Jak wiadomo, kaszaloty nie mają w przyrodzie przeciwników, z wyjątkiem orek, które czasem atakują samice z młodymi. Jesteśmy; jednak prawie pewni, że na tym terenie od lat nie notowano stada orek, zaś wśród ofiar były; co najmniej trzy dorosłe samce. Według nas istnieje tylko jedno wyjaśnienie.
Dno morskie leży tu na głębokości niecałych czterech tysięcy stóp, co oznacza, że kaszalot może zejść do dna i zostaje mu jeszcze kilka minut na polowanie, zanim będzie musiał wypłynąć na powierzchnię. Od czasu, kiedy ustalono, że kaszaloty żywią się prawie wyłącznie głowonogami, uczeni zastanawiali się, czy możliwe jest, aby dziesięciornica zwyciężyła w pojedynku z kaszalotem. Na ogół uważa się, że jest to niemożliwe, gdyż wieloryb jest znacznie większy i silniejszy.
Musimy jednak pamiętać, że do dzisiaj nikt nie wie na pewno, do jakich rozmiarów dorastają największe dziesięciornice; Wydział Biologii poinformował mnie, że znajdowano ramiona Bathyteutis Maximus długości osiemdziesięciu stóp. Poza tym na tej głębokości wystarczy, aby dziesięciornica przytrzymała wieloryba przez kilka minut. W ten sposób zrodziła się przed kilku laty hipoteza, że we wskazanej okolicy żyje przynajmniej jeden olbrzymi głowonóg. Nazwaliśmy go Percy.
Aż do ostatniego tygodnia Percy był tylko hipotezą. Ale jak wiecie, w zeszłym tygodniu znaleziono martwego wieloryba numer S 87693, z charakterystycznymi ranami od dzioba i przyssawek głowonoga. Chciałbym, żebyście obejrzeli sobie te fotografie.
Tu główny księgowy wyjął z teczki i rozdał kilka lśniących, dużych fotografii. Każda z nich pokazywała fragment ciała wieloryba poszarpanego i poznaczonego idealnie okrągłymi śladami. Jednocześnie sfotografowano linijkę, aby dać pojęcie o rozmiarach ran.
— Są tu ślady przyssawek o średnicy dochodzącej do sześciu cali. Teraz możemy już chyba uznać, że Percy nie jest niczyim wymysłem. Powstaje pytanie, co z nim począć. Ponosimy przez niego straty przekraczające dwadzieścia tysięcy dolarów w skali rocznej. Chętnie wysłuchamy wszystkich propozycji w tej sprawie.
Zapanowało milczenie, w czasie którego zgromadzeni przyglądali się fotografiom. Po chwili odezwał się dyrektor:
— Zaprosiłem tutaj Waltera Franklina, aby wysłuchać jego opinii. Co ty na to, Walterze? Czy potrafisz dać radę Parcy’emu?
— Tak, pod warunkiem, że uda mi się go odnaleźć, ale dno w tamtym miejscu jest bardzo nierówne i poszukiwania mogą być bardzo długie. Oczywiście nie można do tego celu użyć normalnej łodzi podwodnej, gdyż nie istniałby żaden margines bezpieczeństwa na tej głębokości, zwłaszcza jeśli uwzględnić uściski Percy’ego. Nawiasem mówiąc, jak pan ocenia jego rozmiary?
Główny Księgowy, zwykle tak skory do szastania liczbami, tym razem zawahał się przez chwilą.,
— To nie jest moja ocena — powiedział — ale biologowie twierdzą, że on może mieć sto pięćdziesiąt stóp długości.
Rozległo się kilka cichych gwizdnięć, ale dyrektor pozostał niewzruszony. Już dawno temu przekonał się, ile racji jest w starym powiedzonku, że są w morzu ryby większe od tych, które się łowi. Wiedział również, że w środowisku, w którym siła ciążenia nie ogranicza rozmiarów zwierząt, mogą one rosnąć prawie w nieskończoność, aż do śmierci. Zaś ze wszystkich mieszkańców morza najmniej musiał obawiać się ataku właśnie olbrzymi głowonóg. Nawet jego jedyny wróg, kaszalot, nie mógł mu nic zrobić, jeśli pozostawał na głębokościach poniżej czterech tysięcy stóp.
— Istnieje wiele sposobów na uśmiercenie Percy’ego, jeśli uda nam się odnaleźć jego kryjówkę — odezwał się biolog. — Można użyć materiałów wybuchowych, prądu elektrycznego, trucizny. Myślę jednak, że nie powinniśmy go zabijać, dopóki nie ma absolutnej konieczności. Percy musi być jednym z największych zwierząt żyjących na naszej planecie i zabicie go byłoby zbrodnią.
— Wolnego, Roberts! — zaprotestował dyrektor. — Pozwolę sobie przypomnieć, że zadaniem naszej sekcji jest wyłącznie produkcja żywności, nie zaś badania czy troska o zdrowie jakichkolwiek zwierząt poza wielorybami. Ponadto sądzę, że jest pewną przesadą mówienie o zbrodni, kiedy chodzi o przerośniętego mięczaka.
Doktor Roberts nie uląkł się wymówki w głosie dyrektora.
— Zgadzam się całkowicie — powiedział — że produkcja jest naszym głównym zadaniem i że stale musimy pamiętać o czynnikach ekonomicznych. Jednocześnie jednak współpracujemy ściśle z Departamentem Nauki i tutaj mamy do czynienia z przypadkiem, kiedy ta współpraca może przynieść obustronne korzyści. Niewykluczone nawet, że na dłuższą metę sprawa okaże się opłacalna.
— Mów dalej — powiedział dyrektor z lekkim błyskiem w oku. Zastanawiał się, co za genialny plan uknuli biologowie wspólnie ze swoimi kolegami z Wydziału Badań.
— Nigdy dotychczas nie schwytano olbrzymiego głowonoga po prostu dlatego, że nie mieliśmy odpowiednich do tego środków. Byłoby to kosztowne przedsięwzięcie, ale ponieważ mamy i tak polować na Percy’ego, więc dodatkowe koszty nie powinny być duże i proponuję, aby schwytać go żywcem.
Nikt nie zapytał, jak to zrobić. Jeśli doktor Roberts proponuje coś takiego, to znaczy, że ma już gotowy plan działania. Dyrektorzy jak zwykle pominęli milczeniem drobne szczegóły techniczne, związane z wyciągnięciem wielotonowej walczącej dziesięciornicy z głębokości mili, i przeszli od razu do spraw najważniejszych.
— Kto za to zapłaci? I co zrobicie z Percym, kiedy go schwytacie?
— Departament Nauki zapewni dodatkowy sprzęt, jeśli my damy łodzie podwodne i inspektorów. Będzie nam także potrzebny dok pływający, który pożyczyliśmy niedawno z Wydziału Remontowego; skoro mieści dwa wieloryby, to i Percy powinian się tam zmieścić. Dodatkowe koszty obejmą aparaturę do natleniania wody, siatkę pod napięciem, żeby nam więzień nie wyłaził, itp. W sumie oznacza to wykorzystanie przez pewien czas doku jako laboratorium.
— A co potem?
— Potem go sprzedamy.
— Nie słyszałem, żeby było ostatnio wielkie zapotrzebowanie na dziesięciornice tych rozmiarów.
Doktor Roberts ujawnił swoją atutową kartę niczym aktor, wygłaszający swoją popisową kwestię.
— Jeśli dostarczymy Percy’ego żywego i w dobrym stanie, Marineland na Florydzie zapłaci nam za niego pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Taka była pierwsza, nieoficjalna, oferta profesora Miltona, kiedy z nim dziś na ten temat rozmawiałem. Jestem pewien, że moglibyśmy zażądać większej sumy; zastanawiałem się nawet, czy nie zawrzeć umowy na udział w zyskach. Przecież taka gigantyczna dziesięciornica byłaby największą atrakcją Marinelandu.
— Mieliśmy dosyć kłopotu z waszymi badaniami naukowymi — burczał dyrektor — a teraz wygląda na to, że będziemy zajmować się organizacją widowisk rozrywkowych. Miiao to, jeśli chodzi o mnie, nie stawiam sprzeciwu. Jeżeli księgowość przekona mnie, że przedsięwzięcie nie jest zbyt kosztowne i jeśli nie pojawią się jakieś niespodziewane przeszkody, to będziemy próbować. Oczywiście pod warunkiem, że Franklin i jego koledzy uznają, że to jest do zrobienia, gdyż wykonanie zadania spadnie na ich barki.
— Jeżeli doktor Roberts ma jakiś realny plan, to chętnie go z nim omówię. Projekt wygląda niezwykle interesująco.
Franklin był bardzo ostrożny w takich sprawach, gdyż przekonał się na własnej skórze, że nadmierny entuzjazm prowadzi do rozczarowań. Jeżeli „Operacja Percy” dojdzie do skutku, będzie to najbardziej pasjonujące zadanie, z jakim zetknął się podczas swojej pięcioletniej pracy. Było to jednak zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe; na pewno zdarzy się coś takiego, że rzecz nie dojdzie do skutku.