Zdziwione twarze zwróciły się ku niemu. Jonan, który stał zgarbiony przy drzwiach, wyprostował się. Panny, które przykucnęły swobodnie na piętach, nagle zaczęły sprawiać wrażenie czujnych. Dotąd rozmawiały ze sobą swobodnie, a teraz na powrót pełniły przy nim straż.
Melaine spojrzała na Baela i Davrama, gładząc jeden z naszyjników z kości słoniowej, po czym przemówiła, ubiegając pozostałych.
— W oberży zwanej “Srebrny Łabędź”, w tym miejscu, które Davram Bashere nazywa Nowym Miastem, przebywa dziewięć Aes Sedai. — Słowa “oberża” oraz “miasto” wymówiła w dziwny sposób; przed przekroczeniem Muru Smoka znała je jedynie z książek. — On i Bael powiadają, że musimy zostawić je w spokoju, dopóki nie zrobią czegoś przeciwko tobie. Myślę, że już się nauczyłeś, na czym polega czekanie na Aes Sedai, Randzie al’Thor.
— Moja wina — westchnął Bashere — o ile ktokolwiek jest tu winny. Ale nie umiem orzec, czego spodziewa się Melaine. Osiem sióstr zatrzymało się w “Srebrnym Łabędziu” niemal miesiąc temu, tuż po twoim wyjeździe. Co jakiś czas kolejne przyjeżdżają albo wyjeżdżają, ale nigdy nie jest ich więcej jak dziesięć. Przestają wyłącznie we własnym towarzystwie, nie powodują kłopotów i z tego, co Bael i ja się dowiedzieliśmy, wynika, że nie zadają pytań. Do miasta zawitało też kilka Czerwonych sióstr; dwa razy. Wszystkim tym, które się zatrzymują w “Srebrnym Łabędziu”, towarzyszą Strażnicy, Czerwonym zaś nigdy. Przybywają w grupach po dwie albo trzy, pytają o mężczyzn kierujących się do Czarnej Wieży i po kilku dniach wyjeżdżają. Nie dowiedziawszy się wiele, powiedziałbym. Ta Czarna Wieża potrafi ukrywać swoje tajemnice równie dobrze jak forteca. Żadna z nich jak dotąd nie przysporzyła żadnych kłopotów, toteż osobiście wolałbym ich nie kłopotać, dopóki nie będę przekonany, że to konieczne.
— Nie o to mi chodziło — odparł powoli Rand. Usiadł naprzeciwko Bashere i zacisnął dłonie na oparciach krzesła, tak silnie, że aż rozbolały go stawy palców. Aes Sedai tutaj, Aes Sedai w Cairhien. Zbieg okoliczności? Lews Therin pomrukiwał niczym daleki grzmot na temat śmierci i zdrady. Będzie musiał ostrzec Taima Nie przed Aes Sedai w “Srebrnym Łabędziu” — o nich Taim z pewnością już wiedział; dlaczego o nich nie wspomniał? — tylko, że ma trzymać się od nich z daleka, że ma trzymać z daleka Asha’manów. Jeżeli Studnie Dumai miały stanowić koniec całej afery, to tutaj nie będzie żadnych nowych początków. Zbyt wiele rzeczy zdawało się wymykać spod kontroli. Im bardziej starał się je wszystkie ogarnąć, tym więcej ich przybywało i tym szybciej się wymykały. Prędzej czy później wszystko runie i roztrzaska się. Od tej myśli zaschło mu w gardle. Thom Merrilin nauczył go trochę żonglować, ale i tak nigdy nie był w tym najlepszy. A teraz musiał być naprawdę dobry. Miał wielką ochotę zwilżyć czymś gardło.
Dotarło do niego, że to ostatnie wymówił na głos, dopiero wtedy, gdy Jalani wyprostowała się z przysiadu i dumnymi krokami przeszła przez całą komnatę, do małego stolika, na którym stał wysoki, srebrny dzban. Napełniwszy puchar z kutego srebra, podeszła do Randa z uśmiechem, otwierając usta, kiedy go podawała. Spodziewał się usłyszeć jakieś opryskliwe słowa, a tymczasem na jej twarzy zaszła zmiana. Powiedziała tylko: “Car’a’carnie”, po czym wróciła do swojego miejsca wśród innych Panien, tak pełna godności, jakby naśladowała Dorindhę, a może Deirę. Somara zaczęła gestykulować w mowie dłoni, a wszystkie Panny dostały nagle czerwonych wypieków na twarzy i zagryzały wargi, żeby powstrzymać się od śmiechu. Wszystkie z wyjątkiem Jalani, której twarz była równie pąsowa.
Winny poncz smakował śliwkami. Rand pamiętał te wielkie, słodkie śliwki z sadów za rzeką; kiedy był mały, wspinał się na drzewa, żeby je zrywać... Odchyliwszy głowę w tył, opróżnił puchar. W Dwu Rzekach rosły śliwy, ale nie tworzyły sadów i z pewnością nie rosły za żadną rzeką.
“Zachowaj swoje przeklęte wspomnienia dla siebie” — warknął na Lewsa Therina. Mężczyzna w jego głowie zachichotał cicho, z jakiegoś powodu rozbawiony.
Bashere spojrzał krzywo na Panny, potem zerknął na Baela i jego żony, wszystkie beznamiętne jak kamień, pokręcił głową. Stosunki z Baelem układały mu się nieźle, ale Aielowie zasadniczo zadziwiali go.
— A mnie nikt nie poda niczego do picia? — zapytał, wstając, i poszedł sam sobie nalać. Upił tęgiego łyka, zamaczając w ponczu swoje długie wąsy. — O, to naprawdę chłodzi. Taim, jak się zdaje, werbuje wszystkich mężczyzn, którzy zechcą pójść za Smokiem Odrodzonym. Dał mi zacną armię, ludzi, którym brak tego wszystkiego, czego potrzebują ci twoi Asha’mani. Oni wszyscy rozmawiają z wytrzeszczonymi oczyma o przechodzeniu przez dziury w powietrzu, ale żaden nawet się nie zbliżył do Czarnej Wieży. Wypróbowuję na nich niektóre pomysły młodego Mata.
Rand zbył to, machając opróżnionym pucharem.
— Opowiedz mi o Dyelin. — Dyelin z Domu Taravin miała być następna w sukcesji do tronu, gdyby coś się przytrafiło Elayne, ale powiedział jej, że kazał sprowadzić Elayne do Caemlyn. — Jeżeli ona uważa, że może wziąć sobie Tron Lwa, to dla niej też potrafię znaleźć farmę.
— Wziąć sobie tron? — spytała z niedowierzaniem Deira, a jej małżonek roześmiał się głośno.
— Zupełnie się nie znam na obyczajach mieszkańców mokradeł — powiedział Bael — ale moim zdaniem ona tego nie zrobiła.
— Daleka jest od tego. — Davram przyniósł dzban, żeby dolać ponczu Randowi. — Niektórzy pośledniejsi lordowie i lady, którzy lubią nadskakiwać, opowiedzieli się za nią w Aringill. Ta Dyelin jest bardzo szybka. W ciągu czterech dni skazała na powieszenie dwóch przywódców za zdradę Dziedziczki Tronu Elayne, a dwudziestu innych kazała wychłostać. — Zaśmiał się z aprobatą. Jego żona pociągnęła nosem. Ona zapewne kazałaby ozdobić szubienicami całą drogę od Aringill do Caemlyn.
— W takim razie co to za gadanie o przejęciu przez nią władzy w Andorze? — spytał ostro Rand. — I o uwięzieniu Elenii i Naeana?
— To właśnie oni usiłowali zagarnąć tron = powiedziała Deira, a jej ciemne oczy zaiskrzyły się gniewnie.
Bashere przytaknął. Był o wiele spokojniejszy.
— Zaledwie przed trzema dniami. Kiedy dotarły wieści o koronacji Colavaere, a pogłoski z Cairhien, jakobyś udał się do Tar Valon, zaczęły brzmieć bardziej prawdziwie. Handel się odrodził, dlatego w powietrzu między Cairhien a Caemlyn fruwa tyle gołębi, że mógłbyś chodzić po ich grzbietach. — Odstawił dzban i wrócił do swego krzesła. — Naean ogłosił, że przejmuje Tron Lwa rankiem, Elenia w południe, a przed zachodem słońca Dyelin, Pelivar i Luan aresztowali ich oboje. Następnego dnia ogłosili, że Dyelin jest Regentką. W imieniu Elayne, do czasu jej powrotu. Większość Domów Andoru wyraziła poparcie dla Dyelin. Moim zdaniem niektórzy chcieliby, żeby to ona zasiadła na tronie, ale Aringill pilnuje, by nawet ci najpotężniejsi trzymali języki na wodzy. — Bashere przymknął jedno oko i wskazał Randa. — O tobie w ogóle nie mówią. Chyba trzeba tu mądrzejszej głowy niż moja, żeby orzec, czy to dobrze, czy źle.
Deira uśmiechnęła się chłodno, spoglądając z wyższością.
— Ci... służalcy... którym pozwoliłeś swobodnie korzystać z pałacu, zniknęli z miasta, jak się zdaje. Krążą pogłoski, jakoby niektórzy uciekli z Andoru. Powinieneś wiedzieć, że wszyscy popierali albo Elenię, albo Naeana.
Rand ostrożnie postawił swój napełniony po brzegi puchar na posadzce obok krzesła. Pozwolił zostać Lirowi, Arymilli i innym jedynie po to, by spróbowali nakłonić Dyelin i tych, którzy byli jej stronnikami, do współpracy. Ci nigdy nie zostawiliby Andoru takim jak lord Lir. Z czasem może się jeszcze uda, zwłaszcza po powrocie Elayne. Niemniej jednak sprawy przybierały coraz szybszy obrót, wymykając mu się z rąk. Ale z kolei nad niektórymi wciąż mógł zapanować.