Выбрать главу

Na tę muzykę zwykłem zawsze nucić.

Wracajże starcze!… bo przez wszystkie bogi

Niemieckie, pruskie…»

Starzec musiał wrócić,

Uderzył lutnię i głosem niepewnym

Szedł za dzikimi tonami Konrada,

Jako niewolnik za swym panem gniewnym.

Tymczasem światła gasnęły na stole,

Rycerzy długa uśpiła biesiada;

Lecz Konrad śpiewa: budzą się na nowo,

Stają i w szczupłym ścisnąwszy się kole,

Pilnie zważają każde pieśni słowo.

                  Ballada

                 Alpuhara[95]

Już w gruzach leżą Maurów posady,

Naród ich dźwiga żelaza;

Bronią się jeszcze twierdze Grenady,

Ale w Grenadzie zaraza.

Broni się jeszcze z wież Alpuhary

Almanzor

[96]

z garstką rycerzy.

Hiszpan pod miastem zatknął sztandary,

Jutro do szturmu uderzy.

O wschodzie słońca ryknęły spiże,

Rwą się okopy, mur wali;

Już z minaretów błysnęły krzyże,

Hiszpanie zamku dostali.

Jeden Almanzor, widząc swe roty

Zbite w upornej obronie,

Przerznął się między szable i groty,

Uciekł i zmylił pogonie.

Hiszpan na świeżej zamku ruinie,

Pomiędzy gruzy i trupy,

Zastawia ucztę, kąpie się w winie,

Rozdziela brańce i łupy.

Wtem straż oddźwierna wodzom donosi:

Że rycerz obcej krainy

O posłuchanie co rychlej prosi,

Ważne przywożąc nowiny.

Był to Almanzor, król muzułmanów.

Rzucił bezpieczne ukrycie,

Sam się oddaje w ręce Hiszpanów

I tylko błaga o życie.

«Hiszpanie — woła — na waszym progu

Przychodzę czołem uderzyć,

Przychodzę służyć waszemu Bogu,

Waszym prorokom uwierzyć.

Niechaj rozgłosi sława przed światem,

Że Arab, że król zwalczony,

Swoich zwycięzców chce zostać bratem,

Wasalem obcej korony».

Hiszpanie męstwo cenić umieją:

Gdy Almanzora poznali,

Wódz go uścisnął, inni koleją

[97]

Jak towarzysza witali.

Almanzor wszystkich wzajemnie witał,

Wodza najczulej uścisnął,

Objął za szyję, za ręce chwytał,

Na ustach jego zawisnął.

A wtem osłabnął… padł na kolana…

Ale rękami drżącemi

Wiążąc swój zawój do nóg Hiszpana,

Ciągnął się za nim po ziemi.

Spojrzał dokoła, wszystkich zadziwił:

Zbladłe, zsiniałe miał lice,

Śmiechem okropnym usta wykrzywił,

Krwią mu nabiegły źrenice.

«Patrzcie, o giaury

[98]

! jam siny, blady…

Zgadnijcie, czyim ja posłem?…

Jam was oszukał: wracam z Grenady;

Ja wam zarazę przyniosłem!…

Pocałowaniem wszczepiłem w duszę

Jad, co was będzie pożerać…

Pójdźcie i patrzcie na me katusze,

Wy tak musicie umierać».

Rzuca się, krzyczy, ściąga ramiona,

Chciałby uściśnieniem wiecznym

Wszystkich Hiszpanów przykuć do łona;

śmieje się — śmiechem serdecznym.

Śmiał się — już skonał — jeszcze powieki

Jeszcze się usta nie zwarły:

I śmiech piekielny został na wieki

Do zimnych liców przymarły.

Hiszpanie trwożni z miasta uciekli:

Dżuma za nimi w ślad biegła;

Z gór Alpuhary nim się wywlekli

Reszta ich wojska poległa.

*

«Tak to przed laty mścili się Maurowie:

Wy chcecie wiedzieć o zemście Litwina?…

Cóż? jeśli kiedy uiści się w słowie,

I przyjdzie mieszać zarazę do wina…

Ale nie — o nie! — dziś inne zwyczaje,

Książę Witołdzie: dziś litewskie pany