Выбрать главу

Ogłoszenie! Sposób zmuszania niechętnych do posłuchu. Czy fabrykantowi pojazdów naziemnych zależy, by określony osobnik czuł spontaniczną potrzebę nabycia jego produktu? Jeśli obiekt (to było właściwe słowo) można sztucznie przekonać lub wmówić mu, że odczuwa potrzebę, i skłonić, by odpowiednio do tego postąpił -to co za różnica?

Co za różnica, czy Noys kocha go z namiętności, czy z wyrachowania? Niech tylko oboje pozostaną wystarczająco długo razem, na pewno go pokocha naprawdę. On ją zmusi do miłości, a ostatecznie liczy się tylko miłość, a nie jej motywy. Żałował teraz, że nie przeczytał paru powieści z Czasu, o których Finge wspominał ironicznie.

Harlan zacisnął pięści pod wpływem nagłej myśli. Jeżeli Noys przyszła do niego, do Harlana, chcąc zyskać nieśmiertelność, oznacza to, że do tej pory nie uzyskała tego daru. Znaczy to, że nie miała przedtem stosunku z żadnym Wiecznościowcem, a co za tym idzie, jej związek z Finge’em nie był niczym innym jak tylko związkiem sekretarki i pracodawcy. Gdyby było inaczej, po co byłby jej potrzebny Harlan?

Jednak Finge musiał próbować… na pewno miał zamiar… (Harlan nie mógł dokończyć tej myśli nawet wobec samego siebie). Finge mógł przecież przekonać się o istnieniu przesądu na własnej osobie. Z pewnością przychodziło mu to do głowy, gdy miał stałą pokusę w postaci Noys. A więc na pewno mu odmówiła.

Użył więc Harlana i Harlanowi się powiodło. To z tego powodu Finge mści się zazdrośnie, torturując Harlana uświadamianiem mu przyziemnych motywów Noys. Lecz Noys odrzuciła Finge’a nawet za cenę wiecznego życia, akceptowała zaś Harlana. Miała możność wyboru i zdecydowała na jego korzyść. A więc nie było to tylko wyrachowanie. Uczucie również odgrywało rolę.

Poczuł chaos w głowie i z każdą chwilą rosnące podniecenie.

Musi ją mieć, i to zaraz. Przed jakąkolwiek Zmianą Rzeczywistości. Finge powiedział szyderczo…”Teraz nie trwa długo, nawet w Wieczności”.

Czy jednak rzeczywiście nie trwa?

Harlan wiedział dokładnie, co powinien zrobić. Gniewne kpiny Finge’a wprowadziły go w taki stan umysłu, że był gotów do zbrodni, a ostatnie szyderstwo uświadomiło mu, jaki czyn musi popełnić.

Nie może stracić teraz ani chwili. Z podnieceniem, a nawet radością, niemal biegiem, opuścił swoją kwaterę, by popełnić ciężką zbrodnię przeciwko Wieczności.

8. Zbrodnia

Nikt go o nic nie pytał. Nikt go nie zatrzymywał. Tak czy inaczej, społeczna izolacja Technika była dość korzystna. Przez kanały kotłów dotarł do drzwi Czasu i włączył sterowanie. Oczywiście, mogło się zdarzyć, że ktoś się zjawi z legalnym poleceniem i zdziwi się, dlaczego drzwi były używane. Zawahał się i postanowił opieczętować je swoją pieczątką. Opieczętowane drzwi nie wzbudzały zainteresowania. Nieopieczętowane drzwi w użyciu wywołałyby zdziwienie.

Oczywiście mogło się zdarzyć, że to Finge trafi na te drzwi. Ale Harlan musiał ryzykować.

Noys stała nadal tak, jak ją zostawił. Upłynęły koszmarne godziny (fizjogodziny) od chwili, gdy Harlan opuścił 482 Stulecie dla samotnej Wieczności, lecz wrócił teraz do tego samego Czasu po kilku sekundach. Nawet włos na głowie Noys się nie poruszył.

Spojrzała na niego zaskoczona:

— Zapomniałeś czegoś, Andrew?

Harlan patrzył na nią głodnym wzrokiem, lecz nawet nie próbował jej dotknąć. Pamiętał słowa Finge’a i nie śmiał ryzykować odmowy. Powiedział sztywno:

— Musisz robić to, co ci powiem. Zapytała:

— Stało się coś złego? Przecież przed chwilą odszedłeś. Nie minęła nawet minuta.

— Nie martw się — powiedział Harlan. Nie ujął jej za rękę, nie próbował uspokoić. Zamiast tego mówił szorstko. Było to tak, jakby jakiś demon zmuszał go, by robił wszystko niewłaściwie. Dlaczego wrócił w pierwszej możliwej chwili? Tylko ją niepokoił prawie natychmiastowym powrotem.

Oczywiście mógł to uzasadnić. Dysponował dwudniowym marginesem uwzględnianym przez kartę przestrzenno-czasową. Wcześniejsze godziny tego okresu łaski były bezpieczniejsze, bo wykrycie ich wykorzystania niemal nie wchodziło w rachubę. Naturalną tendencją było więc cofanie się jak najbardziej w przeszłość. A jednak to było głupie ryzyko. Mógł się łatwo przeliczyć i wejść w Czas przed momentem opuszczenia go przed kilku fizjogodzinami. Co wtedy? Jedna z pierwszych zasad, jakich uczono Obserwatora, brzmiała: „Osoba zajmująca dwa punkty w tym samym Czasie tej samej Rzeczywistości naraża się na ryzyko spotkania siebie samej”.

Z jakiegoś powodu należało tego uniknąć. Dlaczego? Harlan wiedział, że nie chce spotkać samego siebie. Nie chciał patrzyć w oczy innego, wcześniejszego albo późniejszego Harlana. Poza tym byłby to paradoks. Twissell zaś często powtarzał: „Nie ma paradoksów w Czasie, ale tylko dlatego, że Czas świadomie unika paradoksów”.

Gdy Harlan rozmyślał mętnie o tym wszystkim, Noys patrzyła na niego dużymi świetlistymi oczyma.

Potem podeszła bliżej, przyłożyła swe chłodne dłonie do jego płonących policzków i powiedziała miękko:

— Masz kłopoty.

Harlanowi jej spojrzenie wydawało się życzliwe, kochające. Jak to być mogło? Osiągnęła przecież, co chciała. Co się jeszcze za tym kryje? Chwycił ją za ręce i zapytał ochrypłym głosem:

— Chcesz wyjechać ze mną? Teraz? Nie zadając żadnych pytań? Zrobisz dokładnie to, co powiem?

— Czy muszę? — zapytała.

— Musisz, Noys. To bardzo ważne.

— W takim razie jadę. — Powiedziała to rzeczowo, jakby w tym żądaniu nie było nic osobliwego.

U wylotu kotła zawahała się na chwilę, a potem weszła do środka. Harlan powiedział:

— Jedziemy naprzód, Noys.

— To oznacza przyszłość, prawda?

Kocioł pomrukiwał już delikatnie, gdy do niego weszła, i ledwie zdążyła usiąść, Harlan nieznacznie poruszył kontakt koło swego łokcia.

Nie miała żadnych mdłości na początku tej nie dającej się opisać Jazdy w Czasie. Ale bał się, że tego nie uniknie.

Siedziała spokojnie, tak piękna i swobodna, że czuł bół, gdy na nią patrzył, i nie troszczył się w ogóle, że bez pozwolenia zabierając ją w Wieczność popełnia przestępstwo.

Zapytała:

— Czy ta podziałka wskazuje lata, Andrew?

— Stulecia.

— Czy to znaczy, że jesteśmy o tysiąc lat w przyszłości? Już?

— Tak jest.

— Nie czuję tego.

— Wiem.

Rozejrzała się dokoła.

— Ale jak się poruszamy?

— Nie wiem. Noys.

— Nie wiesz?

— Wiele spraw w Wieczności trudno zrozumieć.

Liczby na temporometrze maszerowały dalej. Poruszały się coraz szybciej, aż stały się niewyraźną smugą. Harlan łokciem przesunął przyspieszacz w górę. Zużycie energii mogło stanowić pewne zaskoczenie dla zakładów energetycznych, lecz wątpił w to. Nikt na niego nie czekał w Wieczności teraz, gdy wracał z Noys, a to stanowiło już dziewięć dziesiątych wygranej. Teraz trzeba ją było ulokować w bezpiecznym miejscu.

Harlan znowu spojrzał na dziewczynę.

— Wiecznościowcy nie wiedzą wszystkiego.

— Ale ja nie jestem Wiecznościowcem — mruknęła. — Wiem bardzo mało.

Puls Harlana przyśpieszył tempo. Jeszcze nie jest Wiecznościowcem? Lecz Finge powiedział…

Daj spokój — błagał samego siebie. — Daj spokój. Ona jest z tobą. Uśmiecha się do ciebie. Czegóż chcesz więcej?