Wreszcie Alf dotknął jego ramienia i poprowadził go wokół budynku do małych bocznych drzwi, otworzył je z klucza i poszli ciemnym korytarzem do spiżarni. Tam Kuchmistrz zapalił świecę, otworzył szafę i z górnej półki zdjął czarną skrzynkę. Była teraz wypolerowana i ozdobiona srebrnymi ornamentami.
Podniósł wieczko i pokazał Kowalowi, co jest w środku. Jedna mała przegródka pozostała pusta, we wszystkich innych znajdowały się korzenne przyprawy o tak świeżym, ostrym zapachu, że oczy Kowalowi zwilgotniały. Sięgnął ręką do czoła. Gwiazda odkleiła się zupełnie łatwo, lecz Kowal poczuł nagle przeszywający ból i łzy pociekły mu po twarzy. Chociaż Gwiazda świeciła jasno na jego dłoni, widział tylko zamazaną olśniewającą plamę, jak gdyby bardzo daleką.
— Nie widzę wyraźnie — powiedział. — Wyręcz mnie i sam ją włóż do skrzynki. — Wyciągnął rękę do Alfa, który wziął Gwiazdę i umieścił w przegródce, gdzie natychmiast zgasła.
Kowal bez słowa odwrócił się i po omacku ruszył ku wyjściu. Za progiem stwierdził, że znów dobrze widzi. Był wieczór, na jasnym firmamencie w pobliżu księżyca błyszczała Gwiazda wieczorna. Gdy stał podziwiając jej piękność, uczuł na ramieniu dotknięcie czyjejś ręki. Obejrzał się i zobaczył Alfa.
— Oddałeś mi ją dobrowolnie — rzekł Alf–Jeżeli wciąż jeszcze jesteś ciekawy, kto ją dostanie, mogę ci to teraz powiedzieć.
— Proszę, powiedz.
— Chłopiec, którego sam wskażesz. Kowal zaskoczony nie od razu przemówił.
— Zastanawiam się — zaczął wreszcie z wahaniem — czy ci się spodoba mój wybór.
Nazwisko Kołka z wielu powodów nie może ci być miłe, ale jego prawnuczek Tim z Townsand, który ma uczestniczyć w biesiadzie Dwudziestu Czterech, nie jest wcale do pradziada podobny.
— Owszem, zauważyłem to — odparł Alf. — Ma rozumną matkę.
— Tak, siostrę mojej Nell. Niezależnie od powinowactwa bardzo lubię małego Tima. Co prawda nie jest to kandydat, który by się wszystkim mógł wydawać bezspornie najlepszy.
— Tak samo jak ty w swoim czasie–powiedział uśmiechając się Alf. — Ale zgadzam się, ja także wybrałem Tima.
— Po co więc mnie pytałeś o zdanie?
— Królowa tak sobie życzyła. Gdybyś wskazał inne dziecko, nie upierałbym się przy swoim.
Kowal długo przyglądał się Alfowi. Nagle ukłonił mu się nisko.
— Nareszcie zrozumiałem! — rzekł. — Bardzo nas zaszczyciłeś, najjaśniejszy panie.
— Zostałem za to wynagrodzony — odparł Alf. — Wracaj teraz spokojny do domu.
Zbliżając się do swojego domu na zachodnim skraju wsi zobaczył syna przed kuźnią; Kowalczyk właśnie ją zamknął skończywszy robotę i spoglądał na białą drogę, którą ojciec zazwyczaj wracał z wypraw. Usłyszał kroki i odwrócił się, zdziwiony, że tym razem Kowal nadchodzi od strony wsi. Podbiegł na jego spotkanie, objął ramionami i przywitał serdecznie.
— Od wczoraj już cię wypatruję, tatusiu! — powiedział. Potem spojrzawszy w twarz ojca dodał z niepokojem: — Wydajesz się bardzo zmęczony. Pewno idziesz z daleka?
— Z bardzo daleka, synu. Przeszedłem całą drogę od świtu do wieczora.
Razem weszli do domu, gdzie ciemną izbę rozjaśniało tylko migotanie ognia na kominku. Syn zapalił świece i przez długą chwilę siedzieli milcząc, bo Kowala przytłaczało ogromne zmęczenie i smutek wielkiej straty. W końcu podniósł głowę, rozejrzał się wkoło jak przebudzony ze snu i spytał:
— Nikogo prócz nas dwóch nie ma? Syn popatrzył na niego uważnie.
— Nie pamiętasz? Matka poszła do Podlesia Mniejszego, do Nań. Mały Tim święci dzisiaj swoje drugie urodziny. Spodziewali się, że weźmiesz w nich udział.
— Ach, tak. Powinienem wziąć udział i na pewno bym to zrobił, lecz spóźniłem się, bo zatrzymały mnie ważne sprawy; tak miałem nimi zaprzątniętą głowę, że chwilowo nie mogłem myśleć o niczym innym. Ale nie zapomniałem o małym Tomciu i jego urodzinach. Przyniosłem dla niego prezent. Stary Kołek nazwałby to zapewne cackiem, ale to cacko pochodzi z Krainy Czarów.
Wyjął z sakiewki mały srebrny przedmiot. Na łodydze miniaturowej lilii trzy delikatne kwiaty zwisały niby dzwoneczki. Były to naprawdę dzwoneczki. Kowal trącił leciutko łodygę i kwiatki zadźwięczały piękną, czystą melodyjką. Płomyki świec od tej muzyki zatrzepotały i na mgnienie oka rozbłysły białym światłem.
Źrenice Neda rozszerzyły się z podziwu.
— Czy mogę przyjrzeć się temu z bliska? — spytał.
Ostrożnie wziął w palce srebrną lilijkę i zajrzał w kielichy kwiatów. — Cudowna robota! A co najdziwniejsze, te dzwonki pachną, ich zapach przypomina mi… przypomina… coś, o czym zapomniałem.
— Tak. Ilekroć dzwonki zagrają, w chwilę potem wydobywa się z nich zapach. Nie bójsię, Nęci, możesz tego drobiazgu śmiało dotykać. Przeznaczony jest do zabawy dla dziecka: niełatwo go uszkodzić i nie zrobi też szkody maleństwu.
Włożył zabawkę z powrotem do sakiewki i schował do kieszeni.
— Jutro zaniosę ten prezent do Podlesia Mniejszego — oznajmił. — Mam nadzieję, że Nań, Tom i Nell wybaczą mi spóźnienie. Zresztą Tom jeszcze nie umie liczyć dni… ani tygodni, miesięcy czy lat.
— Racja, tatusiu. Chętnie bym poszedł z tobą, ale nieprędko będę mógł się tam wybrać. Dzisiaj, nawet gdybym nie czekał na ciebie, w żaden sposób nie mogłem towarzyszyć matce. Mam pełne ręce roboty, a wciąż napływają nowe zamówienia.
— Nie, nie, Kowalczyku, pozwól sobie na małe święto! Wprawdzie jestem już dziadkiem, ale sił mi jeszcze nie brakuje. Poradzimy sobie z robotą. Odtąd będą w kuźni dwie pary rąk do pracy i to przez sześć dni w tygodniu. Nie wybiorę się już więcej w podróż. Ned, mam na myśli moje dalekie wędrówki, rozumiesz, synu?
— A więc wszystko się zmieniło, tatusiu? Od pierwszej chwili zadaję sobie pytanie, gdzie się podziała twoja Gwiazda. To wielka strata. — Uścisnął rękę ojca. — Martwię się ze względu na ciebie, ale rodzina pewnie na tej zmianie skorzysta. Czy wiesz, Mistrzu, że chciałbym wiele się nauczyć od ciebie? I to nie tylko obróbki żelaza!
Zjedli razem kolację i długo potem siedzieli jeszcze przy stole, bo Kowal opowiadał synowi o swojej ostatniej podróży do Krainy Czarów i o wielu sprawach, które go zaprzątały. Ale o wyborze następnego nosiciela Gwiazdy nie wspomniał ani słowem.
Wreszcie syn patrząc w twarz ojca rzekł:
— Czy pamiętasz, ojcze, dzień, gdy wróciłeś z kwiatem we włosach? Spojrzałem wówczas na twój cień i powiedziałem, że wyglądasz jak olbrzym. Cień mówił prawdę. A więc tańczyłeś z Królową we własnej osobie! I mimo to wyrzekłeś się Gwiazdy. Mam nadzieję, że dostanie się komuś, kto jest jej wart. Ten ktoś powinien ci być wdzięczny.
— Chłopczyk nic o tym nie będzie wiedział — odparł Kowal. — Tak to już jest z darami tego rodzaju. No, stało się, oddałem Gwiazdę następcy, a sam wracam do młota i kowadła.