Выбрать главу

— A nie sądzisz, że nawet bez wojny z Białą Wieżą i tak za dużo nabrałem sobie na talerz? Elaida rzuciła mi się do gardła i oberwała za to. — Ziemia wybuchająca ogniem i rozdartymi ciałami. Ucztujące kruki i sępy. Ilu poległo? — Jeżeli ma dość rozsądku, żeby na tym poprzestać, ja też się powstrzymam. — Dopóki nie zaczną go prosić o to, żeby im zaufał. Kufer. Pokręcił głową, ledwie zwracając uwagę na Lewsa Therina, który nagle zaczął jękliwie skarżyć się na ciemności i pragnienie. Mógł ignorować, musiał ignorować, ale nie zapomni i nie zaufa.

Pozostawiwszy Baela i Bashere, którzy kłócili się teraz o to, czy Elaida ma dość rozsądku, żeby zrezygnować, kiedy już raz zaczęła, podszedł do zasłanego mapami stołu stojącego pod ścianą, pod gobelinem przedstawiającym pole jakiejś bitwy, na którym wyróżniał się Biały Lew Andoru. Najwyraźniej Bael i Bashere wykorzystywali tę komnatę do sporządzania planów. Chwilę myszkował, po czym znalazł tę mapę, której potrzebował, wielki zwój pokazujący cały Andor od Gór Mgły aż po rzekę Erinin, a także część ziem położonych na południu, w tym Ghealdan, Altarę i Murandy.

— Kobietom trzymanym w niewoli na ziemiach zabójców drzew nie wolno powodować kłopotów, więc czemu innym wolno? — spytała Melaine, najwyraźniej odpowiadając na pytanie, którego nie usłyszał. Ton jej głosu wskazywał, że jest zła.

— Zrobimy, co musimy, Deira t’Bashere — powiedziała jak zawsze spokojnie Dorindha. — Trwaj w swojej odwadze; dotrzemy tam, dokąd musimy się udać.

— Kiedy już zeskakujesz z klifu — odparła Deira — wówczas jest za późno, by zrobić coś innego oprócz trwania w odwadze. I żywienia nadziei, że na samym dnie jest stóg siana. — Jej mąż wybuchnął śmiechem, jakby powiedziała jakiś dowcip. A przecież wcale tak to nie zabrzmiało.

Rand rozłożył mapę, przycisnął jej rogi kałamarzami i buteleczkami z piaskiem, po czym odmierzył odległości palcami. Mat nie wędrował szczególnie szybko, skoro według pogłosek był w Altarze albo Murandy. A wszak chełpił się tempem, z jakim potrafił przemieszczać się Legion. Może spowalniały go Aes Sedai ze swą służbą i wozami. Może tych sióstr było więcej, niż myślał. Rand zorientował się, że ma dłonie zaciśnięte w pięści, rozprostował je więc z wysiłkiem. Potrzebował Elayne. Żeby zasiadła na tronie tutaj i w Cairhien; dlatego właśnie była mu potrzebna. Aviendha... Jej nie potrzebował wcale, a poza tym dała jasno do zrozumienia, że go nie chce. Była bezpieczna, bo z dala od niego. Mógł zapewnić bezpieczeństwo im obu, trzymając je jak najdalej od siebie. Światłości, gdyby tylko mógł chociaż na nie spojrzeć. Ale potrzebował Mata, skoro Perrin okazał się taki uparty. Nie bardzo pojmował, jak Mat stał się nagle takim ekspertem od wszystkiego, co miało coś wspólnego z bitwą, ale nawet Bashere liczył się ze zdaniem Mata. W każdym razie odnośnie do wojny.

— Potraktowały go jako da’tsang — warknęła Sulin i część Panien warknęła bezsłownie niczym jej echo.

— Wiemy — odparła ponurym tonem Melaine. — One nie mają honoru.

— Czy on się rzeczywiście wstrzyma pod wpływem tego, co tu opisujecie? — spytała Deira z niedowierzaniem.

Obszar ukazywany przez mapę nie sięgał dostatecznie daleko na południe, żeby obejmować również Illian — żadna z map na stole nie ukazywała ani jednej części tego kraju — ale Rand i tak przesunął ręką po terytorium Murandy, wyobrażając sobie Wzgórza Doirlon, tuż obok granicy, z łańcuchem górskich fortec, których żadna armia najeźdźców nie mogła zignorować. I jakieś dwieście pięćdziesiąt mil na wschód, za Równinami Maredo, armia, jakiej nie widział nikt od czasów, gdy narody zebrały się przed Tar Valon podczas Wojny z Aielami, a może nawet od czasów Artura Hawkwinga. Tairenianie, Cairhienianie, Aielowie, wszyscy ustawieni na pozycjach, żeby runąć na Illian. Jeżeli nie poprowadzi ich Perrin, będzie musiał zrobić to Mat. Żeby tylko mieć jeszcze trochę więcej czasu. Czasu nigdy nie było dość.

— Ażebym oślepł — mruknął Davram. — W ogóle o tym nie wspominałaś, Melaine. Lady Caraline i lord Toram rozbili obóz tuż za miastem, a oprócz nich również Wysoki Lord Darlin? Nie zeszli się przypadkiem, na pewno nie w tym momencie. Coś takiego to dół pełen jadowitych węży na twoim progu, kimkolwiek jesteś.

— Niechaj algai’d’siswai zatańczą — odparł Bael. — Zdechłe węże nikogo nie ukąszą.

Sammael był zawsze najlepszy w defensywie. Podpowiadały mu to wspomnienia Lewsa Therina z czasów Wojny z Cieniem. Może należało się spodziewać, że dwóch ludzi, którzy współegzystowali we wnętrzu jednej czaszki, będzie się wymieniać wspomnieniami. Czy Lewsowi Therinowi przypominały się znienacka wypas owiec, rąbanie drewna na opał albo karmienie kur? Rand słyszał go niewyraźnie, wściekającego się, że trzeba zabijać, niszczyć; myśli o Przeklętych niemal zawsze doprowadzały Lewsa Therina do furii.

— Deira t’Bashere ma rację — stwierdził Bael. — Musimy się trzymać tej drogi, którą obraliśmy, póki albo nasi wrogowie nie zostaną zniszczeni, albo my.

— Nie to miałam na myśli — rzekła sucho Deira. — Ale masz rację. Nie mamy wyboru. Dopóki nasi wrogowie albo my nie zostaniemy zniszczeni.

Podczas studiowania mapy w głowie Randa wirowały śmierć, destrukcja i szaleństwo. Sammael dotrze do fortów niebawem po tym, jak armia przystąpi do ataku, Sammael z siłą Przeklętego i całą swoją wiedzą o Wieku Legend. Lord Brend, tak się przedstawiał, jeden z Rady Dziewięciu; Lord Brend, tak nazywali go ci, którzy nie chcieli przyznać, że Przeklęci wydostali się na wolność. Rand jednak znał go. Dzięki pamięci Lewsa Therina znał twarz Sammaela, znał go na wylot.

— Co Dyelin Taravin zamierza zrobić z Naean Arawn i Elenią Sarand? — spytała Dorindha. — Wyznaję, że nie rozumiem tego zamykania ludzi.

— To, co ona robi, raczej nie jest ważne — powiedział Davram. — Martwią mnie natomiast jej spotkania z Aes Sedai.

— Dyelin Taravin to idiotka — mruknęła Melaine. — Wierzy w pogłoski, jakoby Car’a’carn ukląkł przed Zasiadającą na Tronie Amyrlin. Nie wyszczotkuje włosów, zanim te Aes Sedai nie udzielą jej pozwolenia.

— Źle ją oceniacie — odparła stanowczo Deira.-Dyelin jest dostatecznie silna, żeby władać Andorem; udowodniła to w Aringill. Rzecz jasna, słucha Aes Sedai; tylko dureń ignorowałby je, niemniej jednak słuchać to jeszcze nie znaczy być posłusznym.

Trzeba będzie ponownie przeszukać wozy sprowadzone ze Studni Dumai. Musiał gdzieś w nich być angreal w kształcie małego, tłustego człowieczka. Żadna z sióstr, które uciekły, nie mogła mieć pojęcia, gdzie on jest. Chyba że jedna z nich wcisnęła go jako pamiątkę po Smoku Odrodzonym do swego mieszka. Nie. Musiał się znajdować na którymś z wozów. Posiadając go, byłby więcej niż równym przeciwnikiem dla Przeklętych. Bez niego... Śmierć, destrukcja i szaleństwo.

Nagle to, co właśnie usłyszał, przerwało rozmyślania.

— Co takiego? — zapytał, odwracając się od stolika inkrustowanego kością słoniową.