Zamilkł w pół zdania, słysząc charakterystyczny świst zakończony metalicznym stuknięciem w zmurszałe cegły. I zobaczył źródło tego dźwięku tuż przy swojej głowie. Mały nóż z oprawioną w skórę rączką wbił się w ścianę tuż obok jego ucha — tak blisko, że sekundę czy dwie później zaczęło lekko krwawić.
— Czy to ty, Angelino? — warknął Rudi, a potem dodał, zniżając głos: — Teraz widzę cię lepiej, rusz się, a przewentyluję ci flaki. Przysięgam na Boga. Wyłaź stamtąd natychmiast i stań w miejscu, gdzie będziemy cię obaj widzieli.
— Za jak wielką idiotkę masz mnie, ty stary capie? — Mówiąca te słowa osoba miała dziwny głos i akcent, którego Zeke nie potrafił rozpoznać.
— Za wystarczająco durną, byś chciała przeżyć następną godzinę — odparł Rudi. — I nie zgrywaj się tu przede mną, księżniczko. Nie powinnaś wkładać rzeczy brata, jeśli chcesz podejść kogoś w ciemnościach. Stąd widzę, jak lśnią jego guziki — poinformował. Ledwie skończył mówić, kurtka śmignęła w powietrzu i wylądowała w kręgu światła.
— A to suka! — syknął Rudi, omiatając tunel laską. Popchnął Zeke’a ręką w tył, w kolejną strefę cienia, gdzie nie docierało światło dnia. Zamarli tam, kuląc się obok siebie i nasłuchując zbliżających się kroków. Ciszę przerwały dopiero słowa dobiegające z oddali:
— Dokąd prowadzisz tego chłopca, Rudi? Co masz zamiar z nim zrobić?
Zeke pomyślał, że albo jest zachrypnięta, albo ktoś zranił ją kiedyś w krtań. Chrypiała, jakby ktoś oblepił jej migdałki smołą.
— Nie twoja sprawa, księżniczko — burknął Chaos.
Zeke nie potrafił się powstrzymać, by nie zadać tego pytania, choć wiedział, że nie powinien tego robić.
— Dlaczego nazywasz ją księżniczką?
— To ty, chłopcze? — odezwała się znowu. — Jeśli masz choć odrobinę oleju w głowie, zostaw tego starego dezertera w spokoju. On cię nie zaprowadzi w bezpieczne miejsce.
— Idę do mojego domu! — wrzasnął Zeke prosto w ciemność.
— Idziesz prosto na śmierć albo jeszcze gorzej. On cię prowadzi do swojego szefa, licząc na jakieś profity. Zapewniam cię, że tą drogą nie dotrzesz do żadnego domu, chyba że mieszkałeś w podziemiach dawnej stacji kolejowej.
— Powiedz jeszcze słowo, Angelina, a zacznę strzelać! — ostrzegł ją Rudi.
— Śmiało — zachęciła go. — Oboje wiemy, że w tym grzmiącym kiju masz co najwyżej dwa naboje. Zatem strzelaj, zostało mi jeszcze tyle noży, że przerobię cię na tatar, choć wystarczy jeden, żeby cię spowolnić wystarczająco.
— Czy ja rozmawiam z księżniczką? — dopytywał się Zeke.
Rudi zatkał mu usta czymś kościstym obleczonym w gruby materiał. Chłopak przypuszczał, że to łokieć, ale w tych ciemnościach nie mógł tego sprawdzić. Poczuł za to krew sączącą się z dziąsła między zębami. Chwycił się za szczękę i wymamrotał pod nosem wszystkie przekleństwa, jakie znał.
— Odejdź, Angelina. To nie twoja sprawa.
— Ja wiem, dokąd zmierzasz, czego nie można powiedzieć o tym chłopcu. A to znaczy, że to także moja sprawa. Możesz sprzedać własną duszę, stary draniu, ale na pewno nie pociągniesz za sobą tego dzieciaka. Nie pozwolę ci, byś go zaprowadził na ziemię niczyją.
— Tego dzieciaka? — żachnął się Zeke. — Ja mam nazwisko, paniusiu!
— Wiem. Jesteś Ezekiel Blue, choć mama nazywa się teraz Wilkes. Słyszałam, jak mu to mówiłeś tam, na dachu.
— Ja się nim teraz opiekuję! — wrzasnął Chaos.
— Zabierasz go do…
— Zabieram go w bezpieczne miejsce! Robię to, o co mnie poprosił!
Kolejny nóż świsnął w ciemności, wyleciał z cienia i na powrót się w nim skrył. Rudi jęknął cicho. Zeke nie usłyszał charakterystycznego stukotu o cegły za jego plecami. Moment później kolejne ostrze przecięło powietrze, lądując na cegłach z cichym trzaskiem. Rudi wystrzelił, zanim nadleciało trzecie, lecz zaskoczenie bądź przypadek nie pozwoliły mu dobrze wycelować i kula poszła górą.
Najbliższa podpora tunelu rozszczepiła się, zatrzęsła i runęła… podobnie jak ściana gruzu znajdująca się za nią. Zapadlisko się rozszerzyło, sięgając po kilka jardów w każdym kierunku, ale Rudi na to nie czekał, kuśtykał już pospiesznie, opierając się na strzelającej lasce. Zeke chwycił się poły jego płaszcza i gnał za nim w kierunku następnego lawendowego świetlika, który wpuszczał do tunelu światło dzienne.
Posuwali się do przodu małymi kroczkami, uciekając przed zawalającym się coraz szybciej sklepieniem. W tej chwili między nimi a kobietą, z którą rozmawiali w grobowej ciemności, znajdował się z akr ziemi i kamieni.
— Przecież tędy przyszliśmy! — zaprotestował Zeke, widząc, gdzie Rudi go ciągnie.
— Bo tunel przed nami jest zasypany. Ale nic to, cofniemy się po własnych śladach i znajdziemy obejście.
— Kim ona jest? — wysapał chłopak. — To prawdziwa księżniczka? — A potem ze szczerym zdumieniem w głosie dodał jeszcze: — Czy to na pewno kobieta? Mówiła jak mężczyzna. Mniej więcej.
— Chrypiała, bo jest stara — odparł Rudi, zwalniając kroku, gdy zauważył, że za nimi jest tylko zawał. — Jest tak stara jak te wzgórza, wredniejsza od borsuka i paskudna niczym owoc kazirodztwa.
Zatrzymał się pod kolejnym świetlikiem, tym razem purpurowym, by obejrzeć się w świetle. Właśnie tam Zeke dostrzegł na jego ręce krew.
— Trafiła? — zapytał głupio, o czym sam doskonale wiedział.
— Tak, trafiła.
— Gdzie nóż? — Chłopak chciał go koniecznie zobaczyć, więc nie spuszczał z oczu rozcięcia w grubym płaszczu.
— Wyjąłem go tam, na miejscu. — Chaos sięgnął do kieszeni i pokazał mu niewielkie umazane posoką ostrze. — Nie mam zamiaru go wyrzucać. Po mojemu jeśli cisnęła nim we mnie, to jest teraz mój.
— Jasne — zgodził się Zeke. — Nic ci się nie stało? I gdzie teraz pójdziemy?
— Jakoś to przeżyję. Pójdziemy tamtym tunelem. — Rudi wskazał kierunek. — A tamtym przyszliśmy. Księżniczka pokrzyżowała nam plany, ale tędy też przejdziemy. Chciałem po prostu ominąć tereny należące do Chińczyków.
Chłopak chciał zadać tak wiele pytań, że nie potrafił się zdecydować, od którego zacząć. W końcu uznał, że pierwsze będzie najwłaściwsze.
— Kim ona jest? To prawdziwa księżniczka?
— Żadna tam dama — burknął Rudi — tylko stara baba. Można by ją uznać za księżniczkę, gdyby Indianie mieli królewskie rody.
— To indiańska księżniczka?
— Taka z niej indiańska księżniczka jak ze mnie odznaczony wieloma medalami porucznik. To znaczy kiedyś może i była księżniczką, ale teraz na pewno już nie jest. — Spojrzał na ramię i skrzywił się, bardziej jednak ze wściekłości niż z bólu.
— Byłeś porucznikiem? A w jakiej armii?
— Zgadnij.
Pod następnym świetlikiem Zeke przyjrzał się płaszczowi Rudiego i zauważył na nim kilka ciemniejszych granatowych plam.
— Chyba Unii, sądząc po kolorze płaszcza. I nie mówisz z takim akcentem jak Południowcy, których widywałem.
— Tu mnie masz — mruknął Chaos.
— Ale nie walczysz już po ich stronie?
— Nie. Nie walczę. Wydaje mi się, że przeżuli mnie wystarczająco dokładnie, zanim wypluli. Jak sądzisz, dlaczego kuleję? Dlaczego muszę chodzić o lasce?
— Może dlatego, żeby inni nie wiedzieli, że jesteś uzbrojony — odparł chłopak, wzruszając ramionami. — Dzięki temu możesz zabijać innych z zaskoczenia.
— Bardzo zabawne — odparł Chaos, lecz sądząc z tonu, on także uśmiechnął się pod nosem. Po dłuższej chwili, gdy Zeke już uznał, że to jedyna reakcja na jego słowa, dodał jeszcze: — Dostałem odłamkiem szrapnela pod Manassas. Rozwalił mi całe udo od tyłu. Pozbyli się mnie potem, a ja, odchodząc, ani razu się nie obejrzałem.