Zeke znalazł klamkę na wysokości swojego kolana. Sięgnął do niej, lecz w ostatnim momencie się zawahał.
— No dalej. Zajrzyj tam albo przez resztę życia będziesz się zastanawiał, czy Minnericht nie powiedział ci prawdy.
Zeke obejrzał się po raz ostatni, by popatrzeć na nieruchomą postać matki stojącej u stóp rumowiska z lampą w ręku, po czym nacisnął klamkę i podniósł szklaną kopułkę przy akompaniamencie pisku zawiasów.
Na dnie kabiny zobaczył zasuszoną mumię złożonego w pół mężczyzny.
Trup nie miał całego tyłu czaszki, aczkolwiek jej fragmenty można było zobaczyć wszędzie, na wewnętrznej stronie szkła i na panelu sterowania. Poczerniałe podobnie jak kawałki tkanki, dzięki którym przylgnęły do elementów machiny. Zwłoki miały na sobie jasną koszulę i sięgające do łokci skórzane rękawice.
— Nie będę nawet udawała, że chodziło mi o chronienie ciebie — dodała Briar znacznie spokojniejszym głosem. — O tym, że noszę cię w łonie, dowiedziałam się dopiero po upływie kilku tygodni, więc to nie może być wymówką. Niemniej tak wygląda prawda. Zabiłam go — wyznała. — Gdyby nie ty, już dawno bym o tym zapomniała. Przyszedłeś tutaj jednak. Jesteś moim… i jego synem, choć niczym na to sobie nie zasłużył. I dlatego musiałeś poznać całą prawdę.
Zamilkła i czekała na reakcję swojego dziecka.
Z góry dobiegły echa ciężkich kroków.
— Pani Wilkes, gdzie pani jest? — dobiegł z salonu basowy głos kapitana Claya.
— Tutaj, na dole! — odkrzyknęła. — Jeszcze chwilka. Zaraz przyjdziemy. — Spojrzała na syna i dodała: — Powiedz coś, Zeke. Błagam cię, synku, powiedz cokolwiek.
— A co mam powiedzieć? — zapytał. Zabrzmiało to tak, jakby naprawdę nie wiedział.
— Powiedz choćby, że mnie nie znienawidziłeś. Powiedz, że rozumiesz albo że nie jesteś w stanie tego pojąć, ale wszystko między nami będzie jak dawniej. Powiedz, że dowiedziałeś się ode mnie tego, co zawsze cię ciekawiło, i że nie możesz mnie już winić o to, że coś przed tobą ukrywam. Powiedz mi choćby tyle, że nie potrafisz mi wybaczyć! Powiedz, że cię skrzywdziłam tak samo jak jego przed laty. Powiedz, że nie rozumiesz mnie i wolałbyś zostać na dworcu u boku Minnerichta. Powiedz, że nie chcesz mnie już nigdy widzieć, jeśli tego właśnie pragniesz. Powiedz cokolwiek, tylko nie każ mi stać tutaj w niepewności.
Zeke odwrócił się do niej plecami i spojrzał na masę przycisków, dźwigienek i lampek. Popatrzył na wyschnięte zwłoki człowieka, którego twarzy nigdy nie widział. Potem sięgnął po szklaną kopułę i opuścił ją wolno. Zamek zaskoczył z cichym kliknięciem, gdy przywarła do kadłuba machiny.
Zsunął się z kupy gruzu, stanął w odległości kilku stóp od Kościotrzepa obok matki, która była zbyt przerażona, by zawyć, choć ten właśnie sposób uzewnętrznienia bólu wydawał się jej w tej chwili najwłaściwszy.
— Co teraz? — zapytał.
— Teraz?
— Tak. Co teraz zrobimy?
Przełknęła głośno ślinę i puściła trzymany kurczowo pasek sakwy.
— Nie rozumiem.
— Pytam, czy przejdziemy się po domu, żeby zebrać to, po co przyszłaś, czy chcesz od razu wracać na Przedmieścia.
— Zastanawiasz się, czy powinniśmy tutaj zostać?
— Tak, o to właśnie pytam. Czy powinniśmy wracać za mur? Czy masz tam jeszcze pracę? Zniknęłaś na kilka dni, podobnie jak ja. Może powinniśmy wziąć resztę tych pieniędzy i poprosić kapitana, aby zabrał nas gdzieś na wschód. Przecież ta wojna nie będzie trwała wiecznie. Może gdybyśmy zawędrowali wystarczająco daleko na północ albo na południe… — Sam nie wierzył w sensowność tego pomysłu, a innych nie miał. — No sam nie wiem — podsumował.
— Ja też — przyznała.
— Nie myśl jednak, że cię znienawidziłem — dodał. — Nie umiałbym. Przyszłaś za mur, aby mnie znaleźć. Nikt inny nie zadałby sobie trudu, żeby sprawdzić, czy coś mi się nie stało.
Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Próbowała je wytrzeć, lecz maska, o której istnieniu zapomniała, nie pozwoliła na to.
— Dobrze. Świetnie. Cudownie. Cieszę się, że to słyszę.
— Zbierajmy się stąd — zaproponował Zeke. — Chodźmy na górę i sprawdźmy, co uda się znaleźć. A potem… potem… zrobimy, co zechcesz.
Objęła go ramieniem i przytuliła mocno, gdy wracali schodami na parter.
Słyszeli oboje, jak piraci myszkują po szufladach i szafkach.
— Pomóżmy im — rzekła Briar. — W podłodze sypialni, pod łóżkiem, jest sejf. Wiedziałam, że wrócę po jego zawartość, nie miałam tylko pojęcia kiedy. — Pociągnęła nosem, czując wielką ulgę. — Ale nawet bez tych pieniędzy bylibyśmy szczęśliwi — dodała.
— Też tak sądzę.
— A w sprawie tego, co teraz powinniśmy zrobić… — Ruszyła przodem i poprowadziła go wąskim korytarzem, który wyglądał o wiele przytulniej w świetle obu lamp. — Mamy jeszcze chwilę na podjęcie decyzji. Uważam jednak, że nie powinniśmy zostawać za murem. Podziemia to nie miejsce dla porządnego młodzieńca.
— Z tego co słyszałem, nie są też zbyt odpowiednie dla kobiet.
— Dla kobiet też — musiała to uczciwie przyznać. — Tyle że może te zastrzeżenia nas nie dotyczą. Ja jestem zabójczynią, a ty uciekinierem. Może zasługujemy oboje na mieszkanie w tym mieście, z tymi ludźmi, i kto wie, czy nie uczynilibyśmy dla nich czegoś dobrego. Przecież tutaj nie może być gorzej, niż mieliśmy tam, za murem.
Na podłodze salonu zauważyli ogromny cień kapitana Claya. Croggon Hainey wkraczał właśnie przez frontowe drzwi, poprawiając maskę i nie przestając wyklinać złodzieja swojego statku. Przerwał tylko na chwilę, by rzucić w ich kierunku:
— Dziwna sprawa, pani Wilkes. Nikt mnie jeszcze nie zapraszał do obrabowania swojego domu.
Rozejrzała się po smętnie zwisających paskach tapety, zapleśniałych dywanach i rdzawych plamach zdobiących ściany tam, gdzie kiedyś je pomalowano farbami. Resztki mebli spoczywały na podłodze między oknami i przed kominkiem, a cienie rzucane przez porozbijane szyby tworzyły przedziwne mozaiki w całym wnętrzu. Przez otwarte drzwi widziała majaczącą w oparach gazu tarczę wschodzącego słońca. Jego blask był tak słaby, że z trudem rozjaśniał salon. W tych anemicznych promieniach dom wydawał się jeszcze większą ruiną, niż był w rzeczywistości.
Zeke nie uśmiechał się od dłuższej chwili, ale teraz znów wyszczerzył zęby i powiedział:
— Aż trudno uwierzyć, że to rumowisko może kryć coś cennego. Niemniej mama twierdzi, że schowała trochę pieniędzy na piętrze.
Briar objęła go i przytuliła tak mocno, jak tylko mogła.
— To mój dom — rzuciła do obu kapitanów. — Jeśli jest tu coś, co warto zabrać, chodźmy po to. Ja już swoje zrobiłam. Mam to, po co przyszłam.
Zeke stał nieruchomo, gdy mierzwiła mu dłonią włosy, potem spojrzał na kapitana Claya.
— Czy to prawda, że był pan na stacji podczas wielkiej ucieczki? Mama twierdzi, że to pan przyniósł mojego dziadka do domu.
Olbrzym skinął głową.
— Zgadza się — przyznał. — Przynieśliśmy go z bratem. Zajmijmy się jednak tym, po cośmy tutaj przyszli. Opowiem ci o wszystkim po powrocie na pokład, jeśli nadal będzie cię interesowało. Dowiesz się o wszystkim.
Epilog
Nadzorca w oczyszczalni, noszący grube rękawice człowiek o poirytowanej twarzy, powiedział Hale’owi Quarterowi, że nie, pani Blue nie pojawiła się znowu w pracy. Szczerze mówiąc, nie widział jej na terenie zakładu od niemal tygodnia, więc z tego co mu wiadomo, zapewne nie jest już pracownicą tej szacownej instytucji. Dodał jeszcze, że nic nie wie o jej losie. I nie, nie ma bladego pojęcia, gdzie mogła się udać ani co teraz robi. Jeśli jednak Hale naprawdę jest zainteresowany jej losem albo nie ma nic lepszego do roboty, może pogrzebać w jej rzeczach osobistych, które zostały w szatni. Zdaje się, że nikt do tej pory nie opróżnił jej półki.