Valda, obnażywszy zęby w grymasie, który mógłby ujść za uśmiech, wyprostował się. Asunawa kochał prawdę, kochał ją dziwną miłością, potrafił powiązać ją na supły albo przybić do drzewca i wymachiwać nią tak, że zaczynała przeraźliwie krzyczeć, ale na ile Valda się orientował, nigdy tak naprawdę nie kłamał. Spojrzenie na szkliste oczy Nialla i kałuża krwi rozlewająca się pod jego ciałem uspokoiła Valdę. Starzec umierał.
— Mogę, Asunawo?
Wzrok Wysokiego Inkwizytora zapłonął goręcej, kiedy Asunawa odsuwał się na bok, odgarniając śnieżnobiały płaszcz, by nie umoczyć go w krwi Nialla. Nawet Lord Kapitan nie mógł się spoufalać aż do tego stopnia.
— Tak właśnie powiedziałem, mój synu. Byłeś dziwnie niechętny, kiedy się zgadzałeś, że ta wiedźma Morgase winna zostać oddana Ręce Światłości. Chyba, że to zapewnienie...
— Morgase jest jeszcze potrzebna. — Valda przerwał tamtemu ze sporym zadowoleniem. Nie lubił Śledczych, czyli Ręki Światłości, jak nazywali samych siebie. Kto lubiłby ludzi, którzy nigdy nie stawiają czoła wrogowi, jeśli taki nie został pierwej rozbrojony i zakuty w łańcuchy? Śledczy trzymali się z dala od pozostałych Synów, na uboczu. Asunawa na swoim płaszczu nosił jedynie szkarłatną laskę pasterską Śledczych, a nie rozjarzone, złote słońce Synów, które znakowało jego tunikę. Co gorsza, zdawali się uważać, że to, co oni robią z pomocą kół tortur i rozżarzonym żelazem, to jedyna prawdziwa działalność wszystkich Synów. — Morgase ma dać nam Andor, więc nie dostaniesz jej w swoje ręce, dopóki to się nie stanie. A my nie możemy wziąć Andoru, dopóki się nie uporamy z tą hałastrą od Proroka. — Prorok, który nauczał o nadejściu Smoka Odrodzonego, musiał być pierwszy razem z wichrzycielami spod jego znaku, którzy palili wioski. Pierś Nialla już prawie przestała się poruszać. — Po co wymienić Amadicię za Andor, skoro można utrzymać oba? Chcę zobaczyć al’Thora na szubienicy, a Białą Wieżę startą na proch, Asunawa, i bynajmniej nie dlatego poszedłem ci na rękę przy realizacji twoich planów, żeby teraz patrzeć, jak obracasz to wszystko wniwecz.
Asunawa nie dał się zastraszyć, nie był tchórzem. Nie w Fortecy, gdzie przebywały setki Śledczych, gdzie Synowie cały czas się strzegli, by nie zrobić niewłaściwego kroku w ich obecności. Zignorował miecz w dłoniach Valdy i tę twarz męczennika, która przyoblekła się teraz w maskę smutku. Zalewający ją pot zdawał się łzami żalu.
— W takim razie, skoro Lord Kapitan Canvele uważa, że należy przestrzegać prawa, obawiam się...
— Obawiam się, że Canvele zgodzi się ze mną, Asunawo. — Zgadzał się od świtu, kiedy do niego dotarło, że Valda wprowadził do Fortecy połowę legionu. Canvele nie był durniem. — Nie w tym rzecz, czy zostanę Lordem Kapitanem Dowódcą, kiedy dziś zajdzie słońce, tylko kto poprowadzi Rękę Światłości przy wydobywaniu prawdy.
Asunawa nie był tchórzem, a durniem w jeszcze mniejszym stopniu niż Canvele. Ani się nie wzdrygnął, ani nie zapytał, dlaczego Valda postanowił poruszyć ten temat.
— Rozumiem — odparł po chwili, a potem łagodnym tonem dodał: — Masz zamiar całkiem lekceważyć prawo, synu?
Valda mało co, a byłby się roześmiał.
— Możesz przesłuchać Morgase, ale nie należy poddawać jej śledztwu. To będziesz mógł zrobić, kiedy ja już z nią skończę. — Co mogło nie nastąpić prędko. Aby znaleźć jej następczynię na Tronie Lwa, taką, która właściwie zrozumie jej zależność względem Synów, tak jak ją pojmował król Ailron, nie wystarczy jedna noc.
Asunawa zrozumiał, a może nie zrozumiał. Otworzył usta i w tym momencie od progu dało się słyszeć czyjeś westchnienie. Stał tam sekretarz Nialla, z tą swoją ściągniętą twarzą, wydętymi ustami i niekształtną sylwetką, a także skośnymi oczyma, które starały się widzieć wszystko, z wyjątkiem ciał leżących na posadzce.
— Smutny dzień, panie Balwer — zagaił Asunawa, głosem brzmiącym niczym przepełnione smutkiem żelazo. — Ten zdrajca Omerna zamordował Pedrona Nialla, naszego Lorda Kapitana Dowódcę, oby Światłość opromieniła jego duszę. — Nawet nie minął się z prawdą; Niall już znieruchomiał i zabicie go rzeczywiście było aktem zdrady. — Lord Kapitan Valda wszedł zbyt późno, więc nie zdążył go uratować, ale za to zabił Omernę nurzającego się w najgłębszej otchłani grzechu. — Balwer wzdrygnął się i zaczął pocierać dłonie.
Valda czuł, jak świerzbi go skóra na widok tego podobnego do ptaka mężczyzny.
— Możesz nam się przydać, Balwer, skoro już tu jesteś. — Nie lubił bezużytecznych ludzi, a ten skryba stanowił wcielenie bezużyteczności. — Zanieś to posłanie do wszystkich lordów kapitanów, którzy przebywają w Fortecy. Przekaż im, że Lord Kapitan Komandor został właśnie zamordowany i że zwołuję posiedzenie Rady Pomazańców. — Kiedy zostanie już mianowany Lordem Kapitanem Komandorem, pierwszą rzeczą, jaką zrobi, będzie wykopanie tego zasuszonego człowieczka z Fortecy, wykopanie go tak daleko, by odbił się przy tym dwukrotnie, i wybranie sekretarza, który nie będzie miał drgawek i tików. — Zamierzam dopilnować, by Pedron Niall został pomszczony, niezależnie od tego, czy Omerna został przekupiony przez wiedźmy czy przez Proroka.
— Jak rzeczesz, mój lordzie. — Balwer mówił suchym i zdławionym głosem. — Będzie, jak mówisz. — Najwyraźniej uznał, że już może spojrzeć na ciało Nialla; kiedy wycofywał się, składając chwiejne ukłony, ledwie patrzył na cokolwiek innego.
— A więc wychodzi na to, że to ty będziesz naszym nowym Lordem Kapitanem Komandorem — stwierdził Asunawa, kiedy Balwer już wyszedł.
— Na to wychodzi — odparł oschle Valda. Tuż obok wyciągniętej ręki Nialla leżał wąski skrawek papieru, jaki zazwyczaj przynosiły gołębie. Valda pochylił się i podniósł go, a potem prychnął z niesmakiem. Papier wpadł do kałuży rozlanego wina; wszystko, co na nim kiedyś napisano, było teraz nieczytelne, atrament się rozmazał.
— Ale Ręka Światłości dostanie Morgase, kiedy ty nie będziesz jej już potrzebował. — To żadną miarą nie było pytanie.
— Wręczę ją tobie osobiście. — Może uda się zorganizować coś naprędce, by na jakiś czas nasycić apetyt Asunawy. I jednocześnie sprawić, że Morgase stanie się bardziej uległa. Valda wypuścił z ręki bezużyteczny skrawek, który upadł na trupa Nialla. Z wiekiem stary wilk stracił swój spryt i opanowanie; zadanie utarcia nosa wiedźmom i ich fałszywemu Smokowi spoczywa odtąd na barkach Eamona Valdy.
Gawyn leżał płasko na jednym ze wzniesień i przypatrywał się klęsce. Studnie Dumai były położone w odległości wielu mil na południe, za falistymi równinami i niskimi wzgórzami, ale on nadal widział dym wznoszący się od płonących wozów. Nie miał pojęcia, co się tam potem działo od momentu, gdy wyprowadził stamtąd wszystkich Młodych, których zdołał skrzyknąć. Al’Thor zdawał się nieźle panować nad sytuacją, al’Thor i ci mężczyźni w czarnych kaftanach, którzy chyba przenosili Moc, unieszkodliwiając Aes Sedai i Aielów. Zrozumiał, że czas odejść, kiedy się zorientował, że siostry uciekają.
Żałował, że nie dane mu było zabić al’Thora. Za swoją matkę, która zginęła z jego ręki; Egwene wprawdzie przeczyła temu, ale nie dysponowała żadnym dowodem. Za siostrę. Jeżeli Min mówiła prawdę — niezależnie od tego, czego chciała, powinien był ją zmusić, żeby wyjechała razem z nim z obozu; za dużo tego, co powinien był tego dnia zrobić inaczej — jeżeli Min miała rację i Elayne kochała al’Thora, wówczas taki straszliwy los stanowił dostateczny powód do zabijania. Może Aielowie dokonali dzieła za niego. W to jednak wątpił.
Śmiejąc się gorzko, podniósł tubę ze szkłem powiększającym. Na jednym ze złotych pasków widniała inskrypcja: “Od Morgase, Królowej Andoru, dla jej ukochanego syna, Gawyna. Oby stał się żywym mieczem dla swojej siostry i Andoru”. Jakże gorzko brzmiały teraz te słowa.