— To brat Arthur Winkings…
— Hrabia Nosfrontatu — poprawił go ostry damski głos.
— I siostra Doreen… to znaczy hrabina Nosfrontatu, ma się rozumieć…
— Zaszczycona, z pewnością — odpowiedział damski głos.
Niska, pulchna kobieta, siedząca obok niskiego, przygarbionego hrabiego, wyciągnęła upierścienioną dłoń. Sam hrabia rzucił Windle'owi zakłopotany uśmiech. Miał na sobie ubranie, które wyglądało jak za duży o kilka numerów kostium operowy.
— Brat Schleppel…
Krzesło było puste. Ale głęboki głos odezwał się z ciemności pod siedzeniem:
— …Brywieczór.
— I brat Łupinę.
Muskularny i owłosiony młody człowiek z długimi wilczymi zębami i spiczastymi uszami mocno uścisnął Windle'owi rękę.
— Siostra Drull. Brat Gorper. Brat Ixolite. Windle ścisnął kilka wariacji na temat dłoni. Brat Ixolite wręczył mu skrawek pożółkłego papieru. Było na nim wypisane jedno słowo: OoooEeeeOoooEeeeOoooEEEee.
— Przykro mi, że nie ma nas tu więcej — powiedział Reg Shoe. — Staram się jak mogę, ale niektórzy nie są chyba gotowi, by podjąć wysiłek.
— Znaczy… martwi? — spytał Windle, nadal patrząc na karteczkę.
— Dla mnie to zwykła apatia — mówił rozgoryczony Shoe. — Jak nasz ruch może osiągnąć sukces, skoro ludzie wolą zwyczajnie leżeć do góry brzuchem?
Lupine za plecami Shoe'a rozpaczliwie zamachał rękami w geście oznaczającym „nie pozwól mu zacząć”, ale Windle nie zdołał się powstrzymać na czas.
— Jaki ruch? — zapytał.
— Martwe Prawa — wyjaśnił natychmiast Shoe. — Dam ci którąś z moich ulotek.
— Przecież, tego… martwi ludzie chyba nie mają praw — zdziwił się Windle. Kątem oka dostrzegł, że młody człowiek łapie się za głowę.
— Racja twarda jak zwłoki — oświadczył Łupinę z całkowitą powagą. Shoe spojrzał na niego z wyrzutem.
— Apatia — stwierdził. — Zawsze to samo. Starasz się, a oni cię ignorują. Wiesz, że ludzie mogą mówić o tobie, co zechcą, i przejąć twoją własność tylko dlatego, że umarłeś? W dodatku…
— Myślałem, że większość ludzi, kiedy już umiera, to… właściwie… umiera — powiedział Windle.
— To zwykłe lenistwo — odparł Shoe. — Nie stać ich na wysiłek. Windle nigdy jeszcze nie widział nikogo tak załamanego. Zdawało się, że Reg Shoe zmalał nagle o kilka cali.
— Jak długo jhesteś nieumahłym, Yindle? — spytała Doreen ze sztucznym ożywieniem.
— Bardzo krótko. — Windle z ulgą powitał zmianę tematu. — Muszę przyznać, że wygląda to inaczej, niż się spodziewałem.
— Przyzwyczaisz się — zapewnił Arthur Winkings alias hrabia Nosfrontatu. — Na tym właśnie polega bycie nieumarłym. Jest łatwe jak upadek z urwiska. Wszyscy tu jesteśmy nieumarłymi.
Łupinę chrząknął.
— Oprócz Lupine'a — poprawił się Arthur.
— Jestem raczej kimś, kogo można określić honorowym nieumarłym — wyjaśnił Łupinę.
— Jest wilkołakiem — dodał Arthur.
— Jak tylko go zobaczyłem, od razu pomyślałem, że to wilkołak. — Windle pokiwał głową.
— Przy każdej pełni księżyca — dodał Łupinę. — Regularnie.
— Zaczynasz wyć i rośnie ci sierść? Wszyscy pokręcili głowami.
— Raczej nie — odparł Łupinę. — Raczej tak jakbym przestawał wyć, a część sierści mi chwilowo wypada. To strasznie krępujące.
— Myślałem, że w czasie pełni księżyca typowy wilkołak…
— Phoblem Łupinę'a — powiedziała Doreen — pholega na tym, że podchodzi do przemhiany z przeciwnej sthony.
— Formalnie rzecz biorąc, jestem wilkiem. To właściwie śmieszne. W każdą pełnię księżyca zmieniam się w człowieka-wilka.
— Bogowie… — szepnął Windle. — To na pewno straszny problem.
— Najgorsze są spodnie — wyznał Łupinę.
— Tego… naprawdę?
— Oczywiście. Widzisz, dla ludzkich wilkołaków to nie ma znaczenia. Zachowują na sobie zwykłe ubranie. Fakt, może się trochę podrzeć, ale przynajmniej jest pod ręką. Tymczasem ja, kiedy zobaczę pełnię, zaczynam chodzić i mówić, i od razu mam poważne kłopoty ze względu na istotne braki w regionie spodniowym. Muszę trzymać gdzieś nową parę. Pan Shoe…
— Mów mi Reg.
— …pozwala mi przechowywać je tam, gdzie pracuje.
— Pracuję w kostnicy przy ulicy Wiązów — wyjaśnił Shoe. — Nie wstydzę się tego. Ocalenie brata czy siostry warte jest poświęcenia.
— Słucham? — Windle nie zrozumiał. — Ocalenie?
— To ja przyczepiam notki po wewnętrznej stronie wieka. Nigdy nic nie wiadomo. Na pewno warto spróbować.
— Często się udaje? — zapytał Windle.
Rozejrzał się po pokoju. W tym dość sporym pomieszczeniu przebywało zaledwie osiem osób — dziewięć, jeśli doliczyć głos spod krzesła, który zapewne także należał do osoby.
Doreen i Arthur porozumieli się wzrokiem.
— Udhało się Ahthuhowi — oświadczyła Doreen.
— Przepraszam bardzo… Zastanawiam się tylko… Czy wy dwoje, tego… nie jesteście przypadkiem wampirami?
— Zgadza się — przyznał Arthur. — Wściekły pech.
— Nie powinienheś tak mhówić — upomniała go z godnością Doreen. — Powinienheś być dumny ze swego ahystokhatycznego pochodzenia.
— Dumny? — burknął niechętnie Arthur.
— Ukąsił cię nietoperz czy co? — wtrącił szybko Windle. Nie chciał się stać przyczyną tarć w rodzinie.
— Nie. — Arthur westchnął. — Prawnik. Dostałem taki list, rozumiesz… Z takim eleganckim łąkowym kleksem i w ogóle. Blabla-bla… wuj w drugim pokoleniu… blablabla… jedyny żyjący krewny… blablabla… mam nadzieję, że pierwsi przekazujemy najserdeczniejsze blablabla. W jednej chwili jestem Arthurem Winkingsem, dobrze się zapowiadającym hurtownikiem w branży owocowo-warzywnej, a w następnej odkrywam, że naprawdę jestem Arthurem, hrabią Nosfrontatu, właścicielem pięćdziesięciu akrów powierzchni urwiska, z którego spadłaby kozica, i zamku, z którego uciekły nawet karaluchy, a także zaproszenia od burgmeistera, żebym zajrzał kiedyś i omówił z nim kwestię zaległych od trzystu lat podatków.
— Nienawidzę prawników — oznajmił głos spod krzesła. Brzmiał smutno i głucho.
Windle starał się przysunąć nogi bliżej własnego krzesła.
— To był piękny zhamek — zauważyła Doreen.
— Przeklęta góra zapleśniałych kamieni, ot co.
— Piękne vidoki…
— Pewno. Przez każdą ścianę — przyznał Arthur, blokując tę linię konwersacji. — Powinienem wiedzieć, zanim jeszcze wybrałem się go obejrzeć. No to zawróciłem powóz, nie? Powiedziałem sobie: Trudno, cztery dni stracone, i to w samym środku sezonu. I nie myślałem o tym więcej. A potem budzę się w ciemności, leżę w jakimś pudle, w końcu znajduję zapałki, zapalam jedną i widzę kartkę, sześć cali od mojego nosa. Było tam napisane…
— „Nie musisz leżeć bezczynnie” — dokończył z dumą Shoe. — Jedna z moich pierwszych.
— To nie była mhoja vina — wyjaśniła chłodno Doreen. — Leżałeś szthwny przez trzhy dni.
— Mówię wam, kapłani doznali wstrząsu — dodał Arthur.
— Ha! Kapłani! — zawołał Shoe. — Wszyscy są tacy sami. Stale człowiekowi powtarzają, że po śmierci będzie żył znowu, ale wystarczy spróbować, a wtedy dopiero robią miny!
— Kapłanów też nie lubię — wyznał glos spod krzesła. Windle nie był pewien, czy ktoś oprócz niego coś słyszy.