Выбрать главу

— Widziałem. Och, są całkowicie wyekwipowane. Każda sekcja.

— Ale po co, skoro tu nikogo nie ma?

— To logiczne — odparł Harlan. Rozmowa na ten temat rozładowywała nieco nastrój niesamowitości. Wypowiedzenie tego, co już teoretycznie wiedział, uściśli sprawę, sprowadzi ją do normalnych wymiarów. — We wczesnej historii Wieczności, w trzechsetnych wiekach, pojawił się powielacz masy. Wiesz, o co chodzi? Umieszczona na polu rezonującym energia mogła być przekształcona w materię, przy czym drobiny subatomowe przyjmowały dokładnie taki układ jak we wzorcowym modelu. W rezultacie powstawała dokładna kopia.

My, w Wieczności, użyliśmy tego instrumentu dla własnych celów. W tym czasie było rozbudowanych zaledwie sześćset czy osiemset sekcji. Oczywiście mieliśmy poważne plany rozwojowe. „Dziesięć nowych sekcji w fizjoroku” było jednym z haseł owego okresu. Powielacz masy sprawił, że wszystko to stało się zbędne. Zbudowaliśmy jedną nową sekcję w całości, zaopatrzoną w jedzenie, zapas mocy, zapas wody i najlepsze urządzenia automatyczne; uruchomiliśmy maszynę i powielaliśmy tę sekcję, po jednej na każde Stulecie, przez całą Wieczność. Nie wiem, jak daleko dotarli, prawdopodobnie do milionów Stuleci.

— I wszystkie są takie jak ta, Andrew?

— Dokładnie takie same. A gdy Wieczność organizuje nowe sekcje, po prostu wyprowadzamy się, adaptując konstrukcje mody panującej w danym stuleciu. My… my nie dotarliśmy jeszcze do tej sekcji. (Nie było sensu mówić jej, że Wiecznościowcy nie mogą przeniknąć w Czas tutaj, w Ukrytych Stuleciach. Niczego by to nie zmieniło).

Spojrzał na nią i stwierdził, że Noys wygląda na zakłopotaną. Powiedział szybko:

— Nie ma żadnego marnotrawstwa w budowaniu sekcji. Zużyło się tylko energię, nic więcej, a mając do dyspozycji gwiazdę Nova…

Przerwała.

— Nie, po prostu nie pamiętam.

— Czego nie pamiętasz?

— Mówisz, że powielacz wynaleziono w trzechsetnych wiekach. Nie mieliśmy go w 482. Nie przypominam sobie, żebym czytała o czymś takim w historii.

Harlan zamyślił się. Jakkolwiek była od niego niższa tylko o jakieś pięć centymetrów, nagle przez porównanie poczuł się olbrzymem. Ona była dzieckiem, niemowlęciem, a on półbogiem Wieczności, który musi ją uczyć i ostrożnie prowadzić ku prawdzie.

Powiedział:

— Noys, kochanie, usiądźmy gdzieś… coś ci wytłumaczę.

Pojęcie zmiennej Rzeczywistości, Rzeczywistości, która nie jest ustalona, wieczna i niezmienna, nie należy do spraw, które każdemu da się łatwo wyjaśnić.

Harlan niekiedy przypominał sobie wczesne dni Nowicjatu i odtwarzał rozpaczliwe próby odcięcia się od swego Stulecia i Czasu.

Przeciętny Nowicjusz potrzebował sześciu miesięcy, by poznać prawdę, by odkryć, że nigdy nie wróci do domu w dosłownym sensie tego słowa. Nie tylko prawo Wieczności mu to uniemożliwiało, lecz również fakt, że dom i rodzina, takie, jakimi je znał, mogły już nie istnieć, mogły w pewnym sensie nie istnieć nigdy.

Różnie to oddziaływało na Nowicjuszy. Harlan przypominał sobie bladą i ściągniętą twarz Bonky’ego Latourette’a w tym dniu, gdy Edukator Yarrow ostatecznie i jednoznacznie wyjaśnił im problem Rzeczywistości.

Żaden z Nowicjuszy nie mógł jeść tego wieczora. Skupili się razem, szukając czegoś w rodzaju psychicznego ciepła, z wyjątkiem La-tóurette’a, który zniknął. Śmiali się fałszywie i próbowali żartować.

Ktoś powiedział drżącym i niepewnym głosem:

— Przypuszczam, że nigdy nie miałem matki. Jeśli wrócą do dziewięćdziesiątego piątego, powiedzą mi: „Kto ty jesteś? Nie znamy cię. Nie mamy żadnych dokumentów. Ty nie istniejesz”.

Uśmiechali się słabo i kiwali głowami, samotni chłopcy, którym nie zostało nic prócz Wieczności.

Gdy poszli do sypialni, zastali tam Latourette’a, który spał mocno i szybko oddychał. W zagłębieniu jego ręki widniało lekkie zaczerwienienie od zastrzyku; na szczęście zauważono je w porę.

Wezwano Yarrowa i przez pewien czas wydawało się, że kurs straci jednego Nowicjusza, jednak w końcu wykurowano go. W tydzień później siedział już na swoim miejscu. Ale piętno tej złej nocy pozostało na zawsze na jego osobowości.

A teraz Harlan miał wytłumaczyć Rzeczywistość Noys Lambent, dziewczynie niewiele starszej niż tamci Nowicjusze, wytłumaczyć jej od razu i całkowicie. Musiał. Nie miał wyboru. Ona musi dowiedzieć się dokładnie, co im grozi i co powinna robić.

Powiedział jej. Jedli mięso z puszki, mrożone owoce i pili mleko przy stole konferencyjnym na dwanaście osób. I tam jej powiedział.

Wyjaśniał jej jak najostrożniej, lecz szybko przekonał się, że ostrożność jest niepotrzebna. Chwytała szybko każdą informację i zanim znalazł się w połowie, ku swemu wielkiemu zdumieniu przekonywał się, że reaguje nie najgorzej. Nie bała się. Nie miała poczucia utraty wszystkiego. Wyglądała tylko na rozzłoszczoną.

Gniew ubarwił jej twarz głębokim rumieńcem, a jej ciemne oczy jakimś sposobem wydawały się jeszcze ciemniejsze.

— Ależ to zbrodnia — powiedziała. — Jakim prawem Wiecznościowcy to robią?

— Robi się to dla dobra ludzkości — powiedział Harlan. Oczywiście, ona nie mogła tego naprawdę rozumieć. Było mu przykro, że sposób myślenia Czasowców jest ograniczony ich wyobrażeniem o Czasie.

— Naprawdę? To i powielacz masy został stracony?

— Mamy jeszcze jego kopie. Nie martw się o to. Zachowaliśmy go.

— Zachowaliście go! A co z nami? To my z 482 powinniśmy go mieć. — Wymachiwała zaciśniętymi pięściami.

— To by nie przyniosło wam nic dobrego. Nie denerwuj się, kochanie, i słuchaj. — Niemal kurczowym gestem (miał się jeszcze nauczyć, jak dotykać jej naturalnie) ujął jej ręce i przytrzymał.

Przez chwilę próbowała je wyswobodzić, a potem zrezygnowała, a nawet roześmiała się.

— Och, mów dalej, głuptasku, i nie rób takiej poważnej miny. Nie mam do ciebie żalu.

— Nie możesz mieć żalu do nikogo. Robimy to, co trzeba. Ten powielacz stanowi klasyczny przykład. Uczyłem się tego w szkole. Jeśli powielasz masę, możesz powielać również osoby. Wynikają z tego bardzo skomplikowane problemy.

— Czy społeczeństwo nie powinno samo rozwiązywać swoich problemów?

— Powinno, lecz uczyliśmy się, że społeczeństwo w Czasie nie rozwiązywało swoich problemów zadowalająco. Pamiętaj, że błędy społeczeństwa obciążają nie tylko je samo, ale wszystkie następne pokolenia. Właściwie nie ma zadowalającego rozwiązania problemu duplikatom masy. Należy do tej kategorii, co wojny atomowe i narkotyki, na które po prostu nie można pozwolić. Ich rozwój nigdy nie jest korzystny.

— Skąd jesteś taki pewny?

— Mamy komputery, Noys. Komputapleksy o wiele dokładniejsze niż wszystkie wynalezione kiedykolwiek w jednej Rzeczywistości. One przeliczają możliwe Rzeczywistości i układają najbardziej pożądane z milionów zmiennych wartości.

— Maszyny! — powiedziała szyderczo. Harlan zmarszczył czoło, lecz zaraz złagodniał.

— Nie bądź taka. Oczywiście, nie znosisz myśli, że życie nie jest tak konkretne, jak się spodziewałaś. Ty i świat, w jakim żyjesz, mógł być tylko cieniem prawdopodobieństwa rok wcześniej, ale co za różnica? Masz przecież wszystkie wspomnienia, niezależnie od tego, czy są cieniem prawdopodobieństwa, czy nie, prawda? Pamiętasz swoje dzieciństwo i rodziców, prawda?

— Oczywiście.

— A więc tak, jakbyś naprawdę to przeżyła. Niezależnie od tego, czy tak było, czy nie.

— Nie wiem. Będę musiała to przemyśleć. A co — jeśli jutro znowu powstanie ten świat ze snu czy cień, czy jak ty to nazywasz?