Usiadłem obok dziewczyny, oparłem głowę na poręczy łóżka i zamknąłem oczy. Jeśli się zastanowić, nie spałem już od kilku dni. Za każdym razem, kiedy zamierzałem się przespać, ktoś przychodził i pięściami wyrywał mnie ze snu. Teraz zdawało mi się, że to sen usiłuje wciągnąć mnie do świata ciemności. Zupełnie jakby Czarnomroki wyciągały po mnie swoje ręce.
Otworzyłem oczy i potarłem twarz. Nie myłem się i nie goliłem tak długo, że kiedy wreszcie to zrobiłem, skóra na mojej twarzy przypominała skórę na dobrze wyprawionym bębenku. Piekła mnie poza tym szyja w miejscu, gdzie parę godzin temu moją krew ssały pijawki.
– Wiesz co? – powiedziała dziewczyna, odkładając książkę.
– Naprawdę nie chcesz, żebym to zrobiła? To, o czym był ten artykuł w gazecie?
– Nie teraz – powiedziałem.
– Nie jesteś w nastroju?
– Właśnie.
– Przespać się ze mną też nie chcesz?
– Nie teraz.
– Dlatego, że jestem gruba?
– Nie, nie dlatego – odparłem. – Masz naprawdę śliczne ciało.
– Więc dlaczego?
– Nie wiem – powiedziałem. – Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że nie powinienem tego robić.
– Dlaczego? Czy nie pozwala ci na to moralność? A może to wbrew twoim zasadom?
– Wbrew zasadom? – powtórzyłem automatycznie. Jak dziwnie brzmiały te słowa! Wpatrując się w sufit, próbowałem zastanowić się nad ich sensem. – Nie, skądże, nic podobnego – powiedziałem. – To coś zupełnie innego. Moja prawdziwa natura, przeczucie czy coś w tym rodzaju. A może to ma jakiś związek z moją sztuczną pamięcią? Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Osobiście przespałbym się z tobą natychmiast. Ale coś mnie powstrzymuje.
Oparłszy się łokciami na poduszce, spojrzała mi prosto w oczy.
– Nie kłamiesz?
– W takich sprawach nie kłamię.
– Naprawdę tak myślisz?
– Tak czuję.
– Możesz mi to udowodnić?
– Udowodnić? – zdziwiłem się.
– Przekonaj mnie, że naprawdę chciałbyś się ze mną przespać.
– Mam erekcję – powiedziałem.
– Pokaż.
Wahałem się przez chwilę, ale w końcu postanowiłem spuścić spodnie i pokazać jej to, co chciała. Nie miałem siły ciągnąć tej dyskusji, poza tym świat miał się niedługo skończyć… na pewno nic się już nie stanie, nawet jeśli siedemnastolatka zobaczy penis w zwodzie.
– Hm… – powiedziała, oglądając członek. – Mogę dotknąć?
– Nie – powiedziałem. – Przekonałem cię?
– Tak, w zasadzie tak.
Podciągnąłem spodnie. Przed domem powoli przejechała ciężarówka.
– Kiedy pójdziesz po dziadka? – spytałem.
– Jak wyschnie moje ubranie. Po południu woda opadnie. Pójdę znowu od strony metra.
– Przy takiej pogodzie ubranie będzie suszyć się do jutra.
– Naprawdę? Więc co mam zrobić?
– Niedaleko jest pralnia samoobsługowa. Możesz wysuszyć ubranie w suszarce.
– Ale w czym pójdę do pralni?
Przez chwilę łamałem sobie nad tym głowę, lecz nic mądrego nie wymyśliłem. Nie było rady, musiałem sam iść do pralni i wysuszyć jej rzeczy. Spakowałem je do reklamówki z nadrukiem Lufthansy, po czym jeszcze raz przeszukałem szafę. Włożyłem płócienne spodnie i niebieską koszulę botton down. W ten sposób kilka ostatnich godzin życia przyszło mi spędzić w pralni, na jednym z tych niewygodnych stalowych krzeseł.
Koniec Świata – na łożu śmierci
Strażnik akurat rąbał drewno na opał, gdy otworzyłem drzwi do strażnicy.
– Zanosi się na wielki śnieg, sądząc po porannym żniwie… – rzekł, nie odkładając siekiery. – Dziś w nocy zdechły cztery. Jutro padnie znacznie więcej. Zima w tym roku wyjątkowo sroga.
Zdjąłem rękawiczki, zbliżyłem się do pieca i próbowałem rozgrzać zesztywniałe palce. Strażnik pozbierał tymczasem szczapy i wrzucił je do składu z tyłu domu. Następnie powiesił siekierę, stanął obok mnie i również wyciągnął ręce w stronę pieca.
– Zdaje się, że od tej pory będę zmuszony palić zwłoki sam. Zabrakło mi pomocnika. No cóż, wszystko, co dobre, szybko się kończy.
– Bardzo z nim źle?
– Nie powiem, żeby było dobrze – rzekł, kręcąc głową na olbrzymim karku. – Nie jest dobrze. Prawdę mówiąc, już od trzech dni nie wstaje z łóżka. Robię wszystko, co w mojej mocy, ale cóż, jestem tylko człowiekiem.
– Mogę się z nim zobaczyć?
– Oczywiście. Ale tylko pół godziny. Za pół godziny idę palić zwierze.
Skinąłem głową.
Strażnik zdjął ze ściany pęk kluczy i otworzył żelazną bramkę, prowadzącą na plac Cieni. Ruszył przodem, szybkim krokiem przeciął plac, otworzył drzwi szopy i wpuścił mnie do środka. Szopa była pusta, nie zauważyłem w niej ani jednego mebla. Podłoga wyścielona była zimną, surową cegłą. A przez szpary w oknie wdzierał się wiatr.
– To nie moja wina – powiedział Strażnik, jakby chciał się usprawiedliwić. – Nie zamknąłem go tutaj z własnej woli. Cienie mają tu mieszkać, tak jest ustalone. Ja tylko stosuję się do zaleceń. Zresztą twój cień nie miał tak najgorzej. Bywa, że zamyka się tutaj po dwa albo trzy cienie naraz.
Pokiwałem głową. Jednak nie powinienem go tu zostawiać.
– Jest na dole – powiedział. – Tam ma cieplej. Ale trochę śmierdzi.
Strażnik podniósł sczerniałą od wilgoci drewnianą klapę, która znajdowała się w podłodze w kącie szopy. Nie było tam żadnych schodów, na dół schodziło się po drabinie. Strażnik zszedł do piwnicy pierwszy, po czym machnął ręką, żebym zrobił to samo. Otrzepałem płaszcz ze śniegu i zszedłem na dół.
W nozdrza uderzył mnie smród fekaliów. Piwnica nie miała wentylacji. Pomieszczenie było niewielkie, jedną trzecią powierzchni zajmowało łóżko. Na łóżku z twarzą zwróconą w naszym kierunku leżał wychudły cień. Pod łóżkiem stał porcelanowy nocnik. Ogarek świecy, który dopalał się na starym zniszczonym stole, stanowił jedyne źródło światła i zarazem ciepła. Podłogę stanowiło zwykłe klepisko. Zdawało mi się, że w piwnicy było jeszcze zimniej niż na górze. Cień, przykryty kocem po uszy, leżał nieruchomo i spoglądał na mnie zgaszonym wzrokiem. Rzeczywiście starzec miał rację, niedługo już pociągnie.
– No, to ja już pójdę – powiedział Strażnik. Chyba nie mógł wytrzymać smrodu. – Możecie rozmawiać do woli. On i tak nie ma już sił, żeby się z tobą połączyć.
Kiedy wyszedł, cień odczekał jeszcze chwilę, po czym przywołał mnie gestem dłoni. – Sprawdź, czy nie podsłuchuje – wyszeptał.
Skinąłem głową, podniosłem się cicho z krzesła, otworzyłem klapę i rozejrzałem się dookoła. Strażnika już nie było.
– W porządku. Nie ma nikogo – powiedziałem.
– Mam ci coś do powiedzenia – rzekł cień. – Nie jestem taki słaby, na jakiego wyglądam. To przedstawienie. Faktycznie nie czuję się najlepiej, ale to nieprawda, że nie wstaję z łóżka. Potrafię jeszcze wstać i chodzić.
– Zamierzasz uciec?
– Oczywiście. I to w najbliższym czasie. Jeśli polezę tutaj jeszcze kilka dni, naprawdę nie będę mógł się ruszyć. W tej piwnicy każdy by się rozchorował. Jest tak zimno, że kości rozpuszczają się w stawach. Swoją drogą, jaka dzisiaj pogoda?
– Śnieg – odparłem, nie wyciągając rąk z kieszeni. – W nocy ma się jeszcze ochłodzić. Zanosi się na straszny mróz.
– Kiedy pada śnieg, ginie wiele zwierzy – powiedział cień. – Strażnik będzie miał dużo roboty. Wykorzystamy to. Kiedy pójdzie palić zwłoki do Jabłoniowego Lasu, weźmiesz klucze ze ściany, otworzysz nimi drzwi i uciekniemy.
– Przez bramę?
– Nie, to niemożliwe. Po pierwsze bramy nie można otworzyć, kiedy jest zamknięta od zewnątrz, poza tym Strażnik zaraz by nas złapał. Mur też odpada. Ponad murem przelecieć mogą tylko ptaki.