– Więc nigdy tutaj nie wrócisz?
Skinąłem głową. – To niemożliwe. Nawet gdybym chciał, Strażnik nie otworzy mi bramy.
– I mimo to chcesz odejść?
– Trudno mi się z tobą rozstać. Ale kocham cię i nie chcę stracić tego uczucia. Wolę wyrzec się ciebie, niż żyć z tobą, nie umiejąc cię kochać. Już ból, jaki będę nosił w sercu przez całe życie, wydaje mi się znośniejszy.
Znowu zapadła cisza. Obok pieca wisiał mój płaszcz, szalik i czapka. Wszystkie dostałem od Miasta. Były szare i nijakie, ale czułem, że bardzo do nich przywykłem.
– Myślałem o tym, żeby pomóc cieniowi w ucieczce, a samemu zostać – powiedziałem. – Ale wówczas musiałbym zamieszkać w Lesie. A ty nie masz serca, więc nie możesz zamieszkać tam razem ze mną. Zresztą, nie będę ci potrzebny.
Dziewczyna lekko pokręciła głową.
– Masz rację. Nie mam serca. Moja matka je miała, a ja nie. Dlatego wypędzono ją z Miasta. Nigdy ci o tym nie mówiłam, ale dobrze pamiętam ten dzień. Czasami myślę o niej. Jak by to było dobrze, gdybym miała serce i cały ten czas mieszkała razem z nią w Lesie. Gdybym miała serce, na pewno bym cię potrzebowała.
– Nawet gdyby wypędzono cię do Lasu? Mimo to chciałabyś mieć serce?
Znów przyglądała się swoim dłoniom splecionym na stole.
– Moja matka mówiła, że człowiek, który ma serce, niczego nie może stracić, gdziekolwiek by się znalazł. Czy to prawda?
– Nie wiem – powiedziałem. – Nie wiem, czy to prawda, ale twoja matka wierzyła w to, prawda? Ważne, czy ty mogłabyś w to uwierzyć.
– Myślę, że tak – powiedziała, patrząc mi w oczy.
– Naprawdę? – spytałem zdziwiony. – Naprawdę mogłabyś w to uwierzyć?
– Chyba tak.
– Zastanów się dobrze, to bardzo ważne. Nie ma znaczenia to, w co się wierzy, już sama wiara to dowód posiadania serca. Załóżmy, że w coś wierzysz. Polegasz na swojej wierze, a więc możesz doznać zawodu. Jeśli spotka cię zawód, przyjdzie rozczarowanie. To przecież nic innego jak działanie serca. Może ty masz serce?
Pokręciła głową. – Nie, to nie tak. Myślałam wyłącznie o matce. Nie zastanawiałam się nad tym, co z tego może wyniknąć. Pomyślałam tylko, że mogłabym w to uwierzyć.
– Wydaje mi się, że ty masz jeszcze coś, co łączy się bezpośrednio z sercem. To jest bardzo dobrze zamknięte i nigdy nie wydostaje się na zewnątrz, dlatego mur nie zauważył tego do tej pory.
– Czy to znaczy, że mojego cienia, tak jak cienia matki, nie udało się zabić do końca?
– Nie, chyba nie. Twój cień umarł tutaj, pochowano go w Jabłoniowym Lesie. Ale zostało coś w rodzaju śladu w postaci twoich wspomnień o matce. Jeśli będziemy posuwać się za tym śladem, na pewno do czegoś dojdziemy.
Zrobiło się nienaturalnie cicho, jakby wszelki dźwięk wyssała z pokoju śnieżyca hulająca na zewnątrz. Poczułem nagle, że to mur usiłuje podsłuchać naszą rozmowę.
– Porozmawiajmy lepiej o Starych Snach – powiedziałem. – Więc to zwierze pochłaniają wasze serca, a potem powstają z nich Stare Sny?
– Tak. Kiedy umrze cień, one biorą ten ciężar na siebie.
– W takim razie mógłbym odczytać twoje serce ze Starego Snu?
– Nie, to niemożliwe. Moje serce przeniknęło do wielu zwierzy wraz z sercami innych ludzi, nie można go już odróżnić. Moje myśli są tak splątane z myślami innych ludzi, że nikt nie zdoła ich rozplatać. Takie już są Stare Sny i takie pozostaną aż do chwili, kiedy rozproszą się i znikną. Zresztą sam przeczytałeś już tyle snów, ale czy mógłbyś zgadnąć, które z myśli należały do mnie?
Dobrze wiedziałem, o czym mówi. Czytałem sny codziennie, ale nie rozumiałem z nich ani słowa. W dodatku zostało mi już tylko dwadzieścia jeden godzin. Nie zdążę przeczytać wszystkich czaszek w ciągu tego czasu. Dziwna historia. Znajduję się w nieśmiertelnym świecie, a jestem zmuszony podjąć tyle decyzji w ograniczonym czasie. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Musiałem znaleźć jakiś klucz do tej sprawy.
– Chodźmy do magazynu – powiedziałem.
– Do magazynu?
– Tak, patrząc na czaszki zastanowimy się jeszcze raz. Wziąłem dziewczynę za rękę, wstałem od stołu i otworzyłem drzwi do magazynu. Kiedy dziewczyna zapaliła światło, na półkach ukazały się rzędy niezliczonych czaszek. Pokryte były grubą warstwą kurzu i majaczyły w mrocznym świetle swą wypłowiałą bielą. Wszystkie miały identycznie rozwarte szczęki i wszystkie jednakowo wpatrywały się oczodołami w pustkę. Lodowate milczenie, które wydobywało się z ich pysków, niczym niewidoczna mgła ścieliło się po podłodze. Oparliśmy się o ścianę i dłuższą chwilę przyglądaliśmy się czaszkom. Mróz przeszył mnie na wylot i wstrząsnął moim ciałem.
– Naprawdę myślisz, że się uda? – spytała.
– Tak, myślę, że potrafię odczytać twoje serce – powiedziałem cicho.
– W jaki sposób?
– Jeszcze nie wiem. Ale musi być jakiś sposób.
– To tak, jakbyś chciał odnaleźć kroplę deszczu w rzece.
– Nieprawda. Serce to nie kropla deszczu. Nie spada z nieba i wcale nie jest podobne do innych. Proszę, zaufaj mi, jeśli możesz. Tutaj jest wszystko i niczego nie ma. I na pewne znajdę to, czego pragnę.
– Proszę, odszukaj moje serce – powiedziała po chwili.
Hard-boiled wonderland – obcinacz do paznokci, polewa z masła, żelazny wazon
Zaparkowałem samochód przed biblioteką dwadzieścia po piątej. Powietrze po deszczu było rześkie, postanowiłem więc przespacerować się po mieście. Wstąpiłem do sklepu z kawą i pijąc kawę, oglądałem sprawozdanie z zawodów golfowych w telewizji, potem spędziłem trochę czasu w salonie gier przy jednym z komputerów. Gra polegała na tym, że za pomocą artylerii przeciwczołgowej miałem zniszczyć korpus czołgów wroga, który przeprawiał się przez rzekę. Z początku wygrywałem, ale liczba atakujących mnie czołgów stale rosła, więc w końcu musiałem się poddać. Kiedy wróg zajął moje pozycje, ekran rozbłysnął bielą, jakby nastąpił wybuch jądrowy, po czym ukazał się napis: GAME OVER – INSERT COIN. Posłusznie wrzuciłem następne sto jenów. Rozbrzmiała muzyka, a moja artyleria pojawiła się w nienaruszonym stanie. W tej grze można było tylko przegrać. Jeśli bym tego nie zrobił, gra nie mogłaby się przecież skończyć, a gra bez końca nie ma sensu. Wkrótce wróg znów zajął moje pozycje, rozbłysło białe światło i ukazał się napis: GAME OVER – INSERT COIN.
Na wystawie sklepu z artykułami żelaznymi, który znajdował się obok salonu gier, leżały najrozmaitsze narzędzia: komplety śrubokrętów i kluczy do nakrętek, obok elektryczny pistolet do wbijania gwoździ i elektryczny śrubokręt. Była też skórzana torba na narzędzia niemieckiej produkcji. Wielkością nie różniła się od małego damskiego kuferka, ale w środku mieściła się mała piła, młotek, ba, nawet woltomierz. Obok leżał komplet trzydziestu noży rzeźbiarskich. Zdumiałem się na widok tylu rodzajów ostrzy. Każde dłuto miało inny kształt, a przeznaczenia kilku z nich nie mogłem się domyślić. W porównaniu ze zgiełkiem, jaki panował w salonie gier, tutaj zdawało się być cicho jak we wnętrzu góry lodowej. Za ladą w głębi mrocznego sklepu siedział łysiejący właściciel w okularach i rozkręcał coś śrubokrętem.
Nagle postanowiłem wejść do sklepu. Zacząłem szukać obcinaczy do paznokci. Leżały obok kompletu brzytew i wyglądały jak kolekcja owadów. Zauważyłem wśród nich gładki prosty przedmiot z nierdzewnej stali, długości pięciu centymetrów. Nie miałem pojęcia, co należało zrobić, żeby obciąć nim paznokieć. Zaniosłem go do lady.
Kiedy stanąłem przed ladą, właściciel sklepu odłożył mikser, który właśnie rozkładał na części, i wyjaśnił mi, jak posługiwać się obcinaczem.