Выбрать главу

— Chce pan widzieć się ze Starszym Kalkulatorem Twissellem? Harlan poruszył się nerwowo.

— Tak, Kalkulatorze (A to głupiec! Co on sobie myśli: po co się dzwoni do czyichś drzwi! Żeby złapać kocioł?).

— Obawiam się, że to niemożliwe — oświadczył Kalkulator.

— Sprawa jest tak ważna, że trzeba go obudzić — odparł Harlan.

— Możliwe — zgodził się tamten. — Ale on jest w podróży. Nie ma go w 575 Stuleciu.

— Więc dokładnie kiedy jest? — zapytał Harlan. Kalkulator spojrzał wyniośle.

— Nie wiem — powiedział.

— Aleja mam ważne spotkanie z samego rana.

— Pan ma spotkanie — rzekł Kalkulator, a Harlan omal nie wyszedł z siebie widząc rozbawienie na jego twarzy.

Kalkulator mówił dalej, z uśmiechem:

— Przyszedł pan nieco za wcześnie, prawda?

— Muszę się z nim widzieć.

— Jestem pewny, że rano się zjawi. — Kalkulator uśmiechnął się jeszcze szerzej.

— Ale…

Kalkulator minął Harlana uważając, by go nie dotknąć nawet ubraniem.

Harlan zaciskał i otwierał dłonie. Patrzył bezradnie za Kalkulatorem, a potem, ponieważ nie pozostało mu nic innego, wolno i nie całkiem przytomnie wrócił do swego mieszkania.

Spał niespokojnie. Mówił sobie, że potrzebuje snu. Na siłę próbował wypocząć i oczywiście nie udało mu się to. Sen przyszedł dopiero po nerwowych rozmyślaniach.

Przede wszystkim była Noys.

Myślał gorączkowo, że nie ośmielą się zrobić jej krzywdy. Nie mogą odesłać jej znowu w Czas, bez analizy oddziaływania na Rzeczywistość, a to potrwa wiele dni, a może nawet tygodni. Ewentualnie mogliby zrobić jej to, czym groził mu Finge: spowodować wypadek.

Ale właściwie nie brał tego pod uwagę. Tak drastyczna akcja nie była potrzebna. Rada nie chciałaby się narażać na gwałtowną reakcję Harlana. (W spokoju zaciemnionej sypialni i półśnie niektóre sprawy stawały się dziwacznie nieproporcjonalne, lecz Harlan nie znajdował nic groteskowego w swej pewności, że Rada Wszechczasów nie ośmieli się narazić na niezadowolenie Technika).

Bez wątpienia kobieta w niewoli może być wykorzystywana na różne sposoby. Piękna kobieta z hedonistycznej Rzeczywistości. Harlan zdecydowanie odrzucił tę myśl, ilekroć powracała. Było to bardziej nieprawdopodobne niż śmierć, której nie mógł przecież brać pod uwagę.

Pomyślał o Twissellu.

Starego człowieka nie było w 575 Stuleciu. Gdzie się podziewał w tych godzinach, kiedy powinien spać? Stary potrzebuje snu. Harlan wiedział, że odbywają się dyskusje Rady. O nim. O Noys. O tym, co robić z niezastąpionym Technikiem, którego nikt nie śmie ruszyć.

Ściągnął wargi. Jeśli nawet Finge złożył raport o dzisiejszym zamachu, w najmniejszym stopniu nie wpłynie to na ich rozważania. Harlan będzie równie niezbędny jak przedtem.

A Harlan bynajmniej nie był pewny, czy Finge złoży meldunek. Gdyby się przyznał, że musiał się płaszczyć przed Technikiem, postawiłoby go to jako Zastępcę Kalkulatora w złym świetle, więc może się na to nie zdecydował.

Harlan myślał teraz o Technikach jako o grupie, co ostatnio rzadko robił. Jego nieco wyjątkowa pozycja jako człowieka Twissella i na pół Edukatora utrzymywała go z dala od innych Techników. Lecz tak czy inaczej, Technikom brakowało solidarności. Dlaczego tak było?

Czy musi wędrować przez 575 i 482 Stulecia prawie nie widując innych Techników i nie rozmawiając z nimi? Czy muszą unikać siebie nawzajem? Czy muszą postępować tak, jakby akceptowali stan, do którego przesądy innych ich zmusiły?

W swej wyobraźni zmusił już do kapitulacji Radę w sprawie Noys, a teraz stawiał dalsze żądania. Technikom trzeba pozwolić na stworzenie własnej organizacji, regularne odbywanie zebrań — więcej przyjaźni, lepsze traktowanie ze strony innych Wiecznościowców.

Gdy wreszcie zapadł w sen, widział siebie jako bohaterskiego rewolucjonistę z Noys u boku…

Obudził go sygnał drzwiowy. Szeptał do niego ochryple, z niecierpliwością. Zebrał myśli na tyle, że mógł spojrzeć na mały zegar obok łóżka i jęknął.

Ojcze Czasie! Mimo wszystko zaspał.

Udało mu się sięgnąć z łóżka do właściwego guzika i płyta wizyjna wysoko na drzwiach stała się przezroczysta. Nie znał twarzy, która się pojawiła, ale do kogokolwiek należała, miała na sobie piętno władzy.

Otworzył drzwi i mężczyzna z pomarańczową naszywką Administracji wszedł do pokoju.

— Technik Andrew Harlan?

— Tak, Administratorze. Ma pan do mnie interes? Administrator nie wyglądał na speszonego wyraźną wojowniczością tego pytania. Powiedział:

— Pan był umówiony ze Starszym Kalkulatorem Twissellem?

— Więc?

— Mam pana poinformować, że się pan spóźnił. Harlan wytrzeszczył oczy.

— O co chodzi? Pan jest z 575?

— Móją bazą jest 222-odparł tamten lodowato. -Zastępca Administratora Arbut Lemm. Mam nadzór nad przygotowaniami i próbuję oszczędzić niepotrzebnego zdenerwowania związanego z oficjalnymi zawiadomieniami przez wizjofon.

— Jakie przygotowania? Jakie zdenerwowanie? O co tu chodzi? Miewałem już konferencje z Twissellem. To mój przełożony. Nie mam powodu się denerwować.

Wyraz zdziwienia przebił się na krótką chwilę poprzez wystudiowaną obojętność na twarzy Administratora.

— Więc pana nie poinformowano?

— O czym?

— Komitet Rady Wszechczasów odbywa posiedzenie właśnie w 575. Podobno od wielu godzin ten rejon aż się trzęsie od plotek.

— I chcą się ze mną zobaczyć?

Zadając to pytanie Harlan myślał: oczywiście, że chcą się ze mną zobaczyć. O czym mogliby radzić, jak nie o mnie?

Zrozumiał rozbawienie na twarzy Młodego Kalkulatora, którego spotkał przed drzwiami Twissella ubiegłego wieczoru. Kalkulator wiedział o projektowanym posiedzeniu komitetu i bawiła go myśl, że Technik spodziewa się spotkać z Twissellem właśnie w tym czasie. Bardzo zabawne — pomyślał gorzko Harlan.

Administrator powiedział:

— Otrzymałem rozkazy. Nic więcej nie wiem. — A potem spytał, nadal zdziwiony: — Więc pan nic o tym nie słyszał?

— Technicy — odparł Harlan sarkastycznie — żyją w izolacji.

Pięciu, nie licząc Twissella! Wszystko Starsi Kalkulatorzy, każdy z nich miał za sobą co najmniej trzydzieści piąć lat w Wieczności. Jeszcze sześć tygodni temu Harlan byłby zaszczycony jedząc obiad w takim towarzystwie, oszołomiony połączeniem odpowiedzialności i siły, jaką reprezentowali. Wydawaliby mu się olbrzymami.

Teraz byli przeciwnikami, gorzej nawet — sędziami. Nie miał czasu na poddawanie się wrażeniom. Musiał planować swoją strategię.

Mogli jeszcze nie wiedzieć, że on uświadamia sobie, iż oni mają Noys. Mogli nie wiedzieć, jeśli Finge nie opowiedział im o swym ostatnim spotkaniu z Harlanem. A w jasnym świetle dnia Harlan był jeszcze bardziej niż dotychczas przekonany o jednym: Finge nie jest człowiekiem, który rozgłaszałby, że został sterroryzowany i znieważony przez Technika.

Harlan uznał za wskazane nie ujawniać na razie tego bardzo korzystnego faktu, pozwolić im na zrobienie pierwszego posunięcia, wypowiedzenie pierwszego zdania, które rozpocznie potyczkę.

Ale im się najwyraźniej nie śpieszyło. Spoglądali na niego łagodnie, spożywając abstynencki obiad, jakby Harlan był interesującym obiektem badań naukowych. Harlan w desperacji przyglądał im się również.

Znał ich wszystkich ze słyszenia i z trójwymiarowych zdjęć w comiesięcznych filmach informacyjnych. Filmy koordynowały działalność różnych sekcji Wieczności i były obowiązkowe dla wszystkich Wiecznościowców, poczynając od stopnia Obserwatora.