Noys spała w sąsiednim pomieszczeniu, ale teraz niepokój Twissella osiągnął szczyt.
— Ogłoszenie, chłopcze! Masz teraz swoją dziewczynę. Ja dotrzymałem umowy.
W milczeniu, nadal roztargniony, Harlan przewracał stronice tomu na biurku. Znalazł odpowiednie miejsce.
— To bardzo proste — powiedział — ale po angielsku. Przeczytam to panu, a potem przetłumaczę.
Pokazał małe ogłoszenie w górnym lewym rogu kolumny, oznaczonej numerem 30. Na tle szkicowego rysunku zwykłymi wersalikami był wydrukowany tekst:
A TY TEZ POWINIENEŚ WIEDZIEĆ O CZYM MÓWIĄ MILIONERZY NA GIEŁDZIE
Pod spodem, mniejszymi literami, widniał napis: „Biuletyn Inwestycji, Denver, Colorado, Skrytka pocztowa 14''.
Twissell słuchał w napięciu tłumaczenia Harlana i najwidoczniej był rozczarowany.
— Co to jest giełda? Co oni przez to rozumieją?
— Rynek akcyjny — odparł Harlan niecierpliwie. — System, poprzez który prywatny kapitał inwestowano w przedsiębiorstwa. Ale to nie ma znaczenia. Widzi pan rysunek stanowiący tło tego ogłoszenia?
— Tak. Grzyb wybuchu atomowego. Żeby zwrócić uwagę. No to co?
— Harlan wybuchnął:
— Wielki Czasie, Kalkulatorze, co jest z panem? Niech pan spojrzy na datę tygodnika.
Wskazał u góry strony, na lewo od numeru: 28 marca 1932, i powiedział:
— To nie wymaga nawet tłumaczenia. Cyfry przypominają standardowy międzyczasowy i widzi pan, że jest 19,32 Stulecia. Nie wie pan, że żaden człowiek, który wtedy żył, nie widział jeszcze chmury wybuchu atomowego? Nikt nie mógł narysować jej tak dokładnie, z wyjątkiem…
— Nie, czekaj. To tylko kreski — zaprotestował Twissell, usiłując zachować równowagę. — To może zupełnie przypadkowo przypominać grzyb eksplozji.
— Czyżby? Zechce pan spojrzeć jeszcze raz na tekst — Harlan wskazywał palcem poszczególne wiersze:
A TY
TEŻ POWINIENEŚ WIEDZIEĆ
O CZYM MÓWIĄ
MILIONERZY…
— Początkowe litery układają się w słowo ATOM. Czy to również przypadkowa zbieżność? Wykluczone!
Nie widzi pan, Kalkulatorze, iż ogłoszenie to spełnia pana warunki? Natychmiast przyciągnęło mój wzrok. Cooper wiedział, że tak będzie, bo to czysty anachronizm. Jednocześnie nie ma znaczenia, poza czysto formalnym, dla czytelników z 19,32 Stulecia, nie ma w ogóle żadnego znaczenia.
To musiał zamieścić Cooper. To wiadomość od niego. Mamy datę z dokładnością do jednego tygodnia Stulecia. Mamy adres pocztowy. Trzeba tylko jechać do niego, a ja jestem jedynym człowiekiem, który dość wie o Prymitywie, by tego dokonać.
— I pojedziesz? — Twarz Twissella promieniała pod wpływem ulgi i szczęścia.
— Pojadę… pod jednym warunkiem. Twissell zmarszczył czoło.
— Znowu warunki?
— Warunek jest ten sam. Nie dodaję nowych. Noys musi być bezpieczna. Musi jechać ze mną. Nie zostawię jej tutaj.
— Nadal mi nie wierzysz? Czy pod jakimkolwiek względem cię zawiodłem? Co cię jeszcze niepokoi?
— Jedna sprawa, Kalkulatorze — powiedział Harlan poważnie. -Ta sama sprawa. W 100 000 była jednak bariera. Dlaczego? To mnie właśnie niepokoi.
17. Krąg się zamyka
I niepokoiło go coraz bardziej. Ta sprawa nabierała dlań coraz większego znaczenia w dniach gorączkowych przygotowań, kładła się. między nim a Twissellem, między nim a Noys. Kiedy nadszedł dzień odjazdu, ledwie uświadamiał sobie ten fakt.
Z trudem potrafił wzbudzić w sobie cień zainteresowania, gdy Twissell wrócił z posiedzenia komitetu Rady.
— Jak poszło?
Twissell odpowiedział ze zmęczeniem:
— To nie była najprzyjemniejsza rozmowa.
Harlan o mało na tym nie poprzestał, lecz po chwili mruknął:
— Myślę, że nic pan nie powiedział o…
— Nie, nie — odburknął Twissell rozdrażniony. — Nic nie powiedziałem o dziewczynie ani o twojej roli w złym skierowaniu Coopera. Była to nieszczęśliwa omyłka, usterka mechanizmu. Przyjąłem pełną odpowiedzialność.
W sumieniu Harlana, jakkolwiek obciążonym, znalazło się miejsce na wyrzuty.
— To może źle wpłynąć na pana pozycję — powiedział.
— Co mi zrobią? Muszą czekać na korekturę, zanim będą mogli wziąć się za mnie. Jeśli nam się nie uda, nikt nie zdoła tu nic pomóc ani zaszkodzić. A jeśli nam się uda, to samo powodzenie prawdopodobnie mnie osłoni… — Stary człowiek wzruszył ramionami. — Mam zamiar tak czy inaczej wycofać się potem z czynnego udziału w Wieczności. — Bawił się najpierw papierosem, a potem wyrzucił go, nie wypaliwszy nawet do połowy.
— Wolałbym im nie mówić tego wszystkiego, ale nie było innego sposobu, by otrzymać specjalny kocioł do kolejnej podróży poza najbliższą stację.
Harlan odwrócił się. Myślami był daleko. Poprzednią wypowiedź Twissella usłyszał niewyraźnie, dopiero kiedy Kalkulator powtórzył, wzdrygnął się i zapytał:
— Proszę?
— Pytałem, czy twoja dziewczyna jest gotowa, chłopcze? Czy rozumie, co ma robić?
— Gotowa. Powiedziałem jej wszystko.
— Jak to przyjęła?
— Co?… Aach, tak… hm, tak jak się spodziewałem. Nie boi się.
— Pozotały niecałe trzy fizjogodziny.
— Wiem.
Na tym się na razie skończyło i Harlan został sam ze swymi myślami i świadomością tego, co musi zrobić.
Gdy załadowano kocioł i wyregulowano stery, Harlan i Noys przebrali się w kostiumy najbardziej zbliżone do tych, jakich używano na obszarach miejskich w pierwszej połowie 20 Stulecia.
Noys zmieniła nieco propozycje Harlana w sprawach garderoby, kierując się wyczuciem, jakie, jej zdaniem, kobiety wykazują w sprawach ubrania i estetyki. Wybierała z namysłem wzory z fotografii i ogłoszeń w tygodnikach i błyskawicznie zbadała obiekty importowane z dziesiątka różnych Stuleci.
Od czasu do czasu pytała Harlana:
— Co myślisz o tym? Wzruszył ramionami.
— To sprawa instynktu. Pozostawiam to tobie.
— Zły znak, Andrew — oświadczyła z pozorną beztroską. — Jesteś zbyt zgodny. A właściwie o co chodzi? Przestałeś być sobą. I to już od wielu dni.
— Wszystko jest w porządku — odparł sucho Harlan.
Gdy Twissell ujrzał ich po raz pierwszy w roli tubylców z 20 Stulecia, pozwolił sobie na żartobliwy ton.
— Ojcze Czasie! — zawołał. — Jakież to brzydkie stroje były w Prymitywie, ale nawet one nie potrafią ukryć twojej piękności, moja… moja droga.
Noys uśmiechnęła się do niego ciepło, a Harlan stojąc w milczeniu i bezruchu musiał przyznać, że staromodna galanteria Twissella jest przynajmniej szczera. Makijaż Noys ograniczał się do muśnięć różu na wargach i policzkach i brzydkiej linii brwi. Jej wspaniałe włosy (i to było najgorsze ze wszystkiego) bezlitośnie obcięto. A jednak pozostała piękna.
Harlan już się przyzwyczaił do niewygodnego pasa, do garnituru za ciasnego pod pachami i w kroku i do szarzyzny grubej tkaniny. Noszenie dziwacznych ubrań, by dostosować się do odpowiedniego Stulecia, nie było dla niego niczym nowym.
— Bardzo chciałem zainstalować w kotle ster, jak o tym mówiliśmy — powiedział Twissell. — Niestety, nie ma sposobu. Inżynierowie po prostu muszą mieć wystarczające źródło energii, by móc przeciwdziałać odkształceniu czasowemu, a to nie jest osiągalne poza Wiecznością.