— Zuch z ciebie. Byłaś świetna! Sprzedam cię za trzy spadochrony.
Wieczorami Nastia pracuje. Zakład “Sierp i Młot”, odlewnia, posada zamiataczki. Siedem godzin dziennie, zgodnie ze stalinowską konstytucją. A rano — kółko spadochronowe.
— Niejeden uważa, że w spadochroniarstwie najważniejsze to złożenie spadochronu, skok i lądowanie. Bzdura, dziewuszki. Nie wierzcie w te banialuki. Tylko głupek sądzi, że wystarczy wylądować i po sprawie. Nie, laleczki moje kochane, po wylądowaniu najważniejsze dopiero się zaczyna. Trzeba jak najszybciej ukryć spadochron i oddalić się z miejsca lądowania. Dlatego od dziś będziecie codziennie biegać długie dystanse. Żeby zmylić pogoń, trzeba pokonać rzekę wpław. Dlatego każdego dnia, poza maratonem, będziemy pływać kilometr. Basenu tu nie ma, ale nie jest potrzebny. Rzeka Moskwa będzie naszym basenem.
— A zimą?
— Zimą lodołamacz przygotuje miejsce do pływania.
Odgwizdano wieczorną szychtę, ucichła hala i szatnie. Pusto. Nie kończące się szeregi żelaznych szafek. Na każdej szafce kłódka… Każda inna. Gdyby zaplątał się tu jakiś kolekcjoner, mógłby w jednej tylko przebieralni jednego wydziału zebrać niezwykły zestaw kłódek wszystkich czasów i narodów.
Nastia ostrożnie daje nura do swojej dziupli. Niepostrzeżenie, jak szara myszka. Trzeba tylko zostawić szczelinkę. Na zewnątrz jest klamka, od środka jakoś nikt nie pomyślał. Jak zamek się zatrzaśnie, nie ma wyjścia z pułapki. Ten, kto projektował szafki na ubrania widać nie zakładał, że będą kiedykolwiek służyć komuś za sypialnię. Za dom.
Nastia wtuliła się plecami w blaszaną ścianę, oplotła ramionami kolana, podparła głowę… Śpi. Szkoda tylko, że tak prędko drętwieją nogi. Szkoda, że nie ma ich jak wyciągnąć. Szkoda, że tak zimno nocami. Szkoda, że przetłuszczone fartuchy nie grzeją, a głowa boli od ich smrodu. Ale to wszystko drobiazgi. Po maratonie i kilometrowym pływaniu, po treningu spadochronowym (a dla zdolnych tancerek dodatkowo: strzelanie, walka wręcz, biegi na orientację) i po wieczornej zmianie, sen przychodzi w oka mgnieniu. Choćby nawet w żelaznej szafce ubraniowej na odlewni w zakładzie “Sierp i Młot”.
Instruktor Skworcow jest bardzo wymagający:
— No więc tak. Skoro mamy wrzesień, to otwieram sezon kąpielowy. Teraz wszystkie zajęcia będziemy zaczynać od pływania. Godzinę dziennie. Przez okrągły rok. W Moskwie nie bywa zimno. Rzadko kiedy temperatura spada do minus trzydziestu. To u nas na Syberii bywa zimno. Tu jest ciepło. Zawsze. A nawet u nas, na Syberii, woda nie bywa zimna. Nigdy. Zimna woda twardnieje i zamienia się w lód. W lodzie można wybić przeręblę. A w przerębli woda jest ciepła. Dopóki nie stwardnieje. W tym czasie rąbiemy następną przeręblę.
I jeszcze jedno. Zabraniam próbowania temperatury wody nogą. Ani ręką. Nie ma co próbować. Temperaturę wody widać na oko. Nie zamieniła się w lód, znaczy ciepła. Do wody się wskakuje, jak spadochroniarz. Wszystko jasne?
— Jasne.
— W takim razie macie minutę na rozebranie się… Już! Od jutra będziemy się szybciej rozbierać.
Dlaczego Nastia sypia w szafce? Ponieważ nie ma innego miejsca. Jeszcze niedawno miała duże mieszkanie. Ogromne. Ale została w tym mieszkaniu sama jak palec. Samiutka w całej Moskwie. Każdy krok wypełnia pokoje donośnym echem. Każdy krok budzi echo na ulicach miasta. Ciemnymi ulicami chodzą ciemni ludzie. Stukają do drzwi. Jesteście aresztowani! Aresztowani! Aresztowani!
Przyczaiła się Moskwa. Przycichła. Udaje nieżywą.
W te dziwne noce Nastia przemierzała opustoszałe pokoje. W każdym pokoju ściany zastawione książkami. Pod sam sufit. A pokoje słusznej wysokości. Wszystko byłoby nie najgorzej, ale oto na drzwiach wejściowych rada miejska przygwoździła postanowienie: ZWOLNIĆ DO DNIA 13.7.1936.
Dokument jak najbardziej formalny: pieczęć z sierpem i młotem, nieczytelny podpis.
Co zrobić z książkami? I w ogóle co robić? Ojciec, krasnyj kamandir, okazał się wrogiem ludu. Już go nie ma. Matka też okazała się wrogiem ludu, pozbawionym prawa do korespondencji. Dziadek-białogwardzista zawsze należał do wrogów tej władzy. Żyje w jakimś zapomnianym ukraińskim miasteczku, zatajając przeszłość. Kiedyś można było wpaść do dziadka po cichu na parę dni. Teraz nie wolno. Podróż zabroniona.
Nastia miała w Moskwie wielu przyjaciół. Ale jakoś po aresztowaniu rodziców dawne przyjaźnie się pourywały, a nowych nie przybyło.
Do 13 lipca został jeszcze tydzień. Dlatego Nastia siedziała dniami i nocami, i wertowała książki. Czytała wolno. Uczono ją szybkiego czytania, ale nie przypadło jej to do gustu. Kto szybko czyta, ten nie śledzi wzrokiem kolejnych wierszy, lecz sunie wzrokiem po jednej linii, z góry na dół. Dziewięć sekund na stronę.
Nastia nie chciała tak czytać. Miała własny styl. Nie można było jej wytłumaczyć, dlaczego lepiej prześlizgiwać się wzrokiem po stronach z góry w dół. W ogóle nie bardzo rozumiała, dlaczego należy czytać najpierw jedną stronę, a potem drugą. Otwarta książka ukazuje przecież dwie strony. Dlatego zawsze czytała je równocześnie, nie sunąc wzrokiem po kolejnych wierszach, ani ślizgając się z góry w dół, lecz pokrywając jednym spojrzeniem naraz obie kartki. Normalnie człowiek potrzebuje na dwie strony osiemnaście sekund, a ona — pełną minutę.
Ale wolne czytanie ma swoje dobre strony. Osiemnaście sekund pozwala jedynie prześlizgnąć się po powierzchni tekstu. Czytający zapamięta treść pod warunkiem, że jest zrozumiała i ciekawa. Jeżeli natomiast poświęcimy minutę na dwie strony, wówczas zapamiętamy dowolny tekst, nieważne, czy ciekawy, czy nudny. Później każdy przeczytany fragment możemy bez trudu odtworzyć z pamięci.
W głowie każdego człowieka pomieściłby się cały księgozbiór dowolnej biblioteki, choćby liczyła miliony tomów. Nastia czytała, co wpadło jej w ręce. I wszystko zapamiętywała. Mając w pamięci przeczytane książki, mogła w każdej chwili otworzyć w myślach dowolny tom na dowolnie wybranej stronie i na nowo go odczytać. Ludzie zauważali, że czasem dzieje się z nią coś dziwnego. A to płacze bez powodu, a to wybucha śmiechem. A ona po prostu czytała sobie Gogola, albo Remarque'a czy Haska.
Wtedy, siedząc w opustoszałym mieszkaniu, postanowiła sprawdzić, czy dobrze zapamiętała “Regulamin polowy. RP-36”. Niewielka broszura, 215 stron, 385 paragrafów. Prócz paragrafów Nastia zapamiętała to, co z regulaminem nie miało bezpośredniego związku: Druk wykonano na papierze z kombinatu papierniczego w Karnie; I Drukarnia Państwowego Wydawnictwa Wojskowego Ludowego Komisariatu Obrony ZSRR, Moskwa, ul. Skworcowa-Stiepanowa 3.
Ci, którzy szybko czytają, żeby zapamiętać dwustu, trzystustronicową książkę, muszą przeczytać ją dwukrotnie. Niektórzy nawet trzykrotnie. A Nastia zapamiętywała wszystko za pierwszym razem. Czas poświęcony wolnemu czytaniu nie szedł na marne. Może wyrecytować cały “Regulamin” od pierwszej do ostatniej strony. I to dokładnie tak, jak jest zapisane w broszurze. Może też na wyrywki, poszczególne paragrafy. Wystarczy wymienić numer. Paragraf 128: “…Sztuka pisania rozkazu wymaga umiejętności obrazowego i jednoznacznego wyrażenia idei bitwy…” Regulamin zawiera też króciutkie paragrafy, na przykład paragraf 280. Trzy linijki. Ale są też znacznie dłuższe, na przykład 308 i 309. Każdy liczy prawie stronę. Ale to jej nie sprawia różnicy. Może cytować całe paragrafy albo stronice. Niektóre zaczynają się w pół słowa. Inne w pół słowa się kończą. To Nastia zaczyna recytować w pół słowa. Można ją sprawdzać linijka po linijce. Cała książka liczy 6544 wiersze. Na przykład piąty wiersz na 139 stronie brzmi: “celownikiem na 800 m. Jeżeli nie spełnia powyższych wy-”. A szósty wiersz: “magań, to baterię wytacza się w trybie alarmowym dla”.