Otrzepała łyżkę o krawędź zlewu i nabrała sobie miseczkę niedogotowanej zupy. Zrobiła to tylko po to, by nie patrzeć na dziecko, które spłodziła. Zeke w niczym nie przypominał jej, ale każdego dnia upodabniał się coraz bardziej do nich. Zależnie od humoru i oświetlenia widziała w nim albo ojca, albo dziadka.
Dolała do miski drugą chochlę cienkiego wywaru i minęła syna, starając się nie uronić nawet kropli.
— Wolisz uciec? Rozumiem. Nie ma tu nic, co by cię trzymało, więc od dawna wiem, że gdy dorośniesz, opuścisz to miasto — stwierdziła, stawiając gliniane naczynie na stole i sadowiąc się na krześle obok. — Zdaję sobie sprawę, że po całym dniu pracy nie wyglądam zbyt zachęcająco. Wiem też, że czujesz się okradziony z lepszego życia, i nie mam o to do ciebie żalu. Ale tacy właśnie jesteśmy i tylko tyle mamy. Okoliczności sprawiły, że oboje zostaliśmy przeklęci.
— Okoliczności?
Wysiorbała pełną łyżkę wywaru, starając się nie spoglądać w jego kierunku.
— Niech ci będzie: okoliczności i ja. Możesz winić mnie, tak jak ja winię twojego i mojego ojca, mam to gdzieś. Niczego tym sposobem nie zmienisz. Pozbawiono cię przyszłości, zanim się urodziłeś, a spośród tych, których możesz za to winić, tylko ja pozostałam przy życiu.
Widziała kątem oka, jak Ezekiel zaciska rytmicznie pięści. Na to czekała. Lada moment złość weźmie nad nim górę i na jego twarzy pojawi się ten okropny wyraz, jakby opętał go duch ojca. Znów będzie musiała zamknąć oczy, by go odpędzić.
Tym razem jednak nie doszło do niczego. Welon wściekłości nie przesłonił mu oczu. Zamiast tego odezwał się, wypluwając słowa ze śmiertelną powagą, która tak idealnie pasowała do pustego spojrzenia, jakim obrzucał ją jeszcze przed momentem.
— Przecież to najbardziej niesprawiedliwe w tym wszystkim. Ty nie jesteś niczemu winna.
Zaskoczył ją, lecz nadal zachowywała ostrożność.
— Naprawdę tak uważasz?
— Domyśliłem się tego.
Parsknęła pełnym goryczy śmiechem.
— Zatem wiesz już wszystko.
— Idę o zakład, że wiem więcej, niż ci się zdaje. A ty powinnaś opowiedzieć temu pisarzowi o wszystkim, czego Maynard dokonał, bo im więcej ludzi dowie się o jego czynach i zrozumie motywy, jakimi się kierował, tym większe będą szanse na to, że szanowani obywatele z naszej okolicy przestaną go traktować jak pospolitego przestępcę, a ciebie jak trędowatą.
Połknęła kolejną łyżkę zupy, by zyskać kilka sekund na przemyślenie. Stało się dla niej jasne, że Zeke rozmawiał z Hale’em, ale uznała, że nie ma sensu o tym wspominać.
— Nie musiałam mu mówić niczego o Maynardzie, ponieważ sam już sporo o nim wiedział i zdążył sobie wyrobić zdanie. Jeśli to ci poprawi humor, macie bardzo podobny pogląd na tę sprawę. On też uważa Maynarda za bohatera.
— Widzisz? — zawołał Zeke, unosząc ręce w górę. — Nie tylko ja tak myślę. A co do moich kolegów… może nie należą do śmietanki towarzyskiej, ale są w stanie rozpoznać porządnego człowieka, gdy go widzą.
— Twoi przyjaciele to zwykli chuligani — odparła.
— Tego nie możesz wiedzieć. Nie znasz żadnego. Nigdy nie widziałaś mnie z tymi chłopakami, może prócz Rectora, a on wcale nie jest taki zły, co sama kiedyś przyznałaś. Powiem ci jedno: tutaj imię Maynarda coś znaczy. Ludzie wypowiadają je takim tonem, jakby zaraz mieli splunąć na swoją dłoń, zanim dadzą słowo honoru. Dla nich ma rangę przysięgi na Biblię, z tą tylko różnicą, że my wiemy, że Maynard dokonał rzeczy, które mu ludzie przypisują.
— Nie mów do mnie w ten sposób — przerwała mu. — Prosisz się o kłopoty, próbując pisać historię na nowo, ale z faktami tak dopasowanymi, aby stworzyły pasującą ci wizję.
— Ja niczego nie próbuję pisać na nowo! — W jego niemalże męskim głosie usłyszała nutkę strachu. — Ja tylko staram się naprawić cudze błędy!
Zbyt szybko przełknęła ostatnią łyżkę wywaru. Mało brakowało, a zadławiłaby się, próbując ją przełknąć i zaspokoić głód, aby się skupić na walce, jeśli do niej dojdzie.
— Nic nie rozumiesz — wysapała, jakby i te słowa parzyły ją w krtań. — To jest brutalna proza życia, Zeke. Jeśli nie słyszałeś tego jeszcze, to posłuchaj mnie teraz: nie ma najmniejszego znaczenia, czy Maynard był bohaterem. Nie liczy się też to, czy twój ojciec był porządnym człowiekiem z dobrymi chęciami. Tak samo jak nikogo nie obchodzi fakt, czy ja zasłużyłam sobie czymkolwiek na to, co mnie spotkało, nie mówiąc już o tym, że zostałeś wyklęty, zanim się dowiedziałam o twoim istnieniu.
— Niby dlaczego? Jeśli wszyscy zrozumieją i dowiedzą się, jak wyglądała prawda o moim dziadku i moim tacie, to…
W jego odpowiedzi wyczuwała rozpacz.
— To co? Staniemy się nagle bogaci, uwielbiani i szczęśliwi? Jesteś młody, to prawda, ale na pewno nie na tyle głupi, by uwierzyć w takie bzdury. Może za kilka pokoleń, gdy minie masa czasu i nikt już nie będzie pamiętał o tym kataklizmie, nikt nie będzie odczuwał strachu na myśl o nim, może wtedy twój dziadek przejdzie do legend, a pisarze pokroju pana Quartera ukształtują historię od nowa…
Nagle zamilkła zdjęta przerażeniem, zrozumiała bowiem, że jej syn wcale nie miał na myśli swojego dziadka. Zaczerpnęła głęboko tchu, podniosła miskę ze stołu i zaniosła ją do zlewozmywaka. Myśl o napompowaniu wody, by ją od razu umyć, wydała się jej koszmarem.
— Mamo? — Ezekiel wyczuł, że przekroczył jakąś linię, tylko nie był pewien, kiedy to uczynił. — O co ci chodzi?
— I tak tego nie zrozumiesz — mruknęła, mając poczucie, że w ciągu ostatniej godziny powtarzała te słowa z tysiąc razy. — Tak wielu rzeczy jeszcze nie pojmujesz, ale ja znam cię lepiej, niż ci się wydaje. Wiem o tobie więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ znałam ludzi, których usiłujesz naśladować, nawet kiedy robisz to nieświadomie. Nawet gdy nie masz pojęcia, co niewłaściwego powiedziałeś albo zrobiłeś.
— Mamo, ja nic z tego nie rozumiem.
Uderzyła się dłonią w pierś.
— Ja mówię bez sensu? To ty opowiadasz mi jakieś pierdoły o człowieku, którego na oczy nie widziałeś, starając się znaleźć usprawiedliwienie dla jego czynów, ponieważ uważasz w swojej naiwności, że rehabilitując jednego zmarłego, przywrócisz też dobre imię drugiemu. Skazujesz się jednak na porażkę, starając się połączyć ich w jedno. — Mówiła szybko, nie chcąc utracić przewagi zaskoczenia, jaką zyskała, wypowiadając poprzednie słowa. — A do tego właśnie zmierzasz. Skoro Maynard nie był taki zły, to może twój ojciec również nie zasługuje na potępienie. Jeśli uda ci się wybielić jednego, pojawi się szansa na rehabilitację drugiego.
Zaczął kiwać głową, powoli, lecz coraz dobitniej.
— Owszem, ale to wcale nie jest takie niemądre, jak ci się wydaje. Nie, proszę, przestań i posłuchaj mnie przez chwilę. Jeśli wszyscy na Obrzeżach mylili się co do ciebie…
— A niby w czym się mylili? — zapytała wprost.
— Uważali, że to wszystko twoja wina! Ucieczka z aresztu, Zguba i Kościotrzep. Ale przecież ty nie miałaś z tym nic wspólnego, a wypuszczenie więźniów ze stacji nie powinno być traktowane jak jakaś wielka zbrodnia… — Przerwał, by zaczerpnąć tchu, a ona zaczęła się zastanawiać, gdzie mógł usłyszeć takie zdanie. — A skoro mylą się co do ciebie, to samo może dotyczyć dziadka. Co daje nam już rehabilitację dwóch z trzech osób. Dlatego uważam, że z czasem zaczną się zastanawiać, czy aby nie przesadzili także z obwinianiem Leviego.