Zapytała miękko:
— Dlaczego sprowadziłeś mnie do Prymitywu, Andrew? Wrzasnął nagle:
— By ochronić Wieczność. Nie potrafię, nawet przewidzieć, jakie szkody byś tam jeszcze mogła wyrządzić. Tutaj jesteś bezsilna, ponieważ ja cię znam. Przyznaj się., że wszystko, co mówiłem, jest prawdą! Przyznaj się!
Zerwał się w paroksyzmie wściekłości, podnosząc rękę. Noys nie cofnęła się. Była tak spokojna, jakby ją zlepiono z ciepłego, pięknego wosku. Ręka Harlana zawisła w powietrzu.
Powtórzył:
— Przyznaj się! Powiedziała:
— Czyżbyś był nadal niepewny po wszystkich swoich dedukcjach? Robi ci to jakąś różnicę, czy się przyznam, czy nie?
Harlan czuł, że jego wściekłość wzrasta.
— Przyznaj się tak czy inaczej, żebym już nie czuł bólu. Żebym w ogóle nie czuł nic.
— Bólu?
— Ponieważ mam eksploder, Noys, i zamierzam cię zabić.
18. Początek Nieskończoności
Jednak w głębi serca Harlan nie był pewny, ogarnęło go niezdecydowanie. W ręku trzymał eksploder, wycelowany w Noys.
Lecz czemu nic nie mówiła? Dlaczego zachowywała tę uporczywą bierność?
Jak może ją zabić? Jak może jej nie zabijać? Powiedział ochryple:
— Więc?
Poruszyła się, lecz tylko po to, by opuścić ręce na kolana, by wyglądać jeszcze bardziej swobodnie, bardziej wyniośle. Gdy zaczęła mówić, jej głos niemal nie przypominał głosu istoty ludzkiej. I choć patrzyła na muszkę eksplodera, głos brzmiał pewnie, miał w sobie jakąś mistyczną siłę.
— Nie dlatego chcesz mnie zabić, żeby ochronić Wieczność. Gdyby tylko to było twoim zamiarem, mógłbyś mnie ogłuszyć, mocno związać, zamknąć w tej jaskini, a potem rano wyruszyć w drogę.
Mógłbyś poprosić Kalkulatora Twissella, by trzymał mnie w zamknięciu podczas twego pobytu w Prymitywie. Mógłbyś zabrać mnie ze sobą do miasta i po drodze zgubić na pustkowiu. Ale nie — tylko moja śmierć może cię zadowolić, a to dlatego, że cię wywiodłam w pole, że różnymi sztuczkami skłoniłam cię do miłości, wyłącznie po to, by cię później skłonić do zbrodni. Byłoby to morderstwo z powodu zranionej dumy, nie zaś wymiar sprawiedliwości, jak sobie wmawiasz.
Harlan szalał z gniewu.
— Czy jesteś z Ukrytych Stuleci? Mów! Noys powiedziała:
— Jestem. I cóż — będziesz teraz strzelał?
Palec Harlana drżał na guziczku kontaktowym eksplodera. Jednak wahał się. Coś irracjonalnego w jego duszy nadal broniło sprawy Noys, ożywiając resztki jego miłości i tęsknoty. Czy była zrozpaczona, że ją odrzucił? Czy świadomie kusiła śmierć przez kłamstwo? Czy smakowała w głupim bohaterstwie, zrodzonym z rozpaczy, wynikającej z jego zwątpienia?
Nie!
To dobre dla książkofllmów wyrosłych z ckliwych tradycji literackich 289 Stulecia, lecz nie dla takiej dziewczyny, jak Noys. Ona nie należała do tych, co przyjmuj ą śmierć z ręki fałszywego kochanka pokornie.
Czy też kpiła sobie z niego wiedząc, że nie będzie w stanie jej zabić? Czy całkowicie polegała na tym, że jest dla niego tak atrakcyjna, że to go zdemobilizuje i obezwładni?
To było bardzo prawdopodobne. Jego palec nieco mocniej dotknął kontaktu.
Noys odezwała się znowu:
— Czekasz. Czy to oznacza, że chcesz, żebym zaczęła się bronić?
— Jak bronić? — Harlan próbował szydzić, lecz był w gruncie rzeczy zadowolony z tej zwłoki. Mógł odwlec chwilę, kiedy będzie musiał patrzeć na jej rozszarpane ciało, na krwawe resztki, wiedząc, że to była piękna Noys i że on dokonał tego zniszczenia własną ręką.
Miał przynajmniej pretekst. Rozmyślał gorączkowo: Niech mówi. Niech mówi wszystko, co wie o Ukrytych Stuleciach. Dzięki temu on obroni Wieczność.
Nadawało to jego działaniu pozory świadomej polityki i przez chwilę mógł patrzeć na Noys z tak spokojną twarzą, jak ona na niego.
Noys jakby czytała w jego myślach. Zapytała:
— Chcesz się czegoś dowiedzieć o Ukrytych Stuleciach? Próbujesz się zabezpieczyć? Nie mam nic przeciwko temu. Chciałbyś, na przykład, wiedzieć, czy po 150 000 na Ziemi nie ma już ludzi? To cię interesuje?
Harlan nie miał zamiaru prosić o tę wiadomość ani jej kupować. Miał eksploder. Bardzo pragnął nie okazywać słabości. Powtórzył:
— Mów! — i poczerwieniał na widok uśmieszku, jakim odpowiedziała na jego okrzyk.
— W pewnym momencie fizjoczasu, zanim Wieczność sięgnęła bardzo daleko w przyszłość, zanim sięgnęła nawet do l0 000 wieku, my z naszego Stulecia — a miałeś rację, że to jest 111 394 Stulecie — dowiedzieliśmy się o jej istnieniu. Widzisz, my również mieliśmy podróże w Czasie, lecz były one oparte na całkowicie innych przesłankach niż wasze. Woleliśmy raczej oglądać Czas, niż przekształcać masę. Ponadto zajmowaliśmy się tylko naszą przeszłością.
Odkryliśmy Wieczność pośrednio. Najpierw opracowaliśmy rachunek Rzeczywistości i tą metodą zbadaliśmy naszą Rzeczywistość. Ze zdumieniem odkryliśmy, że żyjemy w Rzeczywistości dość niskiego stopnia prawdopodobieństwa. Powstało poważne pytanie: skąd taka nieprawdopodobna Rzeczywistość?… Nie słuchasz, Andrew! Czy cię to w ogóle interesuje?
Harlan usłyszał, że wypowiada jego imię z intymną czułością minionych tygodni. Ta jej cyniczna przewrotność powinna go była rozdrażnić, rozzłościć. A jednak nie rozdrażniła.
Powiedział rozpaczliwie:
— Mów i kończ to, kobieto.
Usiłował zrównoważyć jej ciepłe „Andrew”, chłodnym „kobieto”, ale Noys tylko uśmiechnęła się blado.
— Przebadaliśmy Czas w przeszłości i trafiliśmy na rozwijającą się Wieczność. Niemal od razu stało się dla nas oczywiste, że w pewnym punkcie fizjoczasu (znamy również to pojęcie, lecz pod inną nazwą) istniała inna Rzeczywistość. Inną Rzeczywistość, o największym prawdopodobieństwie, nazywamy Stanem Podstawowym. W tym Stanie Podstawowym mieściliśmy się kiedyś my albo przynajmniej nasze odpowiedniki. Na razie nie mogliśmy powiedzieć nic o istocie Stanu Podstawowego.
Wiedzieliśmy jednak, że pewna Zmiana, przeprowadzona przez Wieczność w dalekiej przeszłości, zdołała zmienić Stan Podstawowy aż do naszego Stulecia i dalej. Zabraliśmy się do badania natury Stanu Podstawowego, zamierzając zaradzić złu, jeśli to było zło. Najpierw musieliśmy ustanowić rejon kwarantanny, który nazywacie Ukrytymi Stuleciami, izolując Wiecznościowców od przyszłości dalszej niż 70 000 Stulecie. Ta izolacja mogła nas osłonić niemal przed wszystkimi dokonywanymi Zmianami. Nie zapewniało nam to całkowitego bezpieczeństwa, lecz dawało czas.
Następnie dokonaliśmy czegoś, na co w zasadzie nie pozwalała nam nasza kultura i etyka. Zbadaliśmy naszą przyszłość. Zbadaliśmy przeznaczenie człowieka w Rzeczywistości, która aktualnie istniała, zamierzając ją w końcu porównać ze Stanem Podstawowym. Gdzieś po wieku 125 000 ludzkość pozna tajemnicę komunikacji międzygwiezdnej. Nauczy się, jak dokonać skoku przez hiperkosmos. W końcu osiągnie gwiazd.
Harlan przysłuchiwał się jej słowom ze wzrastającą uwagą. Ile prawdy było w tym wszystkim? A ile wyrachowanej chęci oszukania go? Usiłował wyzwolić się spod uroku, przerywając strumień jej wymowy. Powiedział:
— A skoro mogą osiągnąć gwiazd, zrobią to i opuszczą Ziemię. Niektórzy z nas to odgadli.