Spojrzała na twarz Swakhammera. Oczy olbrzyma poruszały się szybko pod zamkniętymi, splamionymi krwią powiekami. Żył, ale co to było za życie!… Oderwała od niego wzrok i zawołała na tyle głośno, aby dobrze ją było słychać w całej poczekalni:
— Nie jesteś Leviticusem Blue, choć nadawałbyś się na jego brata. A już na pewno posiadłeś jego wyczucie czasu — dodała tak obojętnym tonem, na jaki tylko było ją stać.
Tutaj, w głębi otworu wybitego w ścianie, była na razie względnie bezpieczna. Doktor, o ile właśnie z nim miała do czynienia, nie widział, co robi, a w każdym razie niedokładnie. Wykorzystała więc tę przewagę i przetrząsnęła pospiesznie pancerz nieprzytomnego przyjaciela, szukając czegoś przydatnego. Zrezygnowała z podnoszenia sztucera, nie miała bowiem żadnych szans, żeby go ująć w ręce, przeładować i wymierzyć do Minnerichta, zanim on uczyni coś znacznie gorszego.
Przy boku Swakhammera leżał jeden z jego wielkich rewolwerów, lecz miał pusty bębenek.
— Nigdy nie twierdziłem, że jestem Leviticusem Blue.
Briar stęknęła głośno, usiłując podnieść Swakhammera, by sprawdzić, czy pod nim nie ma jakiejś broni.
— Owszem, twierdziłeś — rzuciła.
— Mnie też pan o tym zapewniał — wtrącił Zeke.
— Ucisz się — napomniała go matka. Chciałaby powiedzieć o wiele więcej, nie było jednak na to czasu, dlatego od razu przeszła do dalszej części dialogu z zamaskowanym oprawcą. — Kto żyw, ten wie, o co ci chodziło: żeby sztywniacy się ciebie bali. Tylko że nie zdołałbyś tego dokonać pod własnym nazwiskiem. Mogłeś być wobec nich podstępny jak wąż, ale szybko się okazało, że to nie wystarczy, by zastraszyć tych ludzi.
— Zamilcz, kobieto. Ja uczyniłem z tego miejsca to, czym jest dzisiaj — wyrzucił z siebie obronnym i zarazem gniewnym tonem. Zapewne trafiła w czułą strunę.
Briar miała nadzieję, że go zabolało. Powinno, jeśli był podobny do Leviego, którego tak bardzo pragnął naśladować.
— Nie zamilknę, a ty, Foster, nie zmusisz mnie do tego, choćbyś się bardzo starał. A będziesz się starał. Należysz do mężczyzn, którzy uwielbiają krzywdzić kobiety, z tego co słyszałam, nie będę pierwszą twoją ofiarą.
— Nie dbam o to, co i gdzie słyszałaś — warknął. — Chcę tylko wiedzieć jedno i powiesz mi zaraz, kto wypowiedział w twojej obecności to nazwisko.
Wstała, prostując dumnie plecy. Zamiast odpowiedzieć na jego pytanie, rzuciła:
— A ja chcę wiedzieć, kim ty jesteś, sukinsynu, że śmiesz nas wciągać w tę swoją wojenkę — zapożyczyła jedno z ulubionych powiedzonek Angeliny.
Teraz, gdy stała na nogach, widziała go tak dokładnie jak on ją. Trzylufowa śrutówka, którą trzymał pewnie w dłoniach, budziła jej przerażenie. Nie mierzył w nią, tylko w Zeke’a, który tym razem posłuchał rady swojej rodzicielki i zamknął się na dobre, choć równie dobrze mogło to być skutkiem widoku niesamowitej broni Minnerichta wycelowanej w jego głowę. Nie wiedziała tego i prawdę powiedziawszy, nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
Spodziewała się, że doktor spróbuje grozić jej, przeliczyła się jednak. Był sprytniejszy i okrutniejszy, niż przypuszczała.
— Ty uczyniłeś z tego miejsca to, czym jest dzisiaj? Uważasz zatem, że masz nad tym miastem władzę? Zachowujesz się, jakbyś ją miał, ale to akurat gówno prawda. Robisz przedstawienia, żeby ludzie myśleli, że mają do czynienia z największym i najbogatszym cwaniakiem w okolicy. Niestety, prawda wygląda inaczej. Gdybyś był choć w połowie tak sprytny, za jakiego się masz, nie musiałbyś podkradać wynalazków Leviego ani przerabiać machin porzuconych po konkursie na urządzenie wydobywcze. Widziałam je w twoim magazynie. Myślisz, że nie wiem, skąd je wziąłeś?
— Zamilcz! — wydarł się na cały głos.
Ona jednak robiła, co mogła, by skupiał całą uwagę na niej, nie na Ezekielu i szczupłej staruszce, która opuściła właśnie klatkę schodową i skradała się wzdłuż ściany, by zajść go od tyłu.
— Gdybyś był choć w połowie taki mądry, jakiego udajesz — kontynuowała Briar jeszcze głośniej, aby zagłuszyć wszystko inne — nie potrzebowałbyś mnie do potwierdzania swojej historii i nie musiałbyś sprowadzać tu tych chłopców. Levi był może szalony i okrutny, ale na tyle zmyślny, że nie mogłeś ukraść jego zabawek i po prostu uciec z nimi. Kazałeś więc sprowadzić do siebie Hueya, bo on jest tutaj najmądrzejszy. Chciałeś też nakłonić mojego syna, żeby został z tobą, karmiąc go stekiem podłych kłamstw. Gdybyś ty uczynił z tego miejsca to, czym teraz jest, nie musiałbyś posuwać się do tego wszystkiego.
Przesunął broń, teraz trzy opasłe lufy śrutówki mierzyły prosto w jej pierś. To cieszyło ją niezmiernie.
— Powiesz jeszcze słowo, a przysięgam, że… — wycharczał.
— Że co? — wrzasnęła, wpadając mu w słowo, i dodała pospiesznie, na jednym wydechu, bez przestanku, widząc, że Angelina jest tuż-tuż. — Idę o zakład, że nawet nie wiesz, jak działa ta broń. Najprawdopodobniej nie ty ją stworzyłeś. Ty tylko kradłeś pomysły Leviego i rzeczy, które on zbudował własnymi rękoma. Wiesz dość, by zgrywać tutejszego króla, ale modlisz się co wieczór, żeby ktoś z twoich ludzi się nie zorientował, jaki słaby i bezużyteczny jesteś naprawdę!
Nie zawył, nie warknął, tylko odkrzyknął:
— Po coś tu przyszła? Po coście oboje tu przyleźli? Nie powinniście tutaj przychodzić! To nie wasza sprawa. Mogliście siedzieć na tyłkach w tej swojej obskurnej chałupie na Przedmieściach. Dawałem wam więcej, chciałem dać o wiele więcej, niż zasługujecie, a wcale nie musiałem tego robić! Nic wam nie byłem winien. Nic a nic!
— Jasne! — wrzasnęła raz jeszcze. — Nic nam nie byłeś winien, bo nie jesteś moim mężem i jego ojcem, więc w jednym masz rację: twoje życie to nie nasz problem. Ale nie połapałeś się w porę, panie Foster.
— Przestań mnie tak nazywać! Nie chciałem tego nazwiska. Nienawidzę go i nie chcę go słyszeć! Skąd je w ogóle znasz?!
Angelina mogła na to pytanie odpowiedzieć.
W mgnieniu oka, a nawet szybciej skoczyła mu na plecy i chwyciła go za gardło niczym puma, tyle że była o wiele groźniejsza od dzikiego zwierzęcia. W jednej chwili wyszarpnęła nóż, w następnej już tkwił pod brodą Minnerichta, w wąskiej szczelinie pomiędzy jego zbroją i maską.
Wykorzystała masę swojego ciała, by odchylić mu głowę i poszerzyć dostęp do grdyki i bladej skóry na szyi. Gdy to uczyniła, Zeke bez namysłu skoczył do dziury w ścianie oferującej mu nieco lepszą osłonę i stanął u boku matki.
— To za Sarę Joy Foster, której życie zakończyłeś dwadzieścia lat temu — wysapała księżniczka i jednym cięciem przeciągnęła ostrzem po mięśniach odsłoniętej szyi, od jednego do drugiego końca szczeliny.
Doktor pociągnął za spust, wystrzeliwując dwa z trzech naboi, ale szok i utrata równowagi sprawiły, że nie był w stanie wycelować. Obracał się wokół własnej osi, kołysząc mocno i ślizgając po kamiennej posadzce, rosząc ją obficie krwią, która tryskała imponującymi fontannami z obu stron jego odchylonej wciąż głowy, jako że Angelina przecięła mu obie tętnice. Wciąż siedziała na jego plecach, ujeżdżając go jak dzikiego mustanga, dopóki nie padł na kolana, sięgając rękami ku niej bądź ranie i machając nimi w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby się oprzeć. Krew uciekała z niego jednak zbyt szybko.
Nie pozostało mu zbyt wiele czasu na walkę, więc postanowił wykorzystać go do maksimum. Spróbował odwrócić strzelbę tak, by mierzyć za siebie, przez ramię, ale okazała się za ciężka. Stracił już zbyt wiele krwi i słabł z każdą chwilą. Gdy padł na czworaka, Angelina w końcu dała mu spokój.