Cooper uśmiechnął się lekko. Małym palcem potarł górną wargę i po raz pierwszy Harlan dostrzegł nad nią ślad zarostu, jakby Nowicjusz zapuszczał wąsy.
Cooper powiedział:
— Odkąd tu jestem, niezbyt potrafię… przyzwyczaić się do tego.
— Przyzwyczaić się do czego?
— Do tego, że jestem pięćset Stuleci od mojej rodzinnej epoki.
— Znajduję się niemal w identycznej sytuacji. Ja pochodzę z dziewięćdziesiątego piątego.
— To inna sprawa. Pan jest starszy ode mnie, a jednak pod pewnym względem ja jestem starszy od pana. Mógłbym być pana pra-pra- prą-… i tak dalej, dziadkiem.
— Co za różnica? A przypuśćmy, że tak jest?
— No, do tego trzeba się przyzwyczaić. — W tonie Nowicjusza zabrzmiała buntownicza nuta.
— Wszyscy musimy się przyzwyczajać — odparł Harlan bez współczucia i zaczął mówić o Prymitywie. Po trzech godzinach pochłonięty był wyjaśnianiem, dlaczego istniały Stulecia przed pierwszym Stuleciem.
— Ale czy pierwszy wiek nie był pierwszy? — Zapytał Cooper żałośnie.
Harlan skończył, dając Nowicjuszowi książkę, niezbyt dobrą, co prawda, ale na początek mogła ujść.
— Dam ci lepsze materiały, kiedy się dalej podkształcisz — powiedział.
Pod koniec tygodnia wąsy Coopera wyglądały jak czarna szczoteczka, która postarzała go o dziesięć lat i podkreślała wąskość jego dolnej szczęki. Harlan uznał, że te wąsy nie przydają urody Nowicjuszowi.
— Skończyłem pana książkę — odezwał się Cooper.
— Co o niej myślisz?
— W pewnym sensie… — Nastąpiła dłuższa przerwa, zanim Cooper zaczął na nowo. — Po części późny Prymityw przypomina 78 Stulecie. Wie pan, wskutek tego zacząłem myśleć o domu. Dwa razy śniła mi się moja żona.
— Twoja żona?! — wybuchnął Harlan.
— Byłem żonaty, zanim wzięli mnie tutaj.
— Wielki Czasie! Czy twoją żonę również tu sprowadzili? Cooper potrząsnął głową.
— Nie wiem nawet, czy została zmieniona w ubiegłym roku. Jeśli tak, to nie jest właściwie moją żoną.
Harlan oprzytomniał. Oczywiście, jeśli Nowicjusz miał dwadzieścia trzy lata, gdy wzięto go do Wieczności, mógł być żonaty. Jedna sprawa bez precedensu pociąga za sobą drugą.
Gdy do regulaminu zacznie się raz wprowadzać modyfikacje, nie potrwa długo i wszystko się zamieni w jeden wielki chaos. Wieczność jest zbyt subtelnie wyważoną konstrukcją, by mogła znieść zmiany.
Najprawdopodobniej obawa o Wieczność dodała mimowolnej surowości głosowi Harlana:
— Mam nadzieję, że nie zamierzasz wracać do 78 wieku, żeby jej szukać?
r. Nowicjusz podniósł głową, jego wzrok był twardy i nieruchomy.
— Nie.
Harlan poruszył się niespokojnie.
— Właśnie. Nie masz rodziny. Nikogo. Jesteś Wiecznościowcem i nigdy nie myśl o nikim, kogo znałeś w Czasie.
Cooper zacisnął wargi i powiedział szybko i ostro:
— Mówi pan jak Technik.
Harlan zacisnął pięści na biurku. Odezwał się ochrypłym głosem:
— O co chodzi? Jestem Technikiem, więc przeprowadzam Zmiany. Więc bronię ich i żądam, żebyś je uznawał. Słuchaj, dzieciaku, jesteś tu niecały rok, nie potrafisz mówić po międzyczasowemu, nie odróżniasz jeszcze Czasu od Rzeczywistości, ale wydaje ci się, że już znasz Techników i możesz ich lekceważyć.
— Przepraszam — odezwał się szybko Cooper. — Nie chciałem pana obrazić.
— Nie, nie, dlaczego obrazić? Po prostu słyszałeś, że ktoś tak mówił, prawda? Mówią: „Zimny jak serce Technika”, co? Mówią tak. Mówią: „Bilion osobowości zmienionych — to jedno ziewnięcie Technika”. Mówią jeszcze inne rzeczy. I co z tego, panie Cooper? Czy czujesz się wielkim intelektualistą biorąc w tym udział? Stajesz się przez to wielkim człowiekiem? Wielkim kołem Wieczności?
— Powiedziałem przepraszam.
— W porządku. Chciałbym, żebyś wiedział, że Technikiem jestem niespełna miesiąc i osobiście nie przeprowadzałem nigdy Zmiany Rzeczywistości. A teraz do roboty.
Następnego dnia Kalkulator Twissell wezwał Andrew Harlana do swego biura.
— Jakby ci się podobała mała MZR, chłopcze? — zapytał.
Pytanie padło w samą porę. Przez cały ów ranek Harlan żałował, że tchórzliwie wyparł się osobistego zaangażowania w pracę Technika. I ten protest zupełnie dziecinny: przecież ja do tej pory nic złego nie zrobiłem, nie gańcie mnie.
To było równoznaczne z przyznaniem, że jest coś złego w pracy Technika, a że on sam nie zasługuje na potępienie jedynie dlatego, że jest zbyt nowy w grze.
Rad był teraz z okazji wycofania się z tego. To będzie niemal pokuta. Może powiedzieć Cooperowi: „Tak, z powodu czegoś, co ja zrobiłem, te miliony ludzi mają teraz nową osobowość, lecz to było potrzebne i jestem dumny, że brałem w tym udział”. Harlan oznajmił więc z radością:
— Jestem gotów, Kalkulatorze.
— Dobrze. Dobrze. Na pewno będzie ci przyjemnie usłyszeć, chłopcze (kłąb dymu i koniec papierosa rozżarzył się rubinowo), że wszystkie twoje analizy potwierdziły się z bardzo dużą dokładnością.
— Dziękują panu. (Teraz to są już analizy, nie prognozy- pomyślał Harlan).
— Masz talent. Jakieś wyczucie, chłopcze. Spodziewam się po tym wielkich rzeczy. A możemy zacząć od 223 wieku. Twoje stwierdzenie, że zablokowane sprzęgło stworzy niezbędne widełki czasowe bez niepożądanych ubocznych skutków, jest całkowicie słuszne. Chcesz zablokować to sprzęgło?
— Tak, Kalkulatorze.
To było prawdziwe wprowadzenie Harlana w Technikę. Teraz był już czymś więcej niż człowiekiem z różowo-czerwoną naszywką. Przekształcał Rzeczywistość. Manipulował przy mechanizmie przez kilka krótkich minut wyjętych z 223 wieku i wskutek tego pewien młody człowiek nie dotarł na odczyt z mechaniki, którego zamierzał wysłuchać. W konsekwencji nigdy już nie studiował inżynierii słonecznej, przez co został zatrzymany rozwój pewnego zupełnie prostego urządzenia na dziesięć kluczowych lat. O dziwo, w rezultacie wojna w 224 wieku została usunięta z Rzeczywistości. Czy to jest dobre? Cóż stąd, że zmieniono osobowości? Nowe osobowości są tak samo ludzkie jak stare i tak samo zasługują na to, żeby żyć. Jeśli życie niektórych zostało skrócone, za to inni żyli dłużej i byli szczęśliwi. Wielkie dzieło literackie, pomnik ludzkiego intelektu i uczucia, nie zostało napisane w nowej Rzeczywistości, lecz parę egzemplarzy przechowano w bibliotekach Wieczności, prawda? A za to pojawiły się nowe twórcze dzieła.
Lecz ową noc Harlan spędził w męce bezsenności i kiedy wreszcie się zdrzemnął, przeżył coś, czego nie przeżywał od lat.
Śniła mu się jego matka.
Mimo tak trudnego początku wystarczył jeden fizjorok, by Harlan stał się znany w Wieczności jako Technik Twissella albo — z przekąsem — Cudowne Dziecko czy Nieomylny.
Jego kontakty z Cooperem stały się niemal wygodne. Nigdy się na dobre nie zaprzyjaźnili. (Gdyby nawet Cooper mógł się zmusić do robienia mu awansów. Harlan pewnie by nie wiedział, jak na to odpowiedzieć). Mimo to dobrze im się razem pracowało, a zainteresowanie Coopera historią Prymitywu wzrosło do tego stopnia, że niemal rywalizował z Harłanem.
Pewnego dnia Harlan powiedział do Coopera:
— Słuchaj, Cooper, nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby przyjść jutro? W tym tygodniu muszę się wybrać do wieku trzytysięcznego, żeby sprawdzić pewną obserwację, a człowiek, z którym chcę się zobaczyć, jest wolny dziś po południu.