Na razie powinien skupić całą uwagę na teorii maniakalnego zabójcy.
Jeśli Valerie została zabita przez Rogera Quincy’ego, to dlaczego Pavel wpadł w popłoch, kiedy Myron wspomniał o Alexandrze Crossie? Może trener mówił prawdę, gdy twierdził, że nie chce zawieść pokładanego w nim zaufania? Gdy dobrze się nad tym zastanowić, czy nie wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne, że Pavel postanowił milczeć, ponieważ to leżało w jego interesie? Senator Cross był bardzo wpływowym człowiekiem. Rozpowszechnianie plotek o jego zamordowanym synu raczej trudno byłoby nazwać rozsądnym postępowaniem. Tak więc może zachowanie trenera nie świadczyło o nieczystym sumieniu. A może jednak kryło się w tym coś ważnego? Lub, przeciwnie, nieistotnego?
Właśnie takie rozważania czyniły Myrona błyskotliwym detektywem.
Zaparkował na podjeździe. Samochód jego matki stał w garażu. Ojca nigdzie nie było widać. Myron otworzył drzwi swoim kluczem.
– Myronie?
Boże, co za imię. Można by sądzić, że powinien już się do niego przyzwyczaić, ale od czasu do czasu znów uświadamiał sobie grozę sytuacji. Nazwano go Myronem. To była decyzja podjęta w ostatniej chwili, wyjaśnili mu rodzice. Mama wpadła na ten pomysł w szpitalu. Dodać imię Myron do nazwiska Bolitar? Czy to w porządku? Czy to etyczne?
Jako chłopak Myron usiłował zmieniać sobie imię na Mike, Mickey, a nawet Sweet J, od swojego ulubionego dresu. W porządku, może to i dobrze, że Sweet J się nie przyjęło. Mimo wszystko…
Przestroga dla rodziców, wybierających imiona dzieciom: uważajcie, co robicie.
– Myronie? – zawołała matka. – Czy to ty?
– Tak mamo.
– Jestem w bawialni.
Miała na sobie kostium do aerobiku i oglądała kasetę z ćwiczeniami. Stała na jednej nodze, w pozycji żurawia z Karate Kida. W telewizorze znajomy głos gruchał:
– Teraz płynny wykrok w lewo…
Ćwiczenia tai-chi Davida Carradine’a. Cudownie.
– Cześć, mamo.
– Spóźniłeś się.
– Nie wiedziałem, że obowiązuje mnie godzina policyjna.
– Obiecałeś, że będziesz w domu przed siódmą. Jest po dziewiątej.
– O co ci chodzi?
– Martwiłam się. Widziałam w wiadomościach tę dziewczynę, którą zastrzelili na stadionie. Skąd miałam wiedzieć, że nie zabili i ciebie?
Myron powstrzymał westchnienie.
– Czy w wiadomościach podano, że zostałem zabity? Czy mówiono coś o niezidentyfikowanych zwłokach? Czy też wyraźnie powiedziano, że zastrzelono tylko jedną dziewczynę, niejaką Valerie Simpson?
– Mogli kłamać.
– Słucham?
– Wciąż to robią. Policja okłamuje reporterów, żeby najpierw zawiadomić rodzinę.
– Czy nie byłaś w domu przez cały dzień?
– A co, policja ma numer mojego telefonu?
– Przecież mogliby… – Zamilkł. Czego właściwie chciał dowieść? – Kiedy następnym razem w promieniu pięciu kilometrów ode mnie zostanie popełnione jakieś morderstwo, z pewnością zadzwonię do domu.
– Dobrze.
Wyłączyła magnetowid. Potem umieściła w kącie poduszkę i stanęła na niej na głowie.
– Mamo?
– Co?
– Co ty robisz?
– A na co ci to wygląda? Stoję na głowie. To dobre ćwiczenie. Poprawia krążenie. Poprawia wygląd. Czy wiesz, kto codziennie stawał na głowie?
Myron potrząsnął głową.
– Dawid Ben Gurion.
– I wszyscy wiedzą, jaki był z niego przystojniak – zauważył Myron.
– Spryciarz.
Mama była chodzącym paradoksem. Przez ostatnie dwadzieścia lat prowadziła praktykę adwokacką. Była Amerykanką w pierwszym pokoleniu. Jej rodzice przybyli z Mińska czy podobnego miejsca, gdzie zdaniem Myrona wiedli życie niewiele różniące się od tego, jakie przedstawiono w Skrzypku na dachu. W latach sześćdziesiątych wyznawała radykalne poglądy, paliła staniki i eksperymentowała z różnymi środkami psychotropowymi (w wyniku czego dała dziecku na imię Myron). Nie gotowała. Nigdy. Nie miała pojęcia, gdzie jest schowany odkurzacz. Nie wiedziała, jak wygląda żelazko, a nawet, czy takowe posiada, czy też nie. Natomiast jej wyczyny na sali sądowej przeszły do legendy. Koronnych świadków zjadała na śniadanie. Była błyskotliwa, przerażająco bystra i bardzo nowoczesna.
Zapominała o tym wszystkim, kiedy chodziło o jej syna. Kompletnie jej odbijało. Upodobniała się do swojej matki i babci. A nawet gorzej. Murphy Brown zmieniała się w babcię Tzietl.
– Ojciec poszedł przynieść trochę chińskiego jedzenia. Zamówiłam tyle, że wystarczy i dla ciebie.
– Dziękuję, nie jestem głodny.
– Pieczone żeberka, Myronie. Kurczak w sosie sezamowym. – I po znaczącej pauzie dodała: – Krewetki á la homar.
– Naprawdę nie jestem głodny.
– Krewetki á la homar – powtórzyła.
– Mamo…
– Z „Fong’s Dragon House”.
– Nie, dziękuję.
– Dlaczego? Przecież uwielbiasz krewetki á la homar od Fonga. Przepadasz za nimi.
– No, może zjem odrobinę.
Tak było łatwiej.
Matka wciąż stała na głowie. Zaczęła pogwizdywać. Bez wysiłku.
– A co u Jessiki? – zapytała, wyraźnie siląc się na obojętność.
– Odczep się, mamo.
– Czy ja się czepiam? Zadałam ci tylko proste pytanie.
– A ja udzieliłem prostej odpowiedzi. Odczep się.
– Świetnie. Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy coś pójdzie nie tak.
Jakby kiedykolwiek to robił.
– Dlaczego jej tak długo nie ma? Co ona tam robi?
– Dzięki, że się odczepiłaś.
– Martwię się – powiedziała matka. – Mam nadzieję, że ona nic nie kombinuje.
– Odczep się.
– Tylko to umiesz mówić? Odczep się? Co z tobą, zmieniłeś się w papugę? A tak w ogóle, to gdzie ona się podziewa?
Myron otworzył usta, z trudem je zamknął i zbiegł do przyziemia. Do swojego królestwa. Miał prawie trzydzieści dwa lata i wciąż mieszkał z rodzicami. Chociaż w ciągu kilku ostatnich miesięcy rzadko tutaj bywał. Większość nocy spędzał w mieście, w apartamencie Jessiki. Nawet zastanawiali się, czy nie zamieszkać razem, ale postanowili niczego nie przyśpieszać. Łatwo powiedzieć. Serce nie chciało słuchać głosu rozsądku. Przynajmniej w przypadku Myrona. A matka jak zwykle trafiła w czułe miejsce. Jessica przebywała w Europie, a on nie wiedział gdzie. Od dwóch tygodni nie miał od niej wiadomości. Tęsknił za nią i zaczynał się zastanawiać…
Ktoś zadzwonił do drzwi.
– To twój ojciec – zawołała matka. – Pewnie znowu zapomniał klucza. Przysięgam, że ma już początki sklerozy.
Po kilku sekundach usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Na schodach pojawiły się nogi matki, a potem reszta jej ciała. Skinęła na Myrona.
– O co chodzi?
– Przyszła do ciebie jakaś młoda dama – powiedziała i dodała szeptem: – Jest czarna.
– O rety! – Myron przycisnął dłoń do piersi. – Mam nadzieję, że sąsiedzi nie wezwali policji.
– Nie to miałam na myśli, spryciarzu, i dobrze o tym wiesz. Teraz mamy tu w sąsiedztwie czarne rodziny. Na przykład Wilsonów. Cudowni ludzie. Mieszkają przy Coventry Drive. W dawnym domu Dechtmana.
– Wiem, mamo.
– Po prostu chciałam ci ją opisać. Tak jakbym mówiła, że ma blond włosy. Albo miły uśmiech. Lub zajęczą wargę.
– Uhm.
– Albo jest kulawa. Czy wysoka. Niska. Gruba. Albo…
– Chyba zaczynam się domyślać, o co ci chodzi, mamo. Czy spytałaś, jak się nazywa?
Matka potrząsnęła głową.
– Nie chciałam być wścibska.
No właśnie.
Myron wszedł po schodach na górę. To była Wanda, przyjaciółka Duane’a. Z jakiegoś powodu Myron wcale się nie zdziwił. Z nerwowym uśmiechem uniosła rękę na powitanie.