedziała. – To brzmi zupełnie jak szum wiatru.
– Bo to jest szum wiatru. A raczej kilka różnych szumów jednocześnie. – Z zamkniętymi oczami słuchała harmonicznych dźwięków.
Żadna melodia nie przychodziła mi do głowy, ale już się tym nie przejmowałem. Grałem po kolei wszystkie akordy, jakie tylko sobie przypomniałem. Niech posłucha chociaż tego podobnego do szumu wiatru dźwięku. Postanowiłem nie pragnąć niczego więcej. Wystarczy, że moje serce poszybuje trochę na tym wietrze.