Выбрать главу

Żem był jedynym widzem i słuchaczem.

Jako w dzień sądny z grobowca wywoła

Umarłą przeszłość trąba archanioła,

Tak na dźwięk pieśni, kości spod mej stopy

W olbrzymie kształty zbiegły się i zrosły.

Z gruzów powstają kolumny i stropy,

Jeziora puste brzmią licznymi wiosły

I widać zamków otwarte podwoje,

Korony książąt, wojowników zbroje,

Śpiewają wieszcze, tańczy dziewic grono…

Marzyłem cudnie — srodze mię zbudzono!

Zniknęły łasy i ojczyste góry!

Myśl, znużonymi ulatując pióry,

Spada, w domowe tuli się zacisze,

Lutnia umilkła w odrętwiałym ręku;

Śród żałosnego spółrodaków jęku

Często przeszłości głosu nie dosłyszę!

Lecz dotąd iskry młodego zapału

Tlą w głębi piersi; nieraz ogień wzniecą,

Duszę ożywią i pamięć oświecą.

Pamięć naówczas, jak lampa z kryształu,

Ubrana pędzlem w malowne obrazy,

Chociaż ją zaćmi pył i liczne skazy,

Jeżeli świecznik postawisz w jej serce,

Jeszcze świeżością barwy znęci oczy,

Jeszcze na ścianach pałacu roztoczy

Kraśne, acz nieco przyćmione kobierce…

Gdybym był zdolny własne ognie przelać

W piersi słuchaczów i wskrzesić postaci

Zmarłej przeszłości; gdybym umiał strzelać

Brzmiącymi słowy do serca spółbraci,

Może by jeszcze w tej jedynej chwili,

Kiedy ich piosnka ojczysta poruszy,

Uczuli w sobie dawne serca bicie,

Uczuli w sobie dawną wielkość duszy

I chwilę jedną tak górnie przeżyli,

Jak ich przodkowie — niegdyś całe życie.

Lecz po co zbiegłe wywoływać wieki?

I swoich czasów śpiewak nie obwini

Bo jest mąż wielki, żywy, niedaleki…

O nim zaśpiewam: uczcie się Litwini!

*

Umilknął starzec i dokoła słucha,

Czy Niemcy dalej pozwolą mu śpiewać.

W sali dokoła była cichość głucha;

Ta zwykła wieszczów na nowo zagrzewać.

Zaczął więc piosnkę, ale innej treści,

Bo głos na spadki wolniejsze rozmierzał,

Po strunach słabiej i rzadziej uderzał

I z hymnu zstąpił do prostej powieści.

Powieść Wajdeloty

Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali wycieczki;

Wieźli łupy bogate, w zamkach i cerkwiach

[73]

zdobyte.

Tłumy brańców

[74]

niemieckich z powiązanymi rękami,

Ze stryczkami na szyjach, biegą

[75]

przy koniach zwycięzców;

Poglądają

[76]

ku Prusom i zalewają się łzami,

Poglądają na Kowno — i polecają się Bogu.

W mieście Kownie pośrodku ciągnie się błonie

[77]

Peruna

[78]

,

Tam książęta litewscy, gdy po zwycięstwie wracają,

Zwykli rycerzy niemieckich palić na stosie ofiarnym.

Dwaj rycerze pojmani jadą bez trwogi do Kowna,

Jeden młody i piękny, drugi latami schylony.

Oni sami śród bitwy, hufce niemieckie rzuciwszy,

Między Litwinów uciekli; książę Kiejstut ich przyjął,

Ale strażą otoczył, w zamek za sobą prowadził.

Pyta, z jakiej krainy, w jakich zamiarach przybyli?

«Nie wiem, rzecze młodzieniec, jaki mój ród i nazwisko,

Bo dziecięciem od Niemców byłem w niewolę schwytany.

Pomnę tylko, że kędyś w Litwie śród miasta wielkiego

Stał dom moich rodziców. Było to miasto drewniane,

Na pagórkach wyniosłych, dom był z cegły czerwonej;

Wkoło pagórków na błoniach puszcza szumiała jodłowa,

Środkiem lasów daleko białe błyszczało jezioro.

Razu jednego, w nocy, wrzask nas ze snu przebudził,

Dzień ognisty zaświtał w okna, trzaskały się szyby,

Kłęby dymu buchnęły po gmachu; wybiegliśmy w bramę,

Płomień wiał po ulicach, iskry sypały się gradem;

Krzyk okropny: »Do broni! Niemcy są w mieście, do broni!«…

Ojciec wypadł z orężem, wypadł i więcej nie wrócił.

Niemcy wpadli do domu. Jeden wypuścił się za mną,

Zgonił

[79]

, porwał mię na koń. Nie wiem, co stało się dalej,

Tylko krzyk mojej matki długo, długo słyszałem…

Pośród szczęku oręża, domów runących

[80]

łoskotu,

Krzyk ten ścigał mnie długo, krzyk ten pozostał w mym uchu.

Teraz jeszcze, gdy widzę, pożar i słyszę wołania,

Krzyk ten budzi się w duszy, jako echo w jaskini

Za odgłosem piorunu…Oto jest wszystko co z Litwy,

Co od rodziców wywiozłem.W sennych niekiedy marzeniach

Widzę postać szanowną matki i ojca, i braci,