— To brzmi interesująco. Chciałbym ją poznać. Od miesięcy nie mieliśmy kobiet w naszej sekcji.
Harian bał się odpowiedzieć. Przez chwilę wpatrywał się w Socjologa, a potem gwałtownie się odwrócił.
Jeśli istniała jakaś skaza na Wieczności, to właśnie w związku z kobietami. Wiedział o tym niemal od pierwszego wejścia w Wieczność, lecz osobiście zaczął odczuwać dopiero od tego dnia, kiedy spotkał Noys. Od tego momentu była już prosta droga do punktu, w którym się teraz znalazł, zakłamany wobec swej przysięgi Wiecznościowca i wszystkiego, w co wierzył.
— Dla kogo?
Dla Noys.
I nie wstydził się. To właśnie było najbardziej wstrząsające. Nie wstydził się. Nie czuł się winny lawiny zbrodni, jaką spowodował, zbrodni, wobec których ostatnia — nielegalne użycie poufnego Biografowania — była zaledwie drobnym grzechem.
Jeśli będzie trzeba, nie cofnie się przed najgorszym.
Po raz pierwszy nasunęła mu się wyraziście pewna myśl. I chociaż ją odrzucił ze zgrozą, wiedział, że skoro raz już się pojawiła, to na pewno wróci.
Myśl była prosta: jeśli zajdzie potrzeba, zniszczy Wieczność.
2. Obserwator
Harlan stał w bramie Czasu i myślał o sobie na nowy sposób. Kiedyś wszystko było bardzo proste. Istniało coś takiego jak ideały albo przynajmniej hasła, dla których się żyło. Każde stadium życia Wiecz-nościowca miało swój sens. Jak się zaczynają „Podstawowe zasady”?
„Życie Wiecznościowca można podzielić na cztery okresy…”.
Wszystko to działało dotychczas gładko, lecz teraz się zmieniło. A co się raz rozpadło, nie da się złożyć znowu w jedną całość.
Przeszedł jednak wytrwale przez wszystkie cztery stadia życia Wiecznościowca. Przez pierwsze piętnaście lat w ogóle nie był Wiecznościowcem, tylko mieszkańcem Czasu. Jedynie istota ludzka istniejąca poza Czasem, mianowicie Czasowiec, mogła stać się Wiecz-nościowcem; nikt nie mógł się urodzić w tej roli.
Mając lat piętnaście, po przebyciu starannego procesu eliminacji, o którego istocie nie miał wtedy pojęcia, został wybrany. Po dramatycznym pożegnaniu z rodziną przeniesiono go za kurtynę Wieczności. (Już wtedy wyjaśniono mu, że cokolwiek się zdarzy, on nigdy nie wróci. Prawdziwego powodu tej zasady miał się dowiedzieć w długi czas potem).
Znalazłszy się w Wieczności, spędził dziesięć lat w szkole jako Nowicjusz, a potem awansował, by zacząć trzecie stadium w charakterze Obserwatora. Dopiero potem miał zostać Specjalistą, prawdziwym Wiecznościowcem. Było to czwarte i ostatnie stadium życia w Wieczności: Czasowiec, Nowicjusz, Obserwator i Specjalista.
Harlan gładko przeszedł przez to wszystko. Można nawet powiedzieć, że z powodzeniem.
Wyraźnie przypomniał sobie chwilą, gdy ukończył Nowicjat i wraz ze swymi kolegami został niezależnym członkiem Wieczności: chwilę, gdy nie będąc jeszcze Specjalistami, otrzymali już tytuł Wiecznościowca.
Pamiętał to dokładnie. Skończył szkołę i Nowicjat i wraz z pięcioma kolegami stał słuchając ze splecionymi z tyłu rękami.
Edukator Yarrow przemawiał do nich siedząc przy biurku. — Harlan dobrze pamiętał Yarrowa: mały, energiczny mężczyzna, ze zmierzwioną czupryną, piegowatymi rękami i nieprzytomnym wyrazem oczu (ten nieprzytomny wyraz oczu nie był u Wiecznościowca niczym niezwykłym — powodowała go utrata domu i rodzinnego otoczenia, utajona i zakazana tęsknota za jedynym Stuleciem, którego nigdy żaden z nich nie mógł zobaczyć).
Harlan oczywiście nie pamiętał dokładnie słów Yarrowa, lecz ich treść ostro wryła mu się w pamięć.
Yarrow powiedział mniej więcej tak:
— Będziecie teraz Obserwatorami. Nie jest to wysokie stanowisko. Specjaliści nie traktują go poważnie. Możliwe, że wy, Wiecznościowcy (specjalnie zrobił przerwę po tym słowie, żeby każdy mógł się wyprostować i uśmiechnąć), również. Jeśli tak, jesteście głupcami i nie zasługujecie na miano Obserwatorów.
Kalkulatorzy nie mieliby czego kalkulować. Biografiści nie mieliby materiału do biografii. Socjologowie nie mieliby społeczeństw do profilowania. Żaden ze Specjalistów nie miałby nic do roboty, gdyby nie było Obserwatorów. Wiem, że już wam to mówiono, ale chciałbym, żebyście byli absolutnie przekonani i nie mieli żadnej wątpliwości w tej sprawie.
To wy, najmłodsi, będziecie wychodzili w Czas, w najbardziej niepomyślnych warunkach, żeby dostarczyć faktów, suchych, obiektywnych, niezależnych od osobistych opinii i upodobań. Faktów wystarczająco ścisłych, by nakarmić nimi komputery, a dość określonych, by mogły posłużyć do rozwiązywania równań społecznych. Faktów wystarczająco uczciwych, by mogły tworzyć podstawę dla Zmian Rzeczywistości.
I jeszcze jedno musicie zapamiętać: wasza służba w roli Obserwatorów nie jest czymś, co należy odbębnić możliwie szybko i bez kłopotów. Właśnie jako Obserwatorzy wyrabiacie sobie markę. Nie to, coście robili w szkole, lecz to, co zrobicie jako Obserwatorzy, będzie określało waszą specjalizację i stopień, do jakiego w niej dojdziecie. To będzie wasz podyplomowy staż, Wiecznościowcy, a niepowodzenie w nim, nawet małe niepowodzenie, zepchnie was do Obsługi, niezależnie od tego, jak wyglądają teraz wasze potencjalne możliwości. To wszystko.
Podał rękę każdemu z nich, a Harlan, poważny, uroczysty, dumny w swej wierze, iż największym przywilejem Wiecznościowca jest przywilej odpowiedzialności za szczęście wszystkich istot ludzkich, które są albo będą w zasięgu Wieczności, był pełen nabożnego szacunku dla samego siebie.
Pierwsze zadanie Harlana było drobne i wykonał je pod ścisłym nadzorem, lecz potem rozwijał swe talenty w kilkunastu Stuleciach na kilkunastu Zmianach Rzeczywistości.
W piątym roku pracy otrzymał awans na Starszego Obserwatora ze skierowaniem do 482 wieku. Po raz pierwszy miał wykonać pracę bez nadzoru i gdy sobie to uświadomił, meldując się Kalkulatorowi sekcji, stracił nieco pewność siebie.
Był to zastępca Kalkulatora Hobbe Finge; podejrzliwie ściągnięte usta i zmarszczone brwi wyglądały śmiesznie w jego twarzy. Brakowało mu tylko kolorów i kosmyka siwych włosów, a mógłby uchodzić za wizerunek świętego Mikołaja.
Święty Mikołaj albo Santa Claus, albo Kriss Kringle. Harlan znał wszystkie trzy imiona. Wątpił, czy choćby jeden na sto tysięcy Wiecznościowców słyszał o którymś z nich. Harlan czerpał sekretną wstydliwą dumę ze swej tajemnej wiedzy. Od najwcześniejszych dni w szkole jeździł na swym koniku historii Prymitywu, a Edukator Yarrow zachęcał go do tych studiów. Harlan ogromnie polubił te dziwaczne, przewrotne Stulecia, które znajdowały się nie tylko przed początkiem Wieczności, w wieku 27, lecz nawet przed wynalezieniem Pola Czasowego, w 24 wieku. Studiował stare książki i periodyki. Podróżował nawet daleko w przeszłość, do najwcześniejszych Stuleci, gdy tylko mu na to pozwolono, by korzystać z lepszych źródeł. Przez piętnaście z górą lat zgromadził znaczną bibliotekę, prawie w całości składającą się z książek drukowanych na papierze. Miał w niej tom pisarza zwanego H.G. Wells i inny — W. Szekspira, oba dość postrzępione. A najciekawszy był komplet oprawnych tygodników z epoki Prymitywu, które zajmowały ogromną przestrzeń, lecz Harlan nie miał serca zredukować ich do mikrofilmu.
Od czasu do czasu gubił się w świecie, gdzie życie było życiem, a śmierć śmiercią; gdzie człowiek podejmował decyzje nieodwołalne, gdzie nie można było zapobiec złu ani popierać dobra i gdzie przegrana bitwa pod Waterloo była naprawdę przegrana na zawsze.
A potem był trudny, niemal szokujący powrót myśli do Wieczności i świata, w którym Rzeczywistość jest czymś giętkim i szybko znikającym, czymś, co ludzie, tacy jak on sam, mogą utrzymać w dłoniach i ukształtować w lepszą formę.