— Lepiej obserwować, niż walczyć — mruknął w zamyśleniu Rand, znowu nasłuchując czegoś niewidzialnego.
Perrin zgadzał się z Randem całym sercem — chyba wszystko było lepsze od walki — ale Aielowie tak na to nie patrzyli, nie, kiedy chodziło o wroga. Wszyscy, począwszy od Rhuarca, Sorilei i Feraighin, a skończywszy na Nanderze i Sulin, zapatrzyli się na Randa, jakby ten powiedział, że lepiej pić piasek niż wodę.
Feraighin wyprostowała się, prawie stając na palcach. Nie była szczególnie wysoka jak na kobietę Aiel, nie sięgała Randowi nawet do ramienia, ale w tym momencie jakby stanęła z nim oko w oko.
— W tym obozie jest niewiele więcej niż dziesięć tysięcy mieszkańców mokradeł — powiedziała tonem wyrażającym dezaprobatę. — W mieście też nie ma ich wielu. Będzie łatwo się z nimi rozprawić. Nawet Indirian pamięta, że nie kazałeś zabijać mieszkańców mokradeł, chyba że w samoobronie, ale oni bardzo się starają, żeby narobić sobie kłopotów. Nie pomaga też, że w mieście są Aes Sedai. Kto wie, co one...
— Aes Sedai? — Słowa zostały wypowiedziane chłodno, a palce Randa zaciśnięte na Berle Smoka zbielały. — Ile? — Perrinowi ciarki przebiegły po skórze między łopatkami, kiedy poczuł zapach bijący od Randa; nagle zauważył, że pojmane do niewoli Aes Sedai obserwują ich, podobnie jak Bera, Kiruna i pozostałe.
Sorilea straciła zainteresowanie Kiruną. Wsparła ręce na biodrach i zacisnęła usta.
— Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
— Nie dałaś mi szansy, Sorilea — zaprotestowała Feraighin, trochę jakby zadyszanym głosem i ze zgarbionymi ramionami. Niebieskie oczy przeniosły spojrzenie na Randa i w tym momencie zaczęła mówić z większą energią. — Jest ich dziesięć albo i więcej, Car’a’carnie. My ich, rzecz jasna, unikamy, zwłaszcza od czasu... — Znowu Sorilea i zadyszka. — Nie chciałaś słuchać o mieszkańcach mokradeł, Sorilea. Tylko o naszych namiotach. Tak mówiłaś. — Do Randa, prostując się. — Wiele z nich mieszka pod dachem Arilyn Dhulaine, Car’a’carnie, i rzadko go opuszcza. — Do Sorilei, garbiąc się. — Sorilea, wiesz przecież, że powiedziałabym ci wszystko. Przerwałaś mi. — Kiedy do niej dotarło, ile osób ich obserwuje i ile wśród nich zaczyna się uśmiechać, przede wszystkim Mądre, oczy jej zdziczały, a na policzkach pojawił się rumieniec. Obracała głowę to w stronę Randa, to Sorilei, poruszając ustami, z których nie wydobywał się żaden dźwięk. Niektóre Mądre zaczęły się śmiać, zasłaniając usta dłońmi; Edarra nawet nie podniosła ręki. Rhuarc odrzucił głowę w tył i ryknął głośno.
Perrinowi z pewnością nie było do śmiechu. Aielowie ubawiliby się nawet wtedy, gdyby ktoś przebił go mieczem. Aes Sedai na domiar wszystkiego. Światłości! Przerwał to wszystko, prosto z mostu pytając o to, co było ważne.
— Feraighin? Czy moja żona, Faile, ma się dobrze?
Obdarzyła go z lekka roztargnionym spojrzeniem, po czym wyraźnie zebrała się w sobie.
— Myślę, że Faile Aybara ma się dobrze, Sei’cairze — odparła chłodno, już opanowana. Albo prawie opanowana. Cały czas zerkała kątem oka na Sorileę. Sorilea, która ani trochę nie była rozbawiona, założyła ręce i wbiła w Feraighin badawcze spojrzenie, przy którym to, jakim obdarzyła Kirunę, zdawało się łagodne.
Amys położyła rękę na ramieniu Sorilei.
— Ona nie jest niczemu winna — mruknęła młodsza kobieta, zbyt cicho, by dotarło to do czyichś uszu, wyjąwszy uszy skórzastej Mądrej i Perrina. Sorilea zawahała się, po czym przytaknęła; krwiożerczość ustąpiła miejsca zwykłej swarliwości. Amys była jedyną osobą, która, na ile Perrin się orientował, potrafiła coś takiego osiągnąć, jedyną, której Sorilea by nie zdeptała, gdyby stanęła jej na drodze. Cóż, nie zdeptałaby również Rhuarca, ale do niego doskonale pasowało porównanie z głazem, niewzruszonym wobec burzy z piorunami; Amys natomiast umiała sprawić, by ta burza przestała powodować ulewny deszcz.
Perrin chciał wyciągnąć więcej od Feraighin — myślała, że Faile ma się dobrze? — ale zanim zdążył otworzyć usta, Kiruna przystąpiła do ataku ze zwykłym dla siebie taktem.
— Posłuchaj mnie teraz uważnie — zwróciła się do Randa, wymownie gestykulując mu przed nosem. — Nazwałam sytuację delikatną. Otóż ona nie jest delikatna. Jest złożona ponad nasze wyobrażenie, tak krucha, że byle oddech mógłby ją roztrzaskać. Bera i ja będziemy ci towarzyszyły do miasta. Tak, tak, Alanno, ty też. — Uciszyła szczupłą Aes Sedai zniecierpliwionym machnięciem ręki. Perrin uznał, że chyba usiłuje użyć tej sztuczki z górowaniem nad wszystkimi wzrostem. Zdawała się spoglądać na Randa z góry, a mimo to on i tak był od niej o całą głowę wyższy. — Musisz nam pozwolić się poprowadzić. Jeden zły ruch, jedno złe słowo, i sprowadzisz na Cairhien taką samą klęskę, na jaką skazałeś Tarabon i Arad Doman. Co gorsza, możesz doprowadzić do nieobliczalnej katastrofy spraw, o których nie wiesz nieomal nic.
Perrin skrzywił się. Cała ta przemowa nie mogła być lepiej zaplanowana, żeby rozwścieczyć Randa. Tymczasem Rand zwyczajnie jej wysłuchał, po czym zwrócił się do Sorilei.
— Zabierz Aes Sedai do namiotów. Na razie wszystkie. Dopilnuj, by ludzie się dowiedzieli, że to Aes Sedai. Niech widzą, że one skaczą, kiedy ty powiesz “ropucha”. A ponieważ ty sama skaczesz, kiedy tak ci rozkaże Car’a’carn, wszyscy powinni dzięki temu nabrać przekonania, że Aes Sedai nie prowadzą mnie na smyczy.
Twarz Kiruny zrobiła się jasnoczerwona; pachniała wściekłością i oburzeniem tak silnie, że Perrina aż zaswędziało w nosie. Bera próbowała ją uspokoić, bez większego powodzenia, jednocześnie obrzucając Randa spojrzeniami mówiącymi “ty głupi, młody prostaku”, Alanna zaś zagryzła wargę, starając się nie uśmiechnąć. Niemniej jednak, sądząc po woniach bijących od Sorilei i pozostałych, Alanna nie miała żadnych powodów do rozbawienia.
Sorilea obdarowała Randa błyskiem uśmiechu
— Być może, Car’a’carnie — odparła sucho. Perrin wątpił, by ona zechciała skakać dla kogokolwiek. — Może to ich przekona. — Sama raczej nie była przekonana.
Rand raz jeszcze potrząsnął głową i oddalił się wielkimi krokami, razem z Min, a także Pannami towarzyszącymi mu jak cień, po drodze wydając rozkazy, kto ma iść z nim, a kto z Mądrymi. Rhuarc zaczął wydawać rozkazy siswai’aman. Alanna odprowadziła Randa wzrokiem. Perrin bardzo żałował, że nie ma pojęcia, co się tutaj właściwie dzieje. Sorilea i pozostałe też obserwowały Randa i pachniały wszystkim, tylko nie łagodnością.
Zauważył, że Feraighin została sama. Oto miał swoją szansę. Ale kiedy próbował ją dogonić, otoczyły ją Sorilea, Amys i reszta “rady”, niemal usuwając go łokciami z drogi. Oddaliły się na pewną odległość, po czym zasypały ją gradem pytań, rzucając przy tym ostre spojrzenia w stronę Kiruny i pozostałych dwóch sióstr, nie pozostawiając ani cienia wątpliwości, że nie będą tolerowały dalszego podsłuchiwania. Kiruna zresztą ewidentnie się nad tym zastanawiała, popatrując tak ponuro, że aż dziw brał, iż jej ciemne włosy nie stanęły jeszcze dęba. Bera zaczęła coś do niej mówić stanowczym tonem i Perrin bez wysilania się pochwycił takie słowa jak: “rozsądek”, “cierpliwość”, “ostrożna” i “głupie”. Nie było jasne, do kogo się stosują.