— Panie! — wycharczał z trudem. — Nie rób mi nic złego! Jestem biednym starym człowiekiem!
Twarz króla złagodniała.
— Niestety! Mówisz prawdę. Nie bój się, bądź spokojny. Wypada jednak, żeby Król Krainy Czarów coś dla ciebie uczynił, zanim odejdzie, spełnię więc twoje życzenie. Żegnaj! I zaśnij teraz.
Owinął się znów płaszczem i odszedł w kierunku świetlicy, lecz nim zniknął z pola widzenia, stary kucharz zamknął wytrzeszczone ze zdumienia oczy i zachrapał.
Kiedy się zbudził, słońce już zachodziło. Przetarł oczy i lekki dreszcz przebiegł mu po skórze, bo jesienny wieczór był chłodny.
— Uf! Co za sen — westchnął. — Zaszkodziła mi widać ta wieprzowina, którą jadłem na obiad.
Od tego dnia stary Kołek ze strachu przed koszmarami sennymi przestał się objadać i poprzestawał na skromnych i prostych potrawach. Wkrótce dzięki temu schudł tak, że nie tylko odzież, ale też skóra zwisała na nim marszcząc się i fałdując. Dzieci przezwały go „kościanym dziadkiem”. Po jakimś czasie zauważył, że może znów poruszać się swobodnie i chodzić po całej wsi bez innej pomocy, niż laska w ręku. Przeżył o wiele lat dłużej, niż gdyby pozostał grubasem. Podobno dociągnął do setki i był to jedyny w jego historii sukces godny ludzkiej pamięci. Do ostatka opowiadał każdemu, kto zechciał go słuchać, o swoim sennym przywidzeniu.
— Okropny sen, można by powiedzieć, ale jeśli się zastanowić, po prostu głupi. Król Krainy Czarów! A nie miał nawet różdżki w ręku! Każdy by schudł, gdyby przestał dużo jeść. Zdarzenie było zupełnie zwyczajne, całkiem logiczne. Nie ma w tym żadnych czarów.
Nadszedł termin Festynu Dwudziestu Czterech. Kowal uczestniczył w nim zabawiając gości śpiewem, a jego żona pomagała opiekować się dziećmi. Kowal przyglądał im się, gdy śpiewały i tańczyły; stwierdził, że są piękniejsze i weselsze niż dzieci z jego pokolenia i przemknęła mu przez głowę myśl, że warto by się dowiedzieć, czym się zajmował Alf w wolnych od kucharzenia chwilach. Wszystkie dzieci wydawały się godne Gwiazdy. Najdłużej jednak zatrzymał Kowal wzrok na małym Timie; był to chłopczyk dość pulchny, do tańca niezbyt zgrabny, za to głos jego brzmiał bardzo ładnie. Przy stole Tim siedział cichutko i uważnie przyglądał się ostrzeniu noża i krajaniu Wielkiego Tortu. W pewnej chwili odezwał się niespodziewanie:
— Panie Kuchmistrzu kochany, proszę dla mnie ukroić tylko mały plasterek, bo okropnie dużo rzeczy zjadłem i nic więcej już mi się nie zmieści.
— Dobrze, Tim — powiedział Alf. — Ukroję dla ciebie specjalną porcyjkę. Mam nadzieję, że ją przełkniesz gładko.
Kowal patrzał na Tima, gdy ten jadł tort powoli, lecz z widoczną przyjemnością; chłopczyk zdawał się trochę zawiedziony, bo nie znalazł w torcie pieniążka ani żadnej innej niespodzianki. Potem oczy mu rozbłysły, poweselał, zaczął się śmiać i śpiewać z cicha sam do siebie. Wreszcie wstał i zatańczył z niezwykłym wdziękiem, którego jeszcze przed kilku minutami wcale w jego ruchach nie było. Dzieci śmiały się i oklaskiwały tancerza.
Wszystko w porządku — pomyślał Kowal. — Jesteś więc moim dziedzicem, Timie. Ciekawe, w jakie dziwne miejsce zaprowadzi cię Gwiazda. Biedny stary Kołek! Pewno nigdy się nie dowie, jaki skandal wydarzył się w jego własnej rodzinie!
Kołek rzeczywiście nigdy się nie dowiedział. Jednakże podczas festynu stało się coś, co go ogromnie ucieszyło. Przed zakończeniem zabawy Kuchmistrz pożegnał się z dziećmi i z dorosłymi, którzy się tam zebrali.
— Chcę was dzisiaj pożegnać — oznajmił–bo jutro albo pojutrze opuszczę waszą wieś. Mój uczeń Grajek umie już dość, żeby przejąć funkcje kucharskie. Zna doskonale rzemiosło i pochodzi, jak wam wiadomo, z waszej wsi. Co do mnie, wracam w swoje strony. Myślę, że nie odczujecie zbytnio mojej nieobecności.
Dzieci żegnały go wesoło i dziękowały mile za przepyszny tort. Tylko mały Tim ujął go za rękę mówiąc z cicha:
— Bardzo żałuję…
Rzeczywiście kilka rodzin we wsi przez pewien czas żałowało, że Alfa nie ma już wśród nich. Garstka jego przyjaciół, a w szczególności Kowal i Grajek, zasmuceni rozstaniem postanowili uczcić pamięć Alfa, konserwując złocenia i malowidła w świetlicy. Ale większość mieszkańców wsi była zadowolona. Alf pełnił funkcje Kuchmistrza bardzo długo, więc chętnie przyjęto zmianę. A stary Kołek, stukając laską o podłogę, oświadczył bez ogródek:
— Wyniósł się nareszcie! Bardzo mnie to cieszy. Nigdy go nie lubiłem. Był chytry. Można powiedzieć, zanadto zmyślny.