– Zrobię pranie, posprzątam, a potem w samotności będę wspominać dzisiejszą noc. Dobry pomysł, prawda?
– Rzeczywiście.
– Wiesz? Ja wcale nie śpię z każdym napotkanym mężczyzną.
– Wiem – odpowiedziałem.
W czasie gdy myłem naczynia, dziewczyna poszła się wykąpać. Ona też śpiewała pod prysznicem. Umyłem talerze w roślinnym płynie do mycia naczyń, który zupełnie się nie pienił, wytarłem je i poukładałem na stole. Potem umyłem zęby szczoteczką, którą znalazłem w szufladzie. Następnie zajrzałem do łazienki i zapytałem dziewczynę, czy znajdę gdzieś przybory do golenia.
– Otwórz szafkę na górze po prawej stronie. Powinny tam jeszcze być – powiedziała.
Rzeczywiście, znalazłem w szafce cytrynowy krem do golenia w sprayu firmy Schick i brzytwę Gillette. Krem zużyty był do połowy, a miejsce, z którego wytryskuje piana, zalepione było starymi resztkami. Śmierć to właśnie coś takiego – zostawia po sobie połowę kremu do golema.
– Są? – spytała.
– Tak – odparłem. Wziąłem z łazienki krem, brzytwę i ręcznik i ogoliłem się w kuchni. Kiedy skończyłem, dokładnie umyłem ostrze i uchwyt brzytwy. Moja broda wymieszała się z brodą zmarłego i razem osiadły na dnie miski.
Dziewczyna zaczęła się ubierać, a ja siedząc na sofie w pokoju, czytałem poranną gazetę. Jakiś taksówkarz w czasie jazdy dostał ataku serca, wjechał w słup na wiadukcie i zginął na miejscu. Ciężko ranną trzydziestodwuletnią kobietę i czteroletnią dziewczynkę, które jechały taksówką, odwieziono do szpitala. Dwóch radnych zmarło z powodu zatrucia starymi ostrygami, które podano na obiad podczas posiedzenia rady miejskiej. Minister skarbu Peru potępił inwazję gospodarczą Stanów Zjednoczonych w Ameryce Południowej, a minister spraw zagranicznych Niemiec Zachodnich domagał się wyrównania bilansu handlowego z Japonią. Syria potępiła Izrael, a Izrael potępił Syrię. Maltretowany przez osiemnastoletniego syna ojciec zasięgał porady redakcji. Nie znalazłem w gazecie niczego, co mogłoby mi się przydać w ostatnich godzinach życia.
Dziewczyna stała przed lustrem w beżowych bawełnianych spodniach i koszuli w brązową kratkę. Czesała włosy szczotką. Zawiązałem krawat i włożyłem kurtkę.
– Co zrobisz z czaszką jednorożca? – spytała.
– Dam ci ją w prezencie – powiedziałem. – Postaw ją na widocznym miejscu.
– Na przykład na telewizorze?
Przymierzyła wygasłą czaszkę do telewizora, stojącego w kącie pokoju.
– No jak?
– Może być – powiedziałem.
– Czy jeszcze kiedyś zaświeci?
– Na pewno – powiedziałem i objąłem ją jeszcze raz. Starałem się zapisać w pamięci ciepło, jakie biło od jej ciała.
Koniec Świata – ucieczka
Z nadejściem świtu światło czaszek rozrzedziło się i zbladło. Zaczęło powoli przygasać i zgasło, kiedy z niewielkich okien tuż pod sufitem magazynu spłynęło szare światło pochmurnego poranka.
Przestałem dostrzegać światło, lecz wciąż jeszcze wodziłem dłonią po czaszkach, wychwytując ich ciepło. Nie wiedziałem, jaką część serca dziewczyny udało mi się przeczytać. Czaszek było zbyt wiele, a mój czas był ograniczony. Ale nie przejmowałem się czasem, każdą czaszkę brałem do rąk ostrożnie i starałem się czytać z największą uwagą. W każdej chwili wyczuwałem palcami jej serce. To mi wystarczało. Nieważne, ile zdołam przeczytać – myślałem. I tak nikomu nie uda się przeczytać ludzkiego serca do końca. Ono tam było i potrafiłem je wyczuć. Czy mogłem pragnąć czegoś więcej?
Odłożyłem ostatnią czaszkę i usiadłem na podłodze. Przez małe okna, położone wysoko nad głową, nie mogłem zobaczyć, jaka była pogoda. Domyślałem się jednak po ilości światła wpadającej do środka, że niebo przesłaniały ciężkie śniegowe chmury. Magazyn wypełniony był szarym nieruchomym mrokiem. Zamknąłem oczy i przyłożyłem dłonie do twarzy. Na palcach czułem jeszcze resztki ciepła.
Siedziałem w kącie magazynu, dopóki cisza i chłód nie uspokoiły mojego serca. Czas zdawał się tu nie docierać. Przez okna wpadało wciąż to samo blade światło, również cienie nie zmieniały swego położenia. Czułem, że serce dziewczyny krąży we mnie, że przenika do każdej części mojego ciała. Złożenie go w całość zajmie mi pewnie dużo czasu. A jeszcze dłużej potrwa, zanim zdołam oddać je dziewczynie, zanim przeniknie do jej ciała. Ale nieważne, jak długo to potrwa, ani to, że jego kształt nie będzie doskonały. Najważniejsze, że mogę dać jej serce. Ona sama je uzupełni i uformuje – byłem tego pewny.
Wyszedłem z magazynu. Dziewczyna czekała na mnie w czytelni. Jej drobne ciało w tym porannym niemrawym świetle zdawało się jeszcze bardziej wątłe i kruche niż zwykle. Spojrzała na mnie, po czym wstała od stołu i postawiła dzbanek z kawą na piecu. Ja tymczasem umyłem ręce w umywalce, wytarłem je ręcznikiem i usiadłem przed piecem.
– Jesteś zmęczony? – zapytała.
Skinąłem głową. Moje ciało było jak z gliny, ledwo podnosiłem ręce. Bez chwili odpoczynku czytałem Stare Sny przez dwanaście godzin. Ale zmęczenie ominęło moje serce. Miała rację pierwszego dnia, kiedy powiedziała, że zmęczenia nie należy brać do serca.
– Dlaczego nie wróciłaś do domu? – zapytałem. – Nie byłaś tu potrzebna.
Podała mi filiżankę z kawą.
– Dopóki ty czytałeś, ja też musiałam czuwać.
– Czy tak jest ustalone?
– Nie, sama to ustaliłam – powiedziała, uśmiechając się. – Poza tym czytałeś przecież moje serce. Nie mogłam tak po prostu iść do domu.
Skinąłem głową i napiłem się kawy. Stary zegar na ścianie wskazywał piętnaście po ósmej.
– Przygotować ci śniadanie?
– Nie, nie będę teraz jadł. Muszę się przespać. Obudź mnie o wpół do trzeciej. Chciałbym, żebyś siedziała przy mnie cały czas. Czy mogłabyś to dla mnie zrobić?
– Oczywiście, jeśli sobie tego życzysz – powiedziała, nie przestając się uśmiechać.
– Bardzo mi na tym zależy.
Z pokoju w głębi przyniosła mi dwa koce. Kiedy mnie nimi przykrywała, jak kiedyś dotknęła włosami mojego policzka. Słyszałem trzaskanie węgla w piecu. Jej dłoń spoczywała na moim ramieniu.
– Kiedy wreszcie skończy się zima? – zapytałem.
– Nie wiem – odrzekła. – Tego nikt nie wie. Ale myślę, że już niedługo. To pewnie ostatni większy śnieg.
Wyciągnąłem rękę i przyłożyłem ją do policzka dziewczyny. Zamknęła oczy i przez chwilę chłonęła ciepło moich palców.
– To ciepło mojego serca, prawda?
– Co czujesz?
– Coś takiego… jakby promienie wiosennego słońca – powiedziała.
– Oddam ci je w całości. To może trochę potrwać, ale na pewno się uda.
– Wiem – powiedziała. Potem delikatnie przykryła moje oczy dłonią.
– Śpij już.
Zasnąłem.
Obudziła mnie dokładnie o wpół do trzeciej. Wstałem, włożyłem płaszcz, rękawiczki i czapkę i zawinąłem się szalikiem. Płaszcz, który wisiał cały czas przy piecu, był suchy i ciepły.
– Czy mogłabyś zaopiekować się moją harmonią? – spytałem.
Skinęła głową. Wzięła instrument ze stołu, chwilę ważyła go w rękach, po czym odstawiła z powrotem na stół.
– Dobrze. Będę jej strzegła jak oka w głowie – powiedziała.
Sypał już tylko drobny śnieg, wiatr też jakby się uspokoił. Śnieżyca, która trwała całą noc, skończyła się zapewne parę godzin temu, ale grube popielate chmury, które wciąż wisiały nad Miastem, zapowiadały nadejście kolejnej nawałnicy śniegu. To była tylko chwilowa przerwa.
Gdy przechodziłem Zachodnim Mostem na północny brzeg rzeki, ujrzałem szary dym, który jak zwykle o tej porze zaczynał wznosić się nad murem. Najpierw dostrzegłem kilka białych, jakby niezdecydowanych kłębów, lecz wkrótce w niebo popłynął gruby słup ciemnego dymu, jaki powstaje podczas palenia dużej ilości mięsa. Strażnik był w Jabłoniowym Lesie. Śnieg sięgał mi po kolana, więc zostawiałem bardzo wyraźne ślady, lecz szybkim krokiem ruszyłem w stronę strażnicy. Wszelkie odgłosy Miasta zdawały się tonąć w śniegu, nie było wiatru, nawet ptaki nie śpiewały tego dnia. Jedynie kolce w podeszwach moich butów z głośnym skrzypieniem wbijały się w świeży śnieg.