Выбрать главу

– Jesteś pierwszym człowiekiem, który dorównał mi w jedzeniu – powiedziała dziewczyna.

– Prawdę mówiąc, zjadłbym coś jeszcze.

– Mam w domu pizzę i chivas regal, co ty na to?

– Świetnie.

Dziewczyna mieszkała tuż obok biblioteki. Dom był niewielki, ale zawsze to co innego niż mieszkanie w bloku. Miał prawdziwy japoński ganek i ogródek, w którym spokojnie zmieściłby się jeden człowiek. W kącie ogródka rósł, jak należy, krzak azalii. Dom miał nawet jedno piętro.

– Kupiliśmy ten dom zaraz po ślubie – powiedziała. – Oddałam dług z pieniędzy, które dostałam po śmierci męża. Był ubezpieczony na życie. Kupiliśmy dom z myślą o dzieciach, ale teraz, jak widzisz, jest dla mnie trochę za duży.

– Rzeczywiście – stanąłem w pobliżu sofy w pokoju gościnnym i rozejrzałem się dookoła.

Dziewczyna wyjęła z zamrażalnika pizzę i wsadziła ją do piecyka, następnie przyniosła do pokoju chivas regal, lód i szklanki. Włączyłem magnetofon. Obok magnetofonu leżało kilka kaset: Jackie McLean, Miles Davis, Wynton Kelly i tym podobni. Czekając na pizzę, wysłuchaliśmy Bags' Groove, Surrey with a Fringe on Top i czegoś tam jeszcze. Napiłem się whisky. Dziewczyna otworzyła sobie wino.

– Lubisz stary jazz? – zapytała.

– Tak, kiedy byłem w gimnazjum, chodziłem do kawiarni, w której puszczano tylko takie kawałki.

– Nie słuchasz nowszej muzyki?

– Słucham. Police, Duran Duran, wszystkiego słucham, jak muszę.

– Ale sam, z własnej woli nie słuchasz?

– Nie trzeba własnej woli, żeby tego słuchać.

– On… to znaczy mój zmarły mąż też słuchał tylko starej muzyki.

– Jestem do niego podobny?

– Tak, trochę. Mój mąż zginął w autobusie, to znaczy został zamordowany.

– Dlaczego?

– Zwrócił uwagę punkowi, żeby przestał farbować włosy sprayem w autobusie, a tamten zaczął go bić po głowie żelaznym wazonem, który akurat trzymał w ręce.

– Po co, do licha, był mu ten wazon?

– Nie wiem – powiedziała. – Nie mam pojęcia. Mnie też nic nie przychodziło do głowy.

– Nie wydaje ci się, że zostać zatłuczonym na śmierć w autobusie to jednak zbyt okrutne?

– Tak, masz rację. To straszne – zgodziłem się.

Pizza była już gotowa, więc zjedliśmy ją po połowie i siedząc obok siebie na sofie, piliśmy alkohol.

– Chcesz zobaczyć czaszkę jednorożca? – zapytałem.

– Pewnie! Naprawdę masz czaszkę jednorożca?

– Niestety, to tylko kopia.

– Nie szkodzi, pokaż.

Wyszedłem do samochodu, zabrałem z tylnego siedzenia moją sportową torbę i wróciłem do domu. Była spokojna ciepła noc. Przez chmury przebijał księżyc. Wszystko wskazywało na to, że jutro będzie ładna pogoda. Usiadłem z powrotem na sofie, otworzyłem torbę i wyjąłem z niej czaszkę. Dziewczyna odstawiła kieliszek i uważnie przyjrzała się czaszce.

– Niezła robota – powiedziała. – Wygląda jak prawdziwa. Wyjąłem z torby pałeczkę i uderzyłem nią w czoło czaszki.

Rozległ się ten sam suchy i przeciągły dźwięk.

– A to co znowu?

– Każda czaszka wydaje swój własny niepowtarzalny dźwięk – wyjaśniłem. – Podobno za pomocą tego dźwięku można odtworzyć pamięć.

– Niemożliwe! – powiedziała. Po czym wzięła pałeczkę i sama zaczęła stukać czaszkę. – To mi wcale nie wygląda na kopię.

– Jej twórca do przesady angażuje się w swoją pracę.

– Czaszka mojego męża pękła na pół. Chyba nie wydałaby odpowiedniego dźwięku.

– Nie wiem.

Położyła czaszkę na stole i napiła się wina. Siedzieliśmy na sofie złączeni ramionami i patrzyliśmy na czaszkę. Wyglądała tak, jakby się do nas uśmiechała, zdawało mi się jednocześnie, że usiłuje zaczerpnąć powietrza.

– Puść jeszcze jakąś muzykę – powiedziała.

Wziąłem pierwszą lepszą kasetę i włożyłem ją do magnetofonu.

– Łóżko jest na górze. Pójdziemy tam, czy zostaniemy tutaj? – spytała.

– Możemy zostać tutaj.

Pat Boone zaczął śpiewać TH Be Home. Znów miałem wrażenie, że czas płynie w przeciwnym kierunku. Ale było mi już wszystko jedno. Niech sobie płynie, gdzie mu się podoba. Dziewczyna zasłoniła koronkową zasłonę w wychodzącym na ogród oknie i zgasiła światło. Potem rozebrała się w świetle księżyca. Zdjęła najpierw łańcuszki i zegarek w kształcie bransoletki, a potem aksamitną sukienkę. Ja też zdjąłem zegarek i rzuciłem go za oparcie sofy. Następnie zdjąłem kurtkę, rozluźniłem krawat i wypiłem ostatni łyk mojej whisky.

Kiedy dziewczyna zdejmowała rajstopy, zwijając je w okrągłe wałki, zaczął się kolejny utwór: Georgia on My Mind Raya Charlesa. Zamknąłem oczy, położyłem obydwie nogi na stole i tak jakbym mieszał lód w drinku, spróbowałem zamieszać czas w mojej głowie. To wszystko już się kiedyś wydarzyło. Trochę inne były nasze ubrania, muzyka w tle i kwestie, które wypowiadaliśmy. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Kręcę się w kółko i wracam wciąż w to samo miejsce. To martwy bieg, jak na karuzeli. Siedzę na drewnianym koniu i ani ja nikogo nie wyprzedzam, ani nikt nie wyprzedza mnie. I choć poruszam się do przodu, nigdzie w ten sposób nie dojadę.

– Wydaje mi się, że to wszystko już kiedyś było – powiedziałem, nie otwierając oczu.

– Oczywiście – odparła. Po czym wzięła z moich rąk pustą szklankę i powoli rozpięła guziki mojej koszuli, tak jakby wyjmowała włókna ze strączków fasoli.

– Skąd wiesz?

– Po prostu wiem – powiedziała i przywarła wargami do mojej piersi. Jej długie włosy leżały na moim brzuchu. – To wszystko już się kiedyś wydarzyło. Tylko że my kręcimy się w kółko. Prawda?

Nie otwierając oczu, powierzyłem ciało jej wargom i włosom. Myślałem o morskim okoniu, o obcinaczu do paznokci i o ślimaku na klombie przed pralnią.

Otworzyłem oczy i lekko objąłem ją ramieniem, palcami zacząłem szukać haftki jej stanika. Haftki nie było.

– Z przodu – powiedziała.

A jednak świat posuwał się naprzód.

Zrobiliśmy to trzy razy, po czym wzięliśmy prysznic i leżąc na sofie, owinięci kocem, słuchaliśmy Binga Crosby'ego. Czułem się świetnie. Erekcja była tak doskonała, jak piramida w Giza, jej włosy pachniały pięknie odżywką, a twarda sofa była naprawdę dobra. Trudno uwierzyć, że kiedyś taka sofa była ogólnie dostępnym meblem.

– Niezła ta sofa – stwierdziłem.

– Jest już taka stara i zniszczona, że zamierzałam kupić nową.

– Nie rób tego!

– Dobrze, skoro tak ci na tym zależy… Razem z Crosbym zaśpiewałem Hanny Boy.

– Lubisz tę piosenkę?

– Tak, kiedyś w podstawówce wygrałem konkurs, grając tę piosenkę na harmonijce. W nagrodę dostałem tuzin ołówków. Kiedyś nieźle grałem na tym instrumencie.

Roześmiała się. – Kto by się spodziewał!

– Tak, masz rację.

Dziewczyna jeszcze raz nastawiła płytę na Danny Boy, a ja jeszcze raz zaśpiewałem do wtóru. Kiedy jednak śpiewałem po raz drugi, ogarnął mnie jakiś trudny do wytłumaczenia smutek.

– Napiszesz do mnie? – spytała.

– Napiszę – powiedziałem. – Tylko nie wiem, czy stamtąd można wysyłać listy.

Podzieliliśmy się resztą wina, jakie zostało na dnie butelki.

– Która może być teraz godzina? – spytałem.

– Już północ.

Koniec Świata – harmonia

– Więc czujesz? – upewniła się. – Czujesz, że mógłbyś je odnaleźć?

– Tak, czuję to bardzo wyraźnie. Twoje serce jest w zasięgu mojej ręki, ale nie mogę go zobaczyć. Sposób, w jaki mógłbym to zrobić, też muszę znać już od jakiegoś czasu.

– Jeśli tak czujesz, to na pewno tak jest.

Usiedliśmy obok siebie na podłodze.