Jej otyłość była jednak czarująca. Kiedy przystawiałem ucho do jej biodra, to jakbym się położył na wiosennej łące w słoneczne popołudnie. Było miękkie jak pierzyna i łagodnym cichym łukiem opadało w stronę łona. Kiedy chwaliłem jej otyłość – a należę do ludzi, którzy od razu wyrażają swój zachwyt – mówiła tylko: „Tak sądzisz?". Zdaje się, że nie bardzo mi wierzyła.
Spałem też, oczywiście, z dziewczyną, której całe ciało było wybujałe otyłe. I z wyjątkowo dobrze umięśnioną grubaską. Pierwsza wykładała elektronikę, a druga była kostiumologiem. Rodzaj otyłości zależy chyba od charakteru człowieka.
Mężczyzna, w miarę jak rośnie liczba dziewczyn, z którymi się przespał, zaczyna podchodzić do seksu w sposób naukowy. I traci po trochu przyjemność z samego seksu. Inaczej mówiąc, chyba po prostu zaczynam się starzeć.
Zapłaciłem i wyszedłem z restauracji. Potem pojechałem do biblioteki. Stanąłem przed informacją i zapytałem: „Czy znajdę coś na temat czaszki ssaków?". Szczupła długowłosa dziewczyna pochłonięta lekturą jakiejś książki w kieszonkowym wydaniu podniosła twarz i spojrzała na mnie.
– Słucham?
– Czaszka. Ssaki – powtórzyłem wyraźniej.
– Ssaków czaszka – powiedziała nieco poetycznie. Zabrzmiało to jak tytuł wiersza odczytany przez poetę na wieczorze autorskim. Czyżby zawsze odpowiadała czytelnikom w taki sposób? Na przykład:
„Teatru lalek historia"
„Do chińskiej walki cieni wprowadzenie".
Pomyślała chwilę, przygryzając dolną wargę i powiedziała: „Proszę poczekać, zaraz sprawdzę", po czym odwróciła się do komputera i wpisała słowo „ssaki". Na ekranie pojawiło się ze dwadzieścia tytułów. Skreśliła prawie dwie trzecie tej listy. Pozostałą część wpisała do pamięci i wystukała hasło „szkielet". Tym razem ukazało się siedem lub osiem tytułów. Wybrała dwa i dopisała je do zapamiętanych uprzednio. Biblioteki zmieniły się nie do poznania. Gdzie te czasy, gdy na ostatniej stronie znajdowała się zakładka z kartą książki. W dzieciństwie uwielbiałem przyglądać się pieczątkom z datami na tej karcie.
Dziewczyna podobała mi się coraz bardziej. Siedziała teraz odwrócona do mnie tyłem, a ja, patrząc na jej długie włosy i smukłe plecy, zastanawiałem się, czy nie popełniam błędu, darząc ją sympatią. Była piękna, uprzejma i, zdaje się, niegłupia. W dodatku wyrażała się poetycznie. Może warto spróbować?
Po chwili zrobiła wydruk z komputera i podała mi listę.
– Proszę wybrać z tych dziewięciu tytułów – powiedziała.
Czytałem:
1. Systematyka ssaków;
2. Atlas anatomiczny – ssaki;
3. Szkielet ssaków;
4. Historia ssaków;
5. Jestem ssakiem;
6. Wygląd zewnętrzny ssaków;
7. Mózg ssaków;
8. Szkielet zwierząt;
9. Kości mówią.
Mogłem pożyczyć tylko trzy książki. Wybrałem pozycje 2, 3 i 8. Jestem ssakiem albo Kości mówią też wydawały mi się interesujące, ale nie wiązały się chyba bezpośrednio z tematem, więc postanowiłem wypożyczyć je przy następnej okazji.
– Bardzo mi przykro, ale Atlas anatomiczny - ssaki znajduje się w księgozbiorze podręcznym i nie można pożyczać go do domu – powiedziała, drapiąc się długopisem po skroni.
– Proszę pani – nalegałem – to jest bardzo ważna sprawa. Zwrócę tę książkę jutro do południa, proszę mi zaufać, naprawdę, tylko na jeden dzień.
– Nie mogę, dużo ludzi korzysta z atlasów, gdyby ktoś się dowiedział…
– Tylko na jeden dzień. Na pewno nikt się nie dowie.
Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna, jakby się zastanawiała, opierała przy tym język o wewnętrzną stronę dolnych zębów. Język był różowy i bardzo ładny.
– No dobrze. Ale proszę przynieść go jutro, do wpół do dziesiątej rano.
– Dziękuję bardzo – powiedziałem.
– Nie ma za co – odparła.
– Chciałbym się pani jakoś odwdzięczyć. Czy jest coś, co mógłbym dla pani zrobić?
– Owszem, naprzeciwko jest lodziarnia Thirty One, czy mógłby mi pan kupić loda? Na podwójnej porcji płatków kukurydzianych, na dole pistacjowe, a na górze kawowe. Zapamiętał pan?
– Podwójne płatki, na górze kawowe, na dole pistacjowe? – upewniłem się.
Dziewczyna wyszła do magazynu po książki, a ja tymczasem kupiłem loda. Nie było jej jeszcze, kiedy wróciłem. Czekałem, stojąc nieruchomo z lodem w wyciągniętej ręce. Na szczęście lód był twardy i nie topił się, ale widok człowieka, który trzyma w ręce loda, lecz go nie je, jakoś dziwnie drażni, toteż starcy czytający nieopodal gazety co chwila obrzucali mnie niespokojnym wzrokiem.
Na biurku, w pozie, która przypominała małego zajączka, leżała rozpoczęta przez nią książka. Podróżnik w czasie - drugi tom biografii H.G. Wellsa. Obok leżały trzy ołówki i siedem czy osiem spinaczy. Dlaczego wszędzie, gdzie tylko się pojawię, muszą znajdować się spinacze?
Może to tylko przypadek i niepotrzebnie zwracam na to uwagę? Było w tym jednak coś dziwnego, zupełnie jak z tą czaszką. Poczułem nagle, że coś łączy te dwie rzeczy. Ale co, na zdrowy rozum, mogło łączyć zwierzęcą czaszkę ze spinaczami do papieru?
– Dziękuję – powiedziała dziewczyna, odbierając loda. W zamian wręczyła mi trzy książki, po czym odwróciła się tyłem, żeby nie było widać, że je w czasie pracy loda.
– To ja dziękuję – odparłem. – A swoją drogą, do czego używa pani spinaczy?
– Do papieru spinaczy? – powtórzyła jakby wierszem. – Do spinania papieru. Nie wie pan? Spinacze są wszędzie, każdy ich używa.
Miała rację. Podziękowałem, wziąłem książki i wyszedłem z biblioteki. Spinacze są wszędzie. Za tysiąc jenów można kupić sobie tyle spinaczy, że wystarczy na cale życie. Wstąpiłem do papierniczego i kupiłem sobie spinaczy za tysiąc jenów. Następnie wróciłem do domu.
Najpierw schowałem żywność do lodówki. Mięso i rybę zawinąłem w celofan i wsadziłem do zamrażalnika. Zamroziłem też chleb i kawę. Serek sojowy tofu włożyłem do miski z wodą, a starsze warzywa przełożyłem na wierzch. Powiesiłem ubranie w szafie i postawiłem płyn do mycia naczyń na półce w kuchni. Obok czaszki na telewizorze rozsypałem garść spinaczy.
Dziwne to było połączenie. Jak lód i puchowa poduszka. Albo atrament i sałata. Wyszedłem na werandę, żeby przyjrzeć się tej kompozycji z daleka. Wrażenie było takie samo. Co mogło łączyć te dwie rzeczy?
Usiadłem na łóżku. Gdzieś w pobliżu przejechała karetka pogotowia, potem z wyciem megafonów przetoczyła się furgonetka organizacji ultraprawicowej. Chciałem napić się whisky, ale powstrzymałem się – powinienem zastanowić się nad tym na trzeźwo. Po chwili furgonetka wróciła tą samą drogą. Pewnie zabłądzili.
Niczego w końcu nie wymyśliłem, więc poszedłem do kuchni i usiadłszy przy stole, zacząłem przewracać kartki pożyczonych książek. Postanowiłem odszukać najpierw wszystkie trawożerne ssaki średniej wielkości, a następnie porównać kształty ich głów z czaszką. Okazało się jednak, że zwierząt tego rodzaju było znacznie więcej, niż przypuszczałem. Samych saren znalazłem chyba ze trzydzieści.
Przyniosłem czaszkę do kuchni i po kolei porównałem ją z każdym obrazkiem w książce. W ciągu godziny i dwudziestu minut przyjrzałem się dziewięćdziesięciu trzem głowom, ale żadna z nich nie pasowała do czaszki leżącej na stole. Byłem w ślepej uliczce. Odłożyłem książkę. Trudno, niczego więcej nie wymyślę.