Rhuarc stał tam, bezczynnie przyglądając się czubkowi jednej ze swych krótkich włóczni. To była sprawa Mądrych, a on zawsze twierdził, że nie dba o to, co robią Mądre, dopóki nie maczają palców w sprawach wodzów klanów. Natomiast Taim... Ostentacyjnie demonstrował, że to wszystko nic go nie obchodzi, założywszy ręce na piersi i rozglądając się po obozie ze znudzoną miną, a jednak zapach wydzielał dziwny, złożony. Perrin powiedziałby, że ten człowiek dobrze się bawi, że jest w zdecydowanie lepszym humorze niż przedtem.
— Przysięga, którą złożyłyśmy — powiedziała na koniec Bera, kładąc dłonie na swych obfitych biodrach — wystarcza, by związać każdego z wyjątkiem Sprzymierzeńca Ciemności. — Słowo “przysięga” wypowiedziała niemal równie ponuro jak “Sprzymierzeniec Ciemności”. Nie, nie podobało im się to, co przysięgły. — Czyżbyś ośmielał się oskarżać nas...?
— Gdybym coś takiego pomyślał — warknął Rand — to już byście wędrowały do Czarnej Wieży razem z Taimem. Przysięgłyście posłuszeństwo. A zatem bądźcie posłuszne!
Bera wahała się przez długą chwilę, a potem nagle, w mgnieniu oka, stała się od stóp do głów tak władcza, jak potrafiła tylko Aes Sedai. A to już coś mówiło. Każda Aes Sedai potrafiła sprawić, że królowa na tronie wyglądała przy nich jak byle dziewka. Dygnęła płytko, sztywno zginając głowę.
Kiruna dla odmiany ewidentnie włożyła znaczny wysiłek w zapanowanie nad sobą; kiedy się odezwała, jej głos był twardy i zgrzytliwy.
— Czy w takim razie musimy zwracać się do tych wartościowych kobiet Aielów o pozwolenie na zapytanie cię, czy jesteś już gotów do Uzdrawiania? Wiem, że Galina potraktowała cię paskudnie. Wiem, że całe ciało, od ramion po kolana, masz w ranach. Zgódź się na Uzdrawianie. Proszę. — Nawet to “proszę” zabrzmiało jak rozkaz.
Przylepiona do boku Randa Min poruszyła się.
— Powinieneś przyjąć to z wdzięcznością, tak samo jak ja, pasterzu. Przecież nie lubisz, gdy cię boli. Ktoś to musi zrobić, bo inaczej... — Uśmiechnęła się figlarnie, prawie tak, jak tamta Min, którą Perrin zapamiętał z czasów poprzedzających jej porwanie. — ...bo inaczej nie zdołasz utrzymać się w siodle.
— Młodzi mężczyźni i głupcy — rzuciła Nandera — niekiedy bez potrzeby obnoszą się z bólem niczym odznaką swej dumy. I swojej głupoty.
- Car’a’carn — dodała sucho Sulin — nie jest głupcem. Ja tak uważam.
Rand uśmiechnął się czule do Min, a Nanderę i Sulin obdarzył kwaśnym spojrzeniem, ale kiedy podniósł wzrok na Kirunę, jego oczy znowu przypominały kamienie.
— Niech tak będzie. — Kiedy ruszyła z miejsca, dodał: — Ale nie ty. — Twarz jej tak zesztywniała, że wydawała się gotowa popękać. Taimowi usta drgnęły w krzywym półuśmiechu; podszedł do Randa, nie odrywając oczu od Kiruny. Rand wskazał ręką. — Ona. Podejdź tu, Alanno.
Perrin wzdrygnął się. Rand wycelował rękę prosto w stronę Alanny, nawet nie zerknąwszy w jej stronę. Ten gest połaskotał coś ukrytego w jakimś zakamarku jego umysłu, ale nie umiał powiedzieć co. Taima też jakby poruszył, bo twarz tego człowieka stała się pustą maską i jedynie ciemne oczy pomykały od Randa do Alanny. Perrin nie potrafił inaczej określić woni, która podrażniła mu nozdrza, jak tylko słowem “zaskoczenie”.
Alanna też się wzdrygnęła. Z jakiegoś powodu już od tego momentu przyłączenia się do Perrina w drodze do tego miejsca sprawiała wrażenie podminowanej, a jej spokój był w najlepszym razie cienką powłoczką. Teraz wygładziła spódnice, rzuciła butne spojrzenie w stronę, o dziwo, Kiruny i Bery, po czym zamaszystymi krokami podeszła do Randa. Pozostałe dwie siostry obserwowały ją niczym nauczycielki, które sprawdzają, czy ich uczennica dobrze się spisuje, i nadal nie są przekonane, że tak jest w istocie. Co w ogóle nie miało sensu. Jedna z nich mogła przewodzić, ale Alanna była przecież Aes Sedai, tak samo jak one. To wszystko zdwoiło podejrzliwość Perrina. Zadawanie się z Aes Sedai coś za bardzo przypominało brodzenie w strumieniach Wodnego Lasu. Niezależnie od tego, jak spokojna była ich powierzchnia, podwodne prądy potrafiły zbić człowieka z nóg. Tutaj z każdą chwilą ujawniało się coraz więcej takich prądów i wcale nie wszystkie pochodziły ze strony sióstr.
Rand zaszokował wszystkich; ujął podbródek Alanny i uniósł ku sobie jej twarz. Bera z sykiem wciągnęła powietrze i tym razem Perrin zgodził się z nią. Rand nie byłby taki bezpośredni wobec dziewcząt, z którymi tańczył w Polu Emonda, a Alanna nie była dziewczyną, z którą można potańczyć. Ta zareagowała równie zaskakująco; zarumieniła się i zapachniało od niej niepewnością. Perrin wiedział z doświadczenia, że Aes Sedai nie rumienią się i że nigdy im nie brakuje pewności siebie.
— Uzdrów mnie — powiedział Rand, rozkazując, nie prosząc. Czerwień na policzkach Alanny pogłębiła się i w wydzielanym przez nią zapachu pojawił się również gniew. Dłonie jej drżały, kiedy ujęła nimi jego głowę.
Perrin odruchowo podrapał wnętrze dłoni, tej, którą poprzedniego dnia rozdarła włócznia Shaido. Kiruna Uzdrowiła kilka jego ran, a zresztą już przedtem bywał Uzdrawiany. Przypominało to zanurzanie się w zimnym jak lód stawie; potem człowiek sapał, dygotał i miał miękkie kolana. I zazwyczaj odczuwał również głód. Tymczasem Rand tylko nieznacznie się zatrząsł.
— Jak ty wytrzymujesz ten ból? — spytała go szeptem Alanna.
— A więc po wszystkim — odparł, odepchnął jej dłonie i odwrócił się od niej bez słowa podziękowania. Zatrzymał się jednak, najwyraźniej zamierzając coś powiedzieć i oglądając się w stronę Studni Dumai.
— Wszystkie zostały odnalezione, Randzie al’Thor — wyjaśniła łagodnie Amys.
Skinął głową, potem jeszcze raz, nieco żywiej.
— Czas ruszać. Sorilea, czy zechcesz wyznaczyć Mądre, które przejmą więźniarki z rąk Asha’manów? A także towarzyszki Kiruny i... moich pozostałych lenniczek. — Uśmiechnął się przelotnie. — Nie chciałbym, żeby popełniały błędy z powodu swej ignorancji.
— Będzie jak każesz, Car’a’carnie. — Mądra o skórzastej twarzy stanowczym ruchem poprawiła szal i przemówiła do trzech sióstr. — Przyłączcie się do swoich przyjaciółek, zanim znajdę kogoś, kto będzie was trzymał za ręce. — Nietrudno się było spodziewać, że Bera skrzywi się z oburzeniem, a od Kiruny powieje chłodem. Alanna wbiła wzrok w ziemię, zrezygnowana, niemalże zmarkotniała. Sorilea w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Klasnęła ostro w dłonie i zaczęła je energicznie poganiać. — No co jest? Ruszać się! Ruszać!
Aes Sedai gromadziły się niechętnie w jednym miejscu, starając się stwarzać pozory, że idą tam, gdzie same chcą. Amys przyłączyła się do Sorilei i szepnęła do niej coś, czego Perrin nie dosłyszał. Ale trzy Aes Sedai ewidentnie usłyszały. Zatrzymały się jak wryte, trzy bardzo zaskoczone twarze odwróciły się w stronę Mądrych. Sorilea tylko klasnęła po raz kolejny w dłonie, głośniej niż przedtem, a potem jęła je poganiać jeszcze żwawiej.
Perrin podrapał się po brodzie i w tym momencie napotkał wzrok Rhuarca. Wódz klanu uśmiechnął się blado i wzruszył ramionami. Sprawy Mądrych. On traktował je z całkowitą obojętnością; Aielowie dorównywali fatalizmem wilkom. Perrin zerknął na Gedwyna. Ten przypatrywał się, jak Sorilea musztruje Aes Sedai. Nie, on obserwował siostry niczym lis podpatrujący kury w kurniku tuż poza jego zasięgiem.