Выбрать главу

Śmierć rozejrzał się. Szare kształty spływały na podwórze.

BYĆ MOŻE NIE, odparł.

Za formacją żołnierzy pojawiały się kolejne wózki. Wyglądały jak mali srebrzyści robotnicy, tylko z rzadka połyskiwał wśród nich złotem jakiś wojownik.

— Povinniśmy vycofać się do schodóv — oświadczyła Doreen.

— Myślę, że one tego właśnie chcą — odparł Windle.

— I bahdzo dhobrze. Phoza tym na tych kółkach przecież nie yjadhą na stopnie, phavda?

— I nie może pan walczyć do śmierci — przypomniała Ludmiła. Łupinę nie odstępował jej, wbijając spojrzenie żółtych ślepi w zbliżające się powoli kółka.

— Miło byłoby spróbować — mruknął Windle. Dotarli do ruchomych schodów. Spojrzał w górę. Czekały tam wózki; jednak droga na niższy poziom wydawała się czysta.

— Może znajdziemy inne przejście na górę? — spytała z nadzieją Ludmiła.

Stanęli na jadących stopniach. Wózki za nimi przemieściły się, żeby zablokować im odwrót.

Na niższym poziomie byli magowie. Stali tak nieruchomo między doniczkami i fontannami, że z początku Windle przeszedł obok, przekonany, że to jakieś posągi albo dziwaczne meble.

Nadrektor miał przyczepiony fałszywy czerwony nos i trzymał baloniki. Obok niego kwestor żonglował kolorowymi piłeczkami, ale jak maszyna, wbijając wzrok w pustkę.

Pierwszego prymusa znaleźli kawałek dalej; na plecach i piersi wisiały mu tablice. Litery na nich nie dojrzały jeszcze, ale Windle skłonny był postawić własne życie pozagrobowe, że w końcu ułożą się w napisy w rodzaju OKAZJA!!!

Pozostali magowie zebrali się razem, jak mechaniczne lalki, które zapomniano nakręcić. Każdy z nich nosił przypiętą do szaty dużą, owalną odznakę. Znajome już, organiczne pismo dojrzewało w słowo, które wyglądało jak

OCHRONA

chociaż dlaczego akurat takie, wydawało się absolutną tajemnicą. Magów z pewnością nić tu nie chroniło.

Windle pstryknął palcami tuż przed bladymi oczyma dziekana. Nie było żadnej reakcji.

— Nie jest martwy — stwierdził Reg.

— Tylko śpi — zgodził się Windle. — jest wyłączony. Reg pchnął dziekana. Mag przeszedł kilka kroków, po czym zachwiał się niebezpiecznie i stanął.

— Nigdy ich nie wyciągniemy — uznał Arthur. — Nie w takim stanie. Nie możesz ich obudzić?

— Trzeba zapalić im pióro pod nosem — zaproponowała Doreen.

— To nic nie da — sprzeciwił się Windle.

Swoje stwierdzenie opierał na fakcie, że Reg Shoe znajdował się prawie pod nosami magów, a jeśli ktoś dysponuje aparatem węchowym, niezdolnym do zarejestrowania obecności pana Shoe, to z pewnością nie zareaguje na zwykłe płonące piórko. Ani na spory ciężar zrzucony na niego z dużej wysokości, jeśli już o tym mowa.

— Panie Poons — odezwała się Ludmiła.

— Znałem kiedyś golenia, całkiem do niego podobnego — przypomniał sobie Reg Shoe. — Zupełnie podobnego. Wielki facet, cały z gliny. Typowe golemy właśnie takie są. Żeby ruszyły, trzeba na nich wypisać specjalne święte słowo.

— Na przykład „ochrona”?

— Możliwe.

Windle zerknął na dziekana.

— Nie — uznał w końcu. — Niemożliwe. Skąd by ktoś wziął aż tyle gliny? — Rozejrzał się. — Musimy sprawdzić, skąd dobiega ta przeklęta muzyka.

— To znaczy: gdzie są schowani muzykanci?

— Nie przypuszczam, żeby to byli muzykanci.

— Muszą być muzykanci, bracie — zapewnił go Reg Shoe. — Dlatego właśnie nazywa się to muzyką.

— Po pierwsze, nie przypomina to żadnej muzyki, jaką za życia słyszałem, i po drugie, zawsze wierzyłem, że do światła potrzebne są kaganki i świece, których tu nie ma, a przecież wszędzie coś świeci.

— Panie Poons… — odezwała się znowu Ludmiła i szturchnęła go lekko.

— Słucham.

— Znowu przyjechały wózki.

Blokowały wszystkie pięć korytarzy wybiegających z centralnej hali.

— Nie ma schodów w dół — zauważył Windle.

— Może to coś… ona… jest w którejś z tych oszklonych części — zgadywała Ludmiła. — W sklepach?

— Nie sądzę. Nie wyglądają na ukończone. Zresztą jakoś to nie pasuje.

Łupinę warknął. Kolce błyszczały na wózkach z pierwszego szeregu. Jednak nie próbowały atakować.

— Pewnie widziały, co zrobiliśmy z tamtymi — domyślił się Arthur.

— Owszem. Ale jak? To było na górze.

— Może jakoś ze sobą rozmawiają?

— Jak mogą rozmawiać? Jak mogą myśleć? — nie dowierzała Ludmiła. — W takiej drucianej siatce nie zmieści się żaden mózg.

— Mrówki i pszczoły nie myślą, jeśli już o to chodzi — przypomniał Windle. — Są tylko kierowane… Spojrzał w górę. Wszyscy spojrzeli w górę.

— Dobiega z jakiegoś miejsca w suficie — stwierdził. — Musimy je znaleźć, i to zarazi.

— Tam są tylko te świetlne płyty — powiedziała Ludmiła.

— Nie tylko. Szukajcie czegoś, skąd mogą dochodzić dźwięki.

— Są wszędzie!

— Cokolwiek chcecie zrobić — zawołała Doreen, chwytając roślinę w doniczce i ściskając ją jak maczugę — mam nadzieję, że zrobicie to szybko!

— Co to jest to okrągłe i czarne u góry? — zapytał Arthur.

— Gdzie?

— Tam. — Wskazał palcem.

— Dobrze. Reg i ja cię podniesiemy. Chodź…

— Mnie? Mam lęk wysokości!

— Przecież potrafisz się zmienić w nietoperza!

— Tak, ale bardzo nerwowego.

— Przestań narzekać. Do roboty. Postaw stopę tutaj, złap się tutaj, teraz stań na ramieniu Rega…

— Tylko się nie przebij! — ostrzegł Reg.

— Nie podoba mi się to — jęczał Arthur, kiedy podnieśli go do góry.

Doreen przestała obserwować tłoczące się wózki.

— Artore! Noblesse obligay!

— To jakieś tajne hasło wampirów? — zapytał szeptem Reg.

— To znaczy coś w rodzaju: hrabia musi robić to, co hrabia robić musi — wyjaśnił Windle.

— Hrabia… — burknął Arthur, chwiejąc się niebezpiecznie. — W ogóle nie powinienem słuchać tego prawnika! Powinienem wiedzieć, że nigdy nic dobrego nie przychodzi w brązowej kopercie! A i tak nie mogę dosięgnąć tego paskudztwa!

— Możesz podskoczyć? — spytał Windle.

— A możesz paść trupem?

— Nie.

— No to ja nie skaczę!

— To przeleć. Zmień się w nietoperza i przeleć.

— Nie mam gdzie się rozpędzić.

— Mógłby pan nim rzucić — zaproponowała Ludmiła. — No wie pan, jak taką papierową strzałką.

— Nic z tego! Jestem hrabią!

— Przecież mówiłeś, że wcale nie chciałeś — przypomniał łagodnie Windle.

— Na ziemi wcale nie chcę, ale jeśli mam być rzucany jak nie wiadomo co…

— Arthurze! Zrób, co mówi pan Poons!

— A niby czemu…

— Arthurze!

Arthur jako nietoperz okazał się zaskakująco ciężki. Windle złapał go za uszy niby niekształtną kulę do kręgli i spróbował wymierzyć.

— Pamiętaj… Jestem gatunkiem zagrożonym! — pisnął hrabia, gdy Windle brał zamach.

Rzut okazał się celny. Arthur zatrzepotał koło czarnego dysku i chwycił go pazurkami.

— Możesz nim poruszyć?

— Nie!

— Więc chwyć mocno i zmień się z powrotem.

— Nie!

— Złapiemy cię.

— Nie!