Mikoła na miejsce spotkania przyszedł zawczasu. Umówili się o piątej, a on był już za kwadrans piąta pod "Chwilinką". Pić mu się chciało. Wziął butelkę "bąbelków" i ulokował się przy plastykowym stoliku wprost na chodniku. Z twarzy chłopca widać było, że stało się z nim coś poważnego. Ciało mocne, jędrne, zdradzało widoczne napięcie. Mimo letniego upału czuł nerwowe dreszcze. Raptem wszystko runęło do Tartaru: plany, marzenia, życie. Dowiedział się o tym wczoraj. Wiadomość była tak zaskakująca i straszna, że chłopiec kompletnie się zagubił. Tego samego dnia wieczorem zadzwonił do najlepszego przyjaciela ze szkolnej ławy Ihara i umówił się na spotkanie. Potrzebował rady. Chociaż żadna rada pomóc mu już nie mogła. Fortuna go opuściła. Nie wiedział, do kogo ma się jeszcze zwrócić, komu wyznać to, co wie. Światu przecież obojętne, co z nim. Został tylko Ihar. Dwa lata temu po skończeniu szkoły razem wybrali się na mikroelektronikę. Ihar się dostał, Mikoła nie. Wtedy to też była tragedia. Ale chłopak szybko się otrząsnął. O porządnej pracy nawet mowy być nie mogło - ciepłe posadki rozdzielali "gospodarze życia", a za kopiejki pracować nie było sensu. Mikoła wciągnął się w handel. Rosja, Polska, Turcja, Węgry. Po roku miał już wideo i leciwego volkswagena. Podkpiwał sobie nawet z Ihara: skończysz tylko wyższe studia i wezmę cię na czeladnika, I nagle ta straszna nowina! Oczywiście, że sam sobie winien, kretyn, osioł. Życie poniosło go, jak brudny strumień puszkę po konserwie. Popędził, dureń skończony, za przyjemnostkami życia i znalazł się na zwałce odpadków!
Ihar na miejscu spotkania zjawił się z pedantyczną dokładnością - punkt siedemnasta. Mikoła wiedział, że przyjaciel nie za wiele ma czasu. Sesja. Postanowił nie ciągnąć kota za ogon i na pytanie Ihara "No to co ci się tam przydarzyło?" z miejsca odparł: - Chcę pożegnać się z najlepszym przyjacielem. - Powiedział to z pewną fałszywą intonacją, jakby bojąc się, że przyjaciel przyłapie go na strachu.
- Głupstwa jakieś pleciesz! - oburzył się Ihar, jak oburza się człowiek, gdy ktoś wyskakuje z jawną niedorzecznością.
- Dla kogo głupstwa, dla kogo nie - ciągnął zagadkowo Mikoła. Popijał oranżadę wprost z flaszki małymi łykami i patrzył na przyjaciela.
- No więc co się zdarzyło? - powtórzył pytanie Ihar. Jego irytacja powoli mijała. Chłopak odczuł, że nie dla kawału przyjaciel poprosił go o spotkanie.
- Dziś pod pałacem prezydenckim znowu draka będzie - nieoczekiwanie zmienił temat Mikoła. - Będą się domagać wypuszczenia aresztowanych, a potem tych protestujących pozamykają. - W ostatniej chwili przestraszył się prawdy, którą miał powiedzieć. - Czy cokolwiek się zmieni, jeśli Ihar dowie się o moim nieszczęściu - pomyślał nagle trzeźwo. - Co ja będę na studencką głowę przyjaciela zwalać swoje nieszczęścia?
- Będzie draka, czy nie, jak myślisz? - spytał po chwili milczenia Mikoła już innym, całkiem spokojnym głosem.
- I ty po to mnie tu wołałeś, żeby usłyszeć moje prognozy polityczne? - W głosie Ihara znowu czuło się rozdrażnienie.
- Jak sądzisz, po co człowiek żyje - całkiem nieoczekiwanie znowu zmienił temat Mikoła.
- A co, obrzydło ci życie? - pytaniem na pytanie odpowiedział przyjaciel.
- Życie mi nie obrzydło, ale trzeba się z nim rozstać.
- Czyżbyś w coś się wpakował?! - Ihar zaczął rozumieć przyczynę spotkania.
- Wpakowałem się, tylko nie w to, co myślisz. - Łyknął jeszcze raz pomarańczowego trunku i postawił butelkę na stole, po czym spojrzał na przyjaciela i powiedział: - Pamiętasz u Bahdanowicza: Przelatujcie me dni złocistymi ogniami. A gdy skończy się młodość, więdnijcie kwiatami...
- We łbie ci się pomieszało od tych rozjazdów. - Ihar nie wiedział, jak wytłumaczyć zachowanie przyjaciela, którego pierwszy raz widział w takim stanie. - Odpocznij wreszcie, l tak całej Europy nie przywieziesz.
- Europa... Czym dla ciebie Europa - nerwowo przerwał mu Mikoła. - O tam nasza Europa - wskazał na gromadę demonstrantów ciągnących w ich stronę z milicyjnym konwojem po bokach. - Zaraz im zrobią Europę!
Ihar siedział plecami do stacji metra "Centralnaja". Nie mógł więc pierwszy zauważyć biało-czerwono-białych fal demonstracji. Odwrócił się i z niepokojem patrzył za siebie. Już słychać było, że manifestanci coś skandują.
- Czas już pewnie przystąpić do oczyszczania jezdni - zażartował Ihar i postawił na stół butelkę z nie dopitą oranżadą.
- A może tak przejdziemy się dla towarzystwa? - zaproponował Mikoła. - Co powiesz, studencie?
Ihar podniósł wzrok na przyjaciela i uważnie spojrzał mu w twarz.
- W ogóle to wolę spacerować w pojedynkę gdzieś w parku, ale jak masz takie życzenie, możemy się przejść.
Mikoła wziął w dłoń pustą butelkę i tym niezrozumiałym gestem przestraszył Ihara. Ale udał, że się pomylił - chciał dopić zawartość butelki, ale okazała się w samej rzeczy pusta.
- Dopij moją, ja nie chcę - powiedział Ihar jakimś ściszonym głosem. Mikoła dziwnie zamachał rękami i kilka razy powtórzył: "Nie". Po czym dłonią obtarł szyjkę swej pustej flaszki i postawił ją na stół...
Mikoła nawet nie zauważył, kiedy rozpoczęło się starcie. Oddziały specjalne waliły na lewo i prawo każdego, kto się nawinął pod pały. Zapiszczały przenikliwie kobiety i dziewczęta. Demonstranci rozsypali się po ulicy, ale drogi ucieczki zagrodziły im zwarte szeregi w panterkach. Mikoła kilka minut stał jak wrośnięty w ziemię nic nie rozumiejąc. Przed oczami migały jakieś postacie, nad nimi unosił się wrzask i lament katujących i katowanych, przemieszany z trzaskiem plastykowych tarcz specnazu i gruchotaniem setek podkutych butów o bruk i jeszcze jakimś niepojętym i odrażającym hałasem. Ihar szarpnął Mikołę za rękaw koszuli. Mikoła ocknął się i obaj poczęli biec w stronę głównej poczty. Nie zdążyli jednak przebiec i dziesięciu kroków, gdy runęły na nich wyrwidęby w panterkach. Z jakiegoś powodu cała niemal grupa, która dopadła uciekających, zabrała się do pałowania drobniejszego wzrostem i budową Ihara Ten osłaniał ramionami głowę od ciosów gumowych pał i próbował wydostać się z objęć drapieżnych łap. Pochwycili go jednak, wykręcili ręce i gdzieś powlekli. Mikoła pobiegł w ślad, dopędził watahę specnazowców i jednego z nich uderzył nogą w plecy. Uderzenie okazało się silne i wojskowy, wypuściwszy ofiarę, runął asfalt. Drugi otrzymał cios pięścią i też wypuścił Ihara, który poderwał się natychmiast do ucieczki. Nie ścigano go, bo cała wataha runęła na Mikołę. Jeden cios gumowej pały trafił go w twarz i chłopiec poczuł w ustach słony smak krwi. Skierował wzrok na tego, który go uderzył i ruszył na niego. Gdy był o krok - plunął mu krwią prosto w oczy. Specnazowiec, wycierając się, rozsmarował tylko po twarzy czerwona plwocinę, co upodobniło go do wampira. W tym momencie Mikoła poczuł silne uderzenie w potylicę i wszystko mu w oczach zgasło...
Otworzył oczy w szpitalnej sali. Długo nie mógł zrozumieć, gdzie jest i co się mu przydarzyło. Sala była wielka - na dwanaście łóżek. Ale i tak nie było czym oddychać - w powietrzu stał gęsty od upału szpitalny fetor. Całe ciało przenikał głuchy ból. Szczególnie bolała go głowa i kręgosłup. Przypomniała mu się zrazu twarz tego specnazowca, któremu plunął w oczy. Był to młodziutki chłopak, może nawet młodszy od niego. Wydał mu się nawet podobny do Siarhieja Lawonowa, z którym parę razy samochodem wyprawiał się do Niemiec. Później przypomniał mu się cały wczorajszy dzień: jakaś fantasmagoria, dreszczowiec hollywoodzki. Raptem znowu zamajaczył przed nim Specnazowiec z czerwoną twarzą. "Koniec z nim" - powiedział na głos. I powtórzył: "Koniec z nim".