Było gdzieś koło piątej rano. Wszyscy w sali spali, posapując i pochrapując. Mikoła leżał koło drzwi. Raptem poderwał się mężczyzna spod okna - zajęczał i zachrypiał konwulsyjnie. Pomóżcie mu, hej! Jest tu kto? Pomóżcie! - jął krzyczeć Mikoła, waląc pięścią w drzwi. Gdy na salę wbiegła pielęgniarka, mężczyzna już się uciszył, patrząc w sufit pustymi oczyma. Pielęgniarce pozostało tylko stwierdzić zgon. Zakryła głowę zmarłego prześcieradłem i wyszła. Sala poderwała się. Ktoś zaczął wykrzykiwać bez końca: "Wasilicz! Wasilicz!!!". Mikoła ogarnął głowę rękami i ukrył twarz w poduszce. Oczy napełniły się łzami, a ciałem wstrząsał szloch. Przerażająca była ta cudza śmierć. Ale jak się pogodzić z własną?
Przedwczoraj anonimowy test potwierdził, że Mikoła jest chory na AIDS.
Czerwiec 1996, Nowopołock