Finge przenikliwie wpatrywał się w Harlana. Jego wzrok był twardszy i bardziej natarczywy, niżby można sądzić po łagodnym sposobie zadawania pytań.
Harlan wiedział to doskonale i spokojny ton Finge’a nie mógł go zwieść, lecz dręczyło go poczucie obowiązku. Jako Obserwator był tylko zmysłowo-percepcyjnym pseudopodem, wysuniętym przez Wieczność w Czas. Badał swoje otoczenie, po czym ściągano go z powrotem. Wykonując funkcję Obserwatora nie miał własnej osobowości, właściwie nie był człowiekiem.
Prawie automatycznie Harlan rozpoczął opowiadanie o wydarzeniach, które opuścił w raporcie. Robił to jak rutynowany Obserwator, dokładnie, co do słowa cytując rozmowy, rekonstruując intonację i wyraz twarzy. Robił to z przyjemnością, opowiadając bowiem przeżywał wszystko na nowo i niemal zapomniał przy tym, że zadawane przez Finge’a pytania, w połączeniu z własnym uspokajającym poczuciem obowiązku, prowadzą wprost do wyznania winy.
Dopiero gdy zaczął się zbliżać do końcowego rezultatu owej pierwszej długiej rozmowy, zawahał się i na jego obserwatorskim obiektywizmie pojawiły się rysy.
Oszczędzono mu dalszych szczegółów, bo Finge nagle podniósł rękę i oznajmił ostro i sucho:
— Dziękuję. To wystarczy. Pan zamierza powiedzieć, że doszło do stosunku między panem a tą kobietą.
Harlan wpadł w gniew. To, co Finge powiedział, było absolutną prawdą, lecz ton jego głosu powodował, że brzmiało to sprośnie, grubiańsko, a — co gorsza — banalnie. A czymkolwiek to było albo mogło być, nie miało nic wspólnego z banałem.
Harlan potrafił wyjaśnić zachowanie się Finge’a, jego dokuczliwe śledztwo, fakt, że przerwał meldunek akurat w tym momencie. Finge był zazdrosny! Mógłby przysiąc, że przynajmniej to jest oczywiste. Technikowi udało się. odbić dziewczynę, którą Finge uważał za swoją.
Harlana ogarnęło słodkie uczucie triumfu. Po raz pierwszy w życiu widział cel, który znaczył dlań więcej niż surowe wypełnianie praw Wieczności. Chciał, żeby Finge był zazdrosny, bo Noys Lambent miała teraz na zawsze pozostać z Harlanem.
W nastroju nagłego uniesienia zgłosił wniosek, który pierwotnie zamierzał przedstawić po odczekaniu czterech czy pięciu dni. Powiedział:
— Mam zamiar poprosić o zezwolenie na związek z kobietą z Czasu. Wydawało się, że Finge obudził się z zadumy.
— Z Noys Lambent, przypuszczam.
— Tak jest. Musi to przejść przez pana ręce jako Kalkulatora kierującego sekcją…
Harlan chciał, żeby to przeszło przez ręce Finge’a. Niech cierpi. Jeśli sam ma ochotę na tę dziewczynę, niech to powie, a Harlan będzie mógł nalegać, by Noys pozwolono na dokonanie wyboru. Niemal się przy tym uśmiechnął. Miał nadzieję, że do tego dojdzie. To będzie jego ostateczny triumf.
Zazwyczaj, oczywiście, Technik nie mógł nawet marzyć, żeby wygrać taką sprawę z Kalkulatorem, lecz Harlan był pewny, że może liczyć na poparcie Twissella, a Finge nie dorósł jeszcze do tego, żeby walczyć z Twissellem.
Jednak Finge wyglądał na spokojnego.
— Wydaje się — powiedział — że pan już nielegalnie posiadł tę dziewczynę.
Harlan poczerwieniał i zaczął się słabo bronić.
— Karta przestrzenno-czasowa polecała, żebyśmy pozostawali sam na sam. Ponieważ nic z tego, co się zdarzyło, nie było wyraźnie zabronione, nie czuję się winien.
Było to kłamstwo, a z wyrazu niemal rozbawienia na twarzy Finge’a można było wyczuć, że on o tym wie.
— Będzie Zmiana Rzeczywistości — powiedział.
— Jeśli tak — rzekł Harlan — poproszę o związek z panną Lambent w nowej Rzeczywistości.
— Nie sądzę, żeby to było rozsądne. Teraz nic pan nie wie na pewno. W nowej Rzeczywistości ona może być mężatką, może być ułomna. Właściwie ona pana nie będzie chciała. Tak, nie będzie chciała.
Marian zadrżał.
— Pan nic nie wie na ten temat.
— Czyżby? Pan sobie wyobraża, że ta pańska wielka miłość to sprawa dwojga dusz? Że przetrwa wszelkie zewnętrzne zmiany? Czytuje pan powieści z Czasu?
Harlan został zmuszony do szczerości.
— Po pierwsze, nie wierzę panu.
— Bardzo mi przykro — oświadczył Finge chłodno.
— Pan kłamie. — Harlan nie troszczył się już teraz o to, co mówi. -Pan jest zazdrosny. Miał pan plany w stosunku do Noys, lecz ona wybrała mnie.
Finge powiedział:
— Czy pan uświadamia sobie…
— Uświadamiam sobie dużo. Nie jestem głupcem. Nie jestem Kalkulatorem, ale nie jestem również idiotą. Mówi pan, że ona nie będzie mnie chciała w nowej Rzeczywistości. Skąd pan wie? Nie wie pan nawet, jaka będzie ta nowa Rzeczywistość. Nie wie pan, czy w ogóle musi nastąpić ta nowa Rzeczywistość. Dopiero co otrzymał pan mój raport. Trzeba go przeanalizować, zanim można będzie skalkulować Zmianę, a cóż dopiero wystąpić o akceptację. Więc mówiąc, że zna pan naturę Zmiany, pan kłamie.
Finge mógł zareagować na kilka różnych sposobów i podniecony Harlan uświadamiał to sobie. Nie próbował między nimi wybierać. Finge mógł wyjść udając bardzo obrażonego. Mógł wezwać agenta Bezpieczeństwa i aresztować Technika za niesubordynację; mógł zacząć wrzeszczeć tak jak Harlan; mógł natychmiast połączyć się z Twissellem i złożyć oficjalne zażalenie; mógł… mógł…
Finge nie zrobił nic w tym rodzaju.
Powiedział spokojnie:
Siadaj, Harlan, musimy o tym pomówić.
A ponieważ tego typu reakcja była całkowicie nieoczekiwana, Harlan otworzył usta i usiadł zmieszany. Jego zacietrzewienie minęło. Co to może być?
— Pamięta pan oczywiście — powiedział Finge -jak mówiłem, że zlecony panu problem w 482 Stuleciu polega na niepożądanym stosunku Czasowców bieżącej Rzeczywistości do Wieczności. Przypomina pan sobie, prawda? — Mówił z łagodnym naciskiem, jak nauczyciel do nieco ograniczonego ucznia, jednak Harlanowi wydawało się, że dostrzega twardy błysk w jego oczach.
— Niewątpliwie — odparł Harlan.
— Pamięta pan, jak mówiłem, że Rada Wszechczasów nie chciała akceptować mojej analizy sytuacji bez specjalnych obserwacji potwierdzających. Czy nie sugeruje to panu, że już skalkulowałem potrzebną Zmianę Rzeczywistości?
— A moje obserwacje potwierdzają założenia?
— Potwierdzają.
— Więc właściwe ich zanalizowanie wymaga czasu.
— Nonsens. Pana raport nie ma żadnego znaczenia. Potwierdzeniem było to, co mi pan powiedział przed chwilą.
— Nie rozumiem.
— Niech pan słucha, Harlan, i pozwoli sobie powiedzieć, co jest nie w porządku z 482 Stuleciem. Wśród wyższych klas społeczeństwa, szczególnie wśród kobiet, pokutuje mniemanie, że Wieczno-ściowcy są naprawdę wieczni; dosłownie, że żyją wiecznie… Wielki Czasie, człowieku, Noys Lambent ci to powiedziała. Powtórzyłeś mi jej oświadczenie dwadzieścia minut temu.
Harlan patrzył tępo na Finge’a. Przypominał sobie słodki, pieszczotliwy głos Noys; gdy pochyliła się ku niemu i patrzyła mu w oczy. „Pan żyje wiecznie. Jest pan Wiecznościowcem?”.
Finge kontynuował:
— Takie przekonanie jest niedobre, ale jeszcze nie tak bardzo groźne. Może sprawiać pewne kłopoty, zwiększyć trudności sekcji, lecz kalkulacja wykaże, że Zmiana byłaby potrzebna jedynie w niewielu przypadkach. Jeśli jednak Zmiana jest pożądana, czy nie jest dla pana oczywiste, że muszą się zmienić, i to zmienić maksymalnie, przede wszystkim ci mieszkańcy Stulecia, którzy ulegli przesądowi? Innymi słowy — kobiety z arystokracji. Noys.
— Może być, ale spróbuję swojej szansy.