“Dlaczego on tego nie zakończy?” — zastanawiał się Perrin.
— Te oskarżenia przeciwko mnie są fałszywe. Niedorzeczne! — Znowu odpowiedziało jej tylko to nieme spojrzenie. Colavaere niespokojnie poruszyła głową. — Annoura, udziel mi rady. Przyjdź tu, Annoura! Poradź mi!
Perrin myślał, że zwraca się do jednej z tych kobiet, wśród których znajdowała się Faile, ale kobieta, która wyszła zza tronu, nie miała na sobie pasiastej spódnicy damy dworu. Ku Randowi zwróciła się krągła twarz z szerokimi ustami i nosem podobnym do dzioba, okolona dziesiątkami długich i cienkich warkoczyków. Twarz pozbawiona piętna lat. Ku zdziwieniu Perrina, Havien wydał jakiś gardłowy dźwięk i uśmiechnął się szeroko. Jego włosy sterczały zawadiacko.
— Nie mogę tego zrobić, Colavaere — powiedziała Aes Sedai taraboniańskim akcentem, poprawiając szal z szarymi frędzlami. — Obawiam się, że pozwoliłam ci opacznie rozumieć moje kontakty z tobą. — Zrobiła głęboki wdech i dodała: — To... to nie jest potrzebne, panie al’Thor. — W jej głosie na moment pojawiło się wahanie. — Albo Lordzie Smoku, jeśli tak wolisz. Zapewniam cię, że nie mam względem ciebie żadnych złych intencji. W przeciwnym razie przystąpiłabym do ataku wcześniej, niż się dowiedziałeś, że tu jestem.
— I być może już byś przez to nie żyła. — Głos Randa był lodowaty; w porównaniu z twarzą jednak zdawał się miękki. — To nie ja odgrodziłem cię tarczą, Aes Sedai. Kim jesteś? Z jakiego powodu się tu znalazłaś? Odpowiedz mi! Mam mało cierpliwości dla takich jak... jak ty. Chyba że chcesz zostać zawleczona do obozu Aielów? Założę się, że Mądre potrafiłby cię zmusić do mówienia.
Annoura nie była tępa. Jej wzrok pomknął w stronę Arama, potem w stronę przejścia, gdzie stali Asha’mani. Widziała. To o nich musiał mówić, o tych mężczyznach w czarnych kaftanach, z ponurymi i całkiem suchymi twarzami, podczas gdy wszystkim oprócz niej i Randa twarze się świeciły. Młody Jahar wpatrywał się w nią niczym jastrząb obserwujący królika. Loial, dla odmiany, stał pośrodku z toporem wspartym na ramieniu, zupełnie nie pasujący do tego zgromadzenia. Jakimś sposobem udało mu się trzymać w jednym ręku butlę z atramentem i otwartą księgę, przyciśniętą niezdarnie do piersi, drugą zaś gryzmolił tak szybko, jak mu na to pozwalało pióro grubsze od Perrinowego kciuka, które maczał w kałamarzu. On robił notatki. Teraz!
Arystokraci usłyszeli Randa, podobnie jak Annoura. Dotąd obserwowali niespokojnie Panny z osłoniętymi twarzami, teraz cofali się wszyscy naraz, ściśnięci niczym ryby w beczce, starając znaleźć się jak najdalej od Asha’manów. Tu i tam ktoś popadał w omdlenie, podtrzymywany przez ciżbę.
Annoura, która wyraźnie dygotała, poprawiła szal i odzyskała osławione opanowanie Aes Sedai.
— Jestem Annoura Larisen, Lordzie Smoku. Z Szarych Ajah. — Nic w jej sylwetce nie zdradzało, że została otoczona tarczą i że zdaje sobie sprawę, iż znalazła się wśród mężczyzn, którzy potrafią przenosić. Odpowiadała takim tonem, jakby czyniła łaskę. — Jestem doradczynią Berelain, Pierwszej z Mayene. — A więc to dlatego Havien uśmiechał się jak szaleniec, rozpoznał tę kobietę. Perrinowi w ogóle nie było do śmiechu. — Dotychczas było to utrzymywane w tajemnicy — ciągnęła — z racji stanowiska, jakie Łza zajmuje zarówno względem Mayene, jak i Aes Sedai, ale, jak mi się zdaje, czas na tajemnice już minął, czy nie mam racji? — Annoura zwróciła się do Colavaere i twarz jej stwardniała. — Myśl sobie, co chcesz, ale Aes Sedai nie zostają doradczyniami tylko dlatego, że ktoś je tak nazwie. A zwłaszcza wtedy, gdy od dawna służyli radami komuś innemu.
— Jeżeli Berelain potwierdzi to, co tu opowiadasz — powiedział Rand — to zwolnię cię warunkowo i oddam pod jej kuratelę. — Popatrzył na koronę, takim wzrokiem, jakby dopiero teraz spostrzegł, że nadal trzyma w ręku kłąb złota i klejnotów. Ułożył ją bardzo delikatnie na wykładanym jedwabiem siedzeniu Tronu Słońca. — Nie uważam wcale, by wszystkie Aes Sedai były moimi wrogami, ale nie pozwolę, by spiskowano przeciwko mnie i żeby mną manipulowano. Wybór należy do ciebie, Annoura, ale trafisz do Mądrych, jeżeli podejmiesz złą decyzję. O ile będziesz dostatecznie długo żyła. Nie spętam Asha’manów, więc każda pomyłka może cię drogo kosztować.
— Asha’mani — odparła spokojnie Annoura. — Rozumiem, czemu nie? — Ale dotknęła warg czubkiem języka.
— Lordzie Smoku, Colavaere uknuła spisek przeciwko tobie i złamała przysięgę lojalności. — Perrin tak bardzo pragnął, żeby Faile się odezwała, że omal nie podskoczył w miejscu, kiedy to zrobiła, wychodząc z szeregu dwórek. Starannie dobierając słowa, patrzyła w twarz niedoszłej królowej niczym jastrząb spadający z nieba. Światłości, jaka ona piękna! — Colavaere przysięgłą okazywać ci we wszystkim posłuszeństwo i przestrzegać ustanowionych przez ciebie praw, a mimo to zamierzyła przegnać Aielów z Cairhien, żeby udali się na południe, a następnie postarać się, by wszystko wróciło do takiego stanu rzeczy, jaki tu panował przed twoim przybyciem. Twierdziła, że nie odważysz się zmieniać tego, co ona zrobiła, o ile w ogóle tu wrócisz. Kobieta, której mówiła wszystkie te rzeczy, Maire, była jedną z jej dwórek. Maire zniknęła natychmiast po tym, jak mi wszystko powtórzyła. Nie mam dowodu, ale uważam, że nie żyje. Moim zdaniem Colavaere pożałowała, że zbyt prędko zdradziła się ze swymi zamierzeniami.
Dobraine wszedł na stopnie podium, z hełmem pod pachą. Jego twarz sprawiała wrażenie wykutej z lodowatego żelaza.
— Colavaere Saighan — obwieścił uroczystym głosem, który niósł się po wszystkich zakamarkach Wielkiej Komnaty — na moją nieśmiertelną duszę, przed Światłością, ja, Dobraine, Głowa Domu Taborwin, pozywam cię przed sąd i stawiam ci zarzut zdrady, za który karą jest śmierć.
Rand odwrócił głowę, oczy miał zamknięte. Nieznacznie poruszył ustami; Perrin wiedział, że tylko on go teraz słyszy.
— Nie, nie mogę. Nie zrobię tego.
Rozumiał teraz jego opieszałość. Rand szukał jakiegoś wyjścia z całej sytuacji. Perrin żałował, że sam takiego nie widzi.
Colavaere z pewnością nic nie usłyszała, ale ewidentnie również pragnęła, by jakieś wyjście się znalazło. Rozglądała się jak oszalała dookoła, patrząc to na Tron Słońca, to na swoje dwórki, na arystokratów, jakby ci mogli coś zrobić w jej obronie. A tymczasem ich stopy równie dobrze mogły być osadzone w cemencie, patrzyło na nią morze pustych, spoconych twarzy i oczu, które unikały jej wzroku. Niektóre z tych oczu zerkały na Asha’manów, ale niezbyt otwarcie. Już i tak znaczny dystans dzielący arystokratów od Asha’manów zwiększył się jeszcze bardziej.
— Kłamstwa! — syknęła, z dłońmi splecionymi na fałdach sukni. — To wszystko kłamstwa! Ty podstępna, mała... ! — Zrobiła krok w stronę Faile. Rand wyciągnął rękę w stronę odgradzającej ich przestrzeni, aczkolwiek Colavaere zdawała się jej nie widzieć, a Faile miała taką minę, jakby wolała, żeby on tego nie robił. Każdego, kto by ją zaatakował, czekała niespodzianka.
— Faile nie kłamie! — warknął Perrin. — Nie, nie w tak ważnych sprawach.
Colavaere po raz kolejny opamiętała się. Będąc dość mizernej postury, wykorzystała co do ostatka wszystkie cale swego wzrostu. Perrin niemalże ją podziwiał. Gdyby nie Meilan, Maringil, ta Maire i Światłość wiedziała, ilu jeszcze.