Выбрать главу

— Audiencja dobiega końca — oznajmił Rand. — Zapomnę twarze wszystkich, którzy teraz odejdą.

Ci na przedzie, najwyżsi rangą, najpotężniejsi, ruszyli w stronę drzwi, nie okazując zbytniego pośpiechu, unikając Panien i Asha’manów stojących w przejściu, podczas gdy reszta czekała na swoją kolej. Wszyscy jednakże powtarzali w myślach to, co powiedział Rand. Co dokładnie miał na myśli, mówiąc “teraz”? Kroki nabrały tempa, spódnice zostały uniesione. Uczestnicy Polowania, ci stojący najbliżej drzwi, zaczęli się wymykać na zewnątrz pojedynczo, a potem ruszyli jak lawina, a na taki widok pośledniejsi arystokraci pośród Tairenian i Cairhienian wypchnęli się przed możniejszych. Po kilku chwilach pod drzwiami utworzyła się kłębiąca masa, mężczyźni i kobiety popychali się i poszturchiwali, żeby się tylko wydostać. Nikt nie obejrzał się w stronę kobiety leżącej przed tronem, na którym jakże krótko zasiadała.

6

Stary strach i nowy strach

Rand oczywiście przedarł się bez żadnych trudności przez ten walczący motłoch. Może sprawiła to obecność Panien i Asha’manów, a może któryś z mężczyzn w czarnych kaftanach albo on sam w jakiś sposób wykorzystał Moc; w każdym razie tłum rozstąpił się przed nim, Min, która ujmowała go pod ramię, Annourą usiłującą z nim rozmawiać oraz Loialem, który nadal, z niejakimi trudnościami, usiłował coś notować w swojej książce i jednocześnie trzymać topór. Perrin i Faile, patrzący na siebie wzajem, stracili szansę na przyłączenie się do nich, zanim tłum znowu zlał się w litą masę.

Przez jakiś czas nic nie mówiła i on też nie, a w każdym razie nie to, co chciał powiedzieć, nie przy Aramie, który wpatrywał się w nich jak wierny pies. I nie przy Dobraine, który z krzywą miną przypatrywał się nieprzytomnej kobiecie powierzonej jego pieczy. Tylko ci dwaj pozostali na podium. Havien odszedł razem z Randem, żeby poszukać Berelain, natomiast inne dwórki umknęły w stronę drzwi, ledwie Rand się oddalił, nie spojrzawszy na Perrina i na Faile więcej niż jeden raz. Ani też na Colavaere. Na nią nie spojrzały w ogóle, skoro już o tym mowa. Podkasały tylko pasiaste spódnice i rzuciły się do biegu. Od strony sfory arystokratów słychać było pomrukiwania i przekleństwa, nie tylko z męskich ust. Nawet kiedy Rand już poszedł, ci ludzie nadal pragnęli znaleźć się gdzieś indziej i to natychmiast. Może uważali, że Perrin został po to, by obserwować i potem donosić, mimo iż wystarczyło się obejrzeć, by stwierdzić, iż nie w nich utkwił wzrok.

Wspiąwszy się na sam szczyt podium, ujął Faile za rękę i zaczął wdychać jej zapach. Z tak bliska te opary perfum nie miały znaczenia. Wszystko inne mogło zaczekać. Faile wyciągnęła skądś wachlarz z czerwonej koronki i zanim go rozłożyła, żeby się ochłodzić, dotknęła nim najpierw swego policzka, a potem jego. W jej rodzinnej Saldaei istniała cała skomplikowana mowa wachlarzy. Trochę go tej mowy nauczyła. Żałował, że nie wie, jak tłumaczyć dotykanie policzków; to musiało oznaczać coś dobrego. Z drugiej zaś strony jej zapach przypominał kolczastą zaporę, znaną mu aż za dobrze.

— Powinien był skazać ją na pień — mruknął Dobraine, a Perrin niespokojnie wzruszył ramionami. Cairhienianin nie dał poznać tonem głosu, czy tak uważa, bo takiej kary wymagało prawo, czy też dlatego, że tak byłoby bardziej miłosiernie. Dobraine niczego nie zrozumiał. Z równą łatwością Rand mógłby najpierw wyhodować sobie skrzydła.

Wachlarz zwolnił; Faile trzepotała nim teraz nieznacznie i popatrywała na Dobraine z ukosa ponad purpurową koronką.

— Jej śmierć byłaby najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich. Taki właśnie wymiar kary zaleca się w tego typu przypadkach. Co zatem zrobisz, lordzie Dobraine? — Krzywe czy nie, to spojrzenie było jakimś sposobem bezpośrednie i bardzo znaczące.

Perrin zmarszczył czoło. Ani słowa dla niego, tylko pytania dla Dobraine? I ta nuta zazdrości w jej zapachu; westchnął, kiedy ją poczuł.

Cairhienianin odpowiedział jej beznamiętnym spojrzeniem, jednocześnie wpychając rękawice za pas od miecza.

— Zrobię to, co mi kazano. Ja dotrzymuję swoich przysiąg, lady Faile.

Wachlarz otworzył się z trzaskiem i natychmiast zamknął, szybciej niż myśl.

— Czy on naprawdę odesłał Aes Sedai do Aielów? W charakterze więźniów? — W jej głosie słyszało się niedowierzanie.

— Nie wszystkie, lady Faile. — Dobraine zawahał się. — Niektóre na kolanach przysięgły lojalność. Widziałem to na własne oczy. I te również udały się do Aielów, ale nie sądzę, by można je było nazywać więźniarkami.

— Ja też to widziałem, moja lady — wtrącił Aram ze swego miejsca na stopniach i kiedy spojrzała na niego, szeroki uśmiech wypłynął mu na twarz.

Czerwona koronka zatrzepotała, wykonując ruch naśladujący przyciąganie. Wszystkie ruchy wachlarza Faile zdawała się wykonywać nieświadomie.

— A zatem obaj to widzieliście. — Ulga w jej głosie, a także w zapachu, była tak silna, że Perrin aż wytrzeszczył oczy.

— A coś ty sobie myślała, Faile? Niby czemu Rand miałby kłamać, zwłaszcza, że wszyscy i tak dowiedzieliby się nazajutrz?

Zamiast natychmiast odpowiedzieć, Faile spojrzała krzywo na leżącą Colavaere.

— Czy ona jest nadal nieprzytomna? A zresztą to chyba nie ma znaczenia. Ta kobieta wie więcej, niż ja mogłabym powiedzieć. Wie wszystko, co tak usilnie staraliśmy się ukryć. To też jej się wymknęło podczas rozmowy z Maire. Wie o wiele za dużo.

Dobraine, niezbyt delikatnie, otworzył jedno z oczu Colavaere kciukiem.

— Jakby ją kto zdzielił maczugą. Szkoda, że nie złamała sobie karku na tych stopniach. Ale uda się na wygnanie i nauczy farmerskiego życia. — Od Faile powiało przelotnie jakimś postrzępionym, zakłopotanym zapachem.

Do Perrina dotarło nagle, co jego żona zaproponowała, jakże niejasno; to samo, co Dobraine odrzucił w sposób równie zawoalowany. W tym momencie wszystkie włosy na jego ciele zjeżyły się. Od samego początku wiedział, że ożenił się z bardzo niebezpieczną kobietą. Nie wiedział tylko, do jakiego stopnia niebezpieczną. Aram przyglądał się Colavaere i wydymał wargi, ewidentnie pod wpływem jakichś ponurych myśli; ten człowiek zrobiłby dla Faile dosłownie wszystko.

— Moim zdaniem Rand raczej by się nie ucieszył, gdyby coś jej przeszkodziło w dotarciu na farmę — powiedział stanowczym tonem Perrin, mierząc wzrokiem kolejno Arama i Faile. — Mnie też by się to nie spodobało. — W tym momencie był nawet z siebie całkiem zadowolony. Gadał ogródkami równie dobrze jak oni.

Aram przelotnie skłonił głowę — on zrozumiał — za to Faile usiłowała robić minę niewiniątka ponad delikatnie trzepoczącym wachlarzem, demonstrując, że nie ma pojęcia, o czym on mówi. Nagle dotarło do niego, że strachem czuć nie tylko od ludzi kłębiących się pod drzwiami. Cieniutka, drżąca smuga strachu wiała także od niej. Strach pod kontrolą, a jednak tam był.

— Co się stało, Faile? Na Światłość! Uważasz, że Coiren i jej towarzyszki wygrały, a nie... — Wyraz jej twarzy nie uległ zmianie, za to smuga stała się grubsza. — Czy to dlatego nic nie powiedziałaś na samym początku? — spytał łagodnie. — Bałaś się, że wróciliśmy jako marionetki, a one ciągną za sznurki?

Przyglądała się gwałtownie malejącemu tłumowi po drugiej stronie Wielkiej Komnaty. Ci stojący najbliżej nich znajdowali się bardzo daleko i wszyscy robili mnóstwo hałasu, a mimo to zniżyła głos.

— A ja słyszałam, że Aes Sedai są zdolne do takich rzeczy. Mężu mój, nikt nie wie lepiej ode mnie, że nawet Aes Sedai byłoby trudno zmusić ciebie do tańca w charakterze marionetki, o wiele nawet trudniej niż człowieka, który jest tylko Smokiem Odrodzonym, ale odkąd tu wszedłeś, bałam się bardziej niż w którymkolwiek momencie od twojego wyjazdu. — Przy pierwszym zdaniu powiało rozbawieniem, czułością i miłością, tym jej zapachem, wyraźnym, czystym i silnym, ale niestety, to wszystko zblakło na końcu; zostało jedynie wątłe, drżące pasemko.