Выбрать главу

— W takim razie niektórzy z was odgadli błędnie. Ludzie próbowali opuścić Ziemię. Jednak, na nieszczęście, nie jesteśmy sami w Galaktyce. Wiesz, że istnieją inne gwiazdy, inne planety. Istnieją również inne skupiska inteligentnych istot. Co prawda żadne z nich, przynajmniej w Galaktyce, nie jest tak stare jak ludzkość, lecz przez 125 000 Stuleci człowiek pozostawał na Ziemi, a młodsze istoty dopędziły nas i wyminęły, rozwinęły komunikację międzygwiezdną i zasiedliły Galaktykę.

Gdy wyruszyliśmy w kosmos, wszędzie spotykaliśmy tablice ostrzegawcze: „Zajęte”, „Wstęp wzbroniony”, „Nie zbliżać się!” Ludzkość cofnęła swe badawcze czułki i została na miejscu. Lecz teraz wiedziała już, czym naprawdę jest Ziemia: więzieniem otoczonym przez nieskończoną wolność… I ludzkość wymarła!

Harlan powiedział:

— Po prostu wymarła. Nonsens!

— Wymarła nie po prostu. To trwało tysiące Stuleci. Ten proces przebiegał z różnym nasileniem, lecz najważniejszą przyczyną było poczucie utraty celu, poczucie zbędności, beznadziejności, których nie dało się przezwyciężyć. Wreszcie nastąpił krańcowy spadek liczby urodzeń i ostateczna zagłada. To rezultat działań twojej Wieczności.

Harlan mógł już teraz bronić Wieczności, tym bardziej gorąco i zawzięcie, że niedawno atakował ją tak szczerze. Powiedział:

— Wpuśćcie nas do Ukrytych Stuleci, a wszystko naprawimy. Potrafiliśmy osiągnąć najwyższe dobro w tych Stuleciach, do których mamy dostęp.

— Najwyższe dobro? — zapytała Noys wyraźnie szyderczym tonem. — A co to jest? To wasze maszyny wam to mówią. Wasze komputapleksy. Ale kto przygotowuje te maszyny, kto mówi im, co mają ważyć na szalach? Maszyny nie rozwiązują problemów bardziej wnikliwie niż ludzie, tylko szybciej. Tylko szybciej! A co Wiecznościowcy uważają za dobro? Powiem ci: spokój i bezpieczeństwo. Umiarkowanie. Żadnych ekscesów. Żadnego ryzyka bez stuprocentowej pewności, że wszystko się uda.

Harlan przełknął ślinę. Nagle przypomniał sobie bardzo wyraźnie słowa Twissella o rozwiniętych ludziach z Ukrytych Stuleci. Kalkulator powiedział: „Wykluczamy niezwykłość”. I czyż tak nie było?

— Wydaje się — podjęła Noys — że myślisz. Pomyśl więc o tym. Dlaczego w obecnie istniejącej Rzeczywistości człowiek ustawicznie próbuje podróży kosmicznych i ustawicznie kończy się to fiaskiem? Z pewnością każda era podróży kosmicznych musi wiedzieć o poprzednich rozczarowaniach. Dlaczego więc próbują na nowo?

— Nie studiowałem tego — rzekł Harlan. Lecz pomyślał niepewnie o koloniach na Marsie, ciągle zakładanych od nowa i zawsze rozpadających się. Pomyślał o dziwnej atrakcji, jaką zawsze stanowiły loty kosmiczne, nawet dla Wiecznościowców. Słyszał głos Socjologa Kantora Voya z 2456 Stulecia, który obserwując koniec elektrograwitacyjnego lotu kosmicznego w jednym Stuleciu, oświadczył z żalem: „To było bardzo piękne”. A Biografista Neron Feruk, widząc to, klął i wymyślał na metody załatwiania surowicy antyrakowej przez Wieczność.

Czy istnieje coś takiego jak instynktowna tęsknota inteligentnych istot za ekspansją, za osiągnięciem gwiazd, za uwolnieniem się od działania prawa grawitacji? Czy to właśnie zmusiło człowieka, by dziesiątki razy opracowywał system podróży międzyplanetarnych i wyprawiał się ciągle na nowo między martwe światy systemu słonecznego, gdzie jedynie Ziemia nadaje się do życia? Czy to ostateczna klęska, świadomość, że trzeba wracać do starego więzienia, powodowała te stale zwalczane przez Wieczność frustracje? Harlan myślał o rozpowszechnieniu się narkomanii właśnie w tych Stuleciach, które przyniosły fiasko elektrograwitacji.

Noys mówiła:

— Tępiąc klęski Rzeczywistości, Wieczność wyklucza również triumfy. To właśnie najbardziej ryzykowne próby mogą podnieść ludzkość na szczyty. Z niebezpieczeństwa i niepewności wypływa siła, która popycha ludzkość do nowych i większych zdobyczy. Rozumiesz to? Czy możesz zrozumieć, że usuwając pułapki i niebezpieczeństwa grożące człowiekowi, Wieczność przeszkadza mu znajdować własne, lepsze, prawdziwe rozwiązania?

Harlan zaczął drętwo:

— Największym dobrem największej liczby… Noys przerwała:

— Przypuśćmy, że Wieczność nigdy nie powstała.

— Co wtedy?

— Powiem ci, co by wtedy było. Energia zużywana na inżynierię Czasu zostałaby zamiast tego obrócona na rozwój nukleoniki. Wieczności by nie stworzono, lecz podróże międzygwiezdne na pewno. Człowiek osiągnąłby gwiazdy o przeszło sto tysięcy Stuleci wcześniej niż w bieżącej Rzeczywistości. Systemy gwiezdne byłyby wtedy jeszcze nie obsadzone i ludzkość osiedliłaby się w całej Galaktyce. My bylibyśmy pierwsi.

— I co byśmy na tym zyskali? — zapytał Harlan uparcie. — Bylibyśmy szczęśliwsi?

— Kogo rozumiesz przez „my”? Ludzkość nie miałaby jednego świata, lecz miliony światów, miliardy światów. Trzymalibyśmy w ręku Nieskończoność. Każdy świat miałby swe własne Stulecia, własne wartości, okazję do szukania szczęścia na swój sposób we własnym środowisku. Są różne szczęścia, różne dobra, nieskończona ich różnorodność… To jest Stan Podstawowy ludzkości.

— Zgadujesz — powiedział Harlan i był zły na siebie, że go pociąga ten obraz, który Noys odmalowała. — Jak możesz powiedzieć, co by było?

Noys:

— Śmieszy cię ignorancja Czasowców, którzy znają tylko jedną Rzeczywistość. Nas śmieszy ignorancja Wiecznościowców, którzy myślą, że istnieje wiele Rzeczywistości, lecz tylko jedna w jednym Czasie.

— Co znaczą te brednie?

— My nie kalkulujemy różnych wariantów Rzeczywistości. My je oglądamy. Widzimy je w ich stanie Nierzeczywistości.

— Upiorny kraj, gdzie wszystko być może, gdyby…

— Tak. Ale twoja ironia jest zupełnie niepotrzebna.

— A jak wy to robicie?

Noys milczała chwilą, a potem rzekła:

— Jak ci to wytłumaczyć, Andrew… Nauczono mnie pewnych rzeczy, które, prawdę mówiąc, niecałkowicie rozumiem, zupełnie tak jak ty. Czy potrafisz wytłumaczyć działanie komputapleksu? A jednak wiesz, że istnieje i działa.

Harlan zaczerwienił się.

— No więc? Noys:

— Nauczyliśmy się przyglądać Rzeczywistości i znaleźliśmy Stan Podstawowy, tak jak ci mówiłam. Odnaleźliśmy również Zmianę, która zniszczyła Stan Podstawowy. Nie była to żadna Zmiana przeprowadzona przez Wieczność — to sam fakt istnienia Wieczności. Każdy system podobny do Wieczności, który pozwala ludziom wybierać sobie przyszłość, skończy się wyborem bezpieczeństwa i przeciętności, wykluczających zdobycie gwiazd. Samo istnienie Wieczności unicestwiło Imperium Galaktyczne. Żeby je odbudować, trzeba skończyć z Wiecznością.

Liczba Rzeczywistości jest nieskończona. Liczba różnych podgrup Rzeczywistości jest również nieskończona. Na przykład, liczba Rzeczywistości zawierających Wieczność jest nieskończona; liczba Rzeczywistości, w których Wieczność nie istnieje, jest również nieskończona. Lecz moi ludzie wybrali spośród nieskończoności tę grupę, która zawierała mnie.

Nie miałam z tym nic wspólnego. Nauczyli mnie mojej pracy, tak jak Twissell i ty nauczyliście Coopera. Lecz liczba Rzeczywistości, w których pozostawałam agentką niszczącą Wieczność, była również nieskończona. Ale ja wybrałam tę właśnie, która zawiera ciebie.

Harlan spytał:

— Dlaczego ją wybrałaś? Noys odwróciła oczy.

— Ponieważ cię kochałam. Kochałam cię na długo przedtem, nim cię poznałam.

Harlan był wstrząśnięty. Wypowiedziała to z głęboką szczerością. Pomyślał z mdlącym uczuciem: aktorka… i powiedział: