Выбрать главу

Odkopnęła jego broń na bezpieczną odległość i przyglądała się ze spokojem, jak tryskająca krew wsiąka w jego wspaniałą pelerynę, tworząc ciemne plamy na imperialnej czerwieni.

Briar się odwróciła. Śmierć Minnerichta niewiele ją obchodziła, bardziej przejmowała się Swakhammerem, który nie krwawił wprawdzie tak spektakularnie jak doktor, lecz był równie bliski śmierci. Dla niego również mogło być już za późno na ratunek.

Zeke także cofnął się o parę kroków. Dopóki tego nie uczynił, nie wiedziała nawet, że ukrył się obok niej. Otwierał właśnie usta, by coś powiedzieć, zamarł jednak, widząc gorączkowe ruchy matki. Briar chwyciła sztucer, przeładowała i wymierzyła.

— Padnij — szepnęła, a on natychmiast wykonał jej polecenie.

Angelina kulejąc, ruszyła ku otworowi w ścianie, wspięła się na rumowisko i naładowawszy po drodze śrutówkę, wymierzyła w pierś wyłaniającej się zza załomu ściany Lucy O’Gunning. Jednoręka kobieta dopiero teraz dotarła do pomieszczenia, w którym właśnie zakończyła się walka.

Lucy zdołała odnaleźć i naprawić swoją kuszę, miała ją znowu na mechanicznej ręce, naciągniętą i gotową do strzału. Skierowała bełt ku księżniczce, zanim zdołała ją rozpoznać. Natychmiast opuściła broń, mówiąc:

— Co tu robisz, Angelino..? — W tym momencie dostrzegła też Briar i dokończyła, uśmiechając się szeroko: — A to ci spotkanie. Niech mnie kule biją! Nie mamy zbyt wielu kobiet za tym murem, ale jestem pewna, że żaden facet nie chciałby z nimi zadrzeć.

— Ty też się do nich zaliczasz, Lucy — zapewniła ją Briar. — Za wcześnie jednak na okazywanie radości. — Skinęła głową, wskazując Swakhammera, którego barmanka nie mogła widzieć. — Mamy problem. Wielki i ciężki problem.

— To Jeremiasz! — krzyknęła Lucy, ledwie wetknęła głowę w otwór.

— Umiera. Musimy go stąd zabrać i przenieść w bezpieczniejsze miejsce.

— Ale i to nie da nam gwarancji, że przeżyje i wydobrzeje — dodała Angelina.

— Właśnie widzę. — Lucy zachowała mimo wszystko spokój, przynajmniej można tak było wnosić po tonie jej głosu. — Musimy go zabrać do… Musimy go… — mówiła wolno, cedząc słowa, jakby czekała, aż coś sensownego przyjdzie jej do głowy. I tak się stało.

— Do kopalni.

— Doskonały pomysł — poparła ją natychmiast księżniczka. — Łatwiej nam będzie znosić go na dół, niż taskać pod górę. A jeśli znajdziemy wózek, będziemy mogły go przewieźć do Skarbców bez większych problemów.

— Coś za dużo tych „jeśli” — wtrąciła Briar. — Jak w ogóle zamierzacie się tam…?

— Daj mi chwilkę — przerwała jej Lucy. — A ty nigdzie się nie ruszaj, stary draniu — rzuciła na odchodnym w stronę Swakhammera. — Wytrzymaj. Zaraz wrócę.

Jeśli ją usłyszał, nie okazał tego w żaden sposób. Jego oddech był tak płytki, że ledwie wykrywalny, a ruch gałek ocznych stał się o wiele mniej gorączkowy, teraz przetaczały się wolniej, od kącika do kącika i z powrotem.

Pół minuty później Lucy wróciła w towarzystwie Squiddy’ego, Franka i Allena, o ile Briar dobrze zapamiętała imiona tych ludzi. Frank nie wyglądał zbyt dobrze. Miał tak wielkiego siniaka pod okiem, że krwiak rozlewał się aż na nos i skroń. Allen trzymał się za zranioną dłoń. Niemniej wgramolili się bez słowa skargi pomiędzy kobiety, dźwignęli masywnego opancerzonego Swakhammera i ruszyli w dół rumowiska, na poły niosąc go, a na poły ciągnąc.

— Zaniesiemy go do windy — wyjaśniła Lucy. — Zjedziemy na najniższy poziom, tam powinniśmy znaleźć wózki. W tym miejscu Minnericht gromadził sprzęt, kiedy przejął kopalnię. Pospieszcie się, panowie. On długo nie pociągnie.

— Dokąd go zabieramy? — zapytał Squiddy. — Jemu trzeba lekarza, ale…

W tym momencie zauważyli wielką kałużę krwi i ciało zamaskowanego nikczemnika leżące w samym jej środku.

— Jezu — jęknął Frank. — On naprawdę nie żyje?

— Tak, jest zimny jak głaz i chwała Panu naszemu za to — odpowiedziała Angelina, sięgając po nogę Swakhammera, lecz nie tę złamaną. Założyła ją sobie na ramię. — Mnie też by się przydała porada lekarza — przyznała. — Ale pomogę wam, ten kawałek Jeremiasza nie jest zbyt ciężki, jakoś dam sobie radę.

— Chyba znam pewnego człowieka — powiedziała Lucy. — To stary Chińczyk, który mieszka niedaleko dworca. Może nie stosuje metod leczenia, do których przywykliście, ale działają, a wy nie macie wielkiego wyboru, więc nie powinniście wybrzydzać.

— Chcesz wiedzieć, do jakiej medycyny przywykłem? — burknął Allen. — Wolę zdechnąć, niż iść do łapiducha, taka jest prawda.

— Swakhammer też pewnie wolałby umrzeć, niż być leczony przez żółtków — rzuciła Lucy, podtrzymując plecy Jeremiasza niezwykle silnym mechanicznym ramieniem. — Bał się ich jak ognia. Mimo to zaryzykuję jego niezadowolenie, jeśli to pozwoli utrzymać go przy życiu.

— Mamo?

— Tak, Zeke?

— A co będzie z nami?

Briar zawahała się, lecz tylko na moment. Jeremiasz Swakhammer spoczywał na ramionach przyjaciół, podłogę za nimi znaczyły wszakże wyraźne strużki krwi. Z góry wciąż dobiegały jęki i tupot zgnilasów. Żałosne zawodzenie wygłodzonych nieumarłych potęgowało się z każdą chwilą, na dworzec bowiem wciąż przybywały nowe hordy, kłębiąc się przy każdej szparze w ścianie i wyłamanych drzwiach.

— Są wszędzie — stwierdziła, nie odpowiadając do końca na jego pytanie.

— Zejście na dół jest równie niebezpieczne jak wyjście na zewnątrz — przyznała Lucy. — Nie mam pojęcia, jak długo to pomieszczenie będzie od nich wolne. Gdzie Stokrotka?

— Tutaj! — odparła natychmiast Briar, jakby i ona wpadła w tym samym momencie na ten pomysł. Potężny miotacz ręczny leżał na wpół zagrzebany pod warstwą tynku, który odpadł z sufitu, zdołała go jednak odkopać i z wielkim trudem wznieść nad głowę. — Chryste — jęknęła. — Ten potwór waży chyba z tonę. Lucy, wiesz, jak to działa?

— Nie do końca. Musisz przekręcić tę gałkę po lewej. Do samiutkiego końca. Będziemy potrzebowali całej mocy, jaką posiada to cudeńko.

— Zrobione. Co teraz?

— Teraz musi się rozgrzać. Jeremiasz twierdził, że Stokrotka gromadzi energię. Zanim będzie mogła wystrzelić, musi się naładować. Zabierzemy ją ze sobą do windy i odpalimy, kiedy ruszy. Nie sądzisz, że to będzie najsensowniejsze rozwiązanie?

— Masz rację — przyznała Briar. — Dźwięk rozniesie się po wszystkich piętrach, nie tylko na jednym poziomie. Powinno zadziałać, o ile zdołamy dotrzeć do windy. — Mówiąc to, oddała Stokrotkę Ezekielowi, chociaż jej syn nie chciał. — Weź ją — nakazała. — Ja będę szła przodem i oczyszczała drogę. Były tu zgnilasy, paru nadal może się szwendać po korytarzu.

Przeładowała spencera i wyprzedziła grupkę niosącą nieprzytomnego Swakhammera oraz swojego syna, który zataczał się pod ciężarem ogromnej broni. Kopniakiem otworzyła drzwi na klatkę schodową i ruszyła w dół, nie napotykając żadnego oporu.

— Schody czyste! — krzyknęła do idących za nią ludzi. — Zeke, prowadź ich za mną! Lucy, ile czasu trzeba na naładowanie Stokrotki? Długo nie była używana. Tylko mi nie mów, że najmarniej kwadrans!

— Jeśli Jeremiasz nie korzystał z niej ostatnio, powinna wystarczyć minuta — usłyszała odpowiedź, pędząc w dół schodów.

Nie dosłyszała jednak ostatnich wyrazów. W korytarzu na poziomie gościnnym zobaczyła kilku zgnilasów w rozmaitym stadium rozkładu. Naliczyła ich pięciu. Pochylali się nad szczątkami swoich pobratymców i ogryzali ciała niedawno zabitych. Mając tak interesujące zajęcie, nie zwracali uwagi na Briar, więc zlikwidowała ich szybko i bez problemów.