– Przepraszam. Zapomniałam o różnicy czasów.
Usiadł na łóżku.
– Gdzie jesteś?
– W Grecji – odparła. – Tęsknię za tobą.
– Po prostu jesteś napalona.
– No, troszeczkę.
– Kapitan nocny marek chętnie ci pomoże.
– Mój nieustraszony bohater. Ty pewnie nie jesteś ani trochę napalony.
– Kapitan żyje cnotliwie.
– To część jego wizerunku?
– Właśnie.
– Bez ciebie wcale się tu dobrze nie bawię.
Podniosła go na duchu.
– No to wracaj do domu.
– Zamierzam.
– Kiedy?
– Wkrótce.
Jessica Culver, mistrzyni USA w dziedzinie precyzyjnych sformułowań.
– Opowiedz mi, co u ciebie – zażądała.
– Słyszałaś o strzelaninie na stadionie?
– Jasne. W hotelu jest CNN.
Myron opowiedział jej o Valerie Simpson. Kiedy skończył, zauważyła:
– Wcale nie musiałeś wykręcać kciuka temu tumanowi.
– Jednak dzięki temu poczułem się prawdziwym macho – rzekł Myron.
– Jestem pewna, że to cię podkręciło.
– Jakbyś przy tym była.
– Jakbym. A zatem zamierzasz złapać mordercę?
– Zamierzam spróbować.
– Ze względu na Valerie? Czy dla Wandy i Duane’a?
– Chyba dla nich wszystkich. Jednak głównie z powodu Valerie. Szkoda, że jej nie poznałaś, Jess. Starała się być ponura i nieprzyjemna. Taka młoda dziewczyna nie powinna sprawiać takiego wrażenia.
– Masz jakiś plan?
– Oczywiście. Najpierw zamierzam odwiedzić matkę Valerie. Zrobię to jutro rano. Ona mieszka w Filadelfii.
– A potem?
– No cóż, jeszcze nie ustaliłem wszystkich szczegółów mojego planu. Jednak pracuję nad tym.
– Proszę, bądź ostrożny.
– Kapitan nocny marek zawsze jest ostrożny.
– Nie o niego się martwię, tylko o jego alter ego.
– A któż to taki?
– Mój kochany Misiaczek.
Myron uśmiechnął się do słuchawki.
– Hej, Jess, czy wiedziałaś, że Joan Collins wystąpiła w Batmanie?
– Oczywiście – powiedziała Jessica. – Grała Syrenę.
– Ach tak? A kogo grał Liberace?
8
Myron przez resztę nocy śnił o Jessice, choć jak zwykle rano pamiętał tylko nieskładne strzępy tych snów. Jessica znów stała się częścią jego życia, lecz dla niego wciąż było to czymś nowym. Zbyt nowym. Starał się opanować, działać rozważnie. Obawiał się, że Jessica znów podepcze jego uczucia, przytrzaśnie jego serce w drzwiach miłości.
Drzwiach miłości. Chryste. Zaczynał sypać cytatami z kiepskich piosenek country.
Skierował się na południe, w kierunku słynnej New Jersey Turnpike. Szaroniebieski cadillac z kanarkowym dachem jechał cztery samochody za nim. Ten odcinek drogi szybkiego ruchu bardziej niż cokolwiek innego był pożywką dla licznych dowcipów o New Jersey. Myron minął lotnisko Newark. Niezbyt ładne, ale które lotnisko jest inne? Potem przejechał obok głównej atrakcji albo gwoździa programu, jeśli tak wolicie nazwać tę – znajdującą się między dwunastym a trzynastym zjazdem – ogromną elektrownię, która przypomina rekwizyt z koszmarnego świata przyszłości ukazanego na początku filmu Teminator. Gęsty dym sączył się z każdego jej otworu. Nawet w jasnym słońcu wyglądała ponuro, metalicznie, groźnie i złowieszczo.
W radiu kapela rockowa o nazwie The Motels monotonnie śpiewała refren: „Zabierz mił z miłości, a zostaną ości”. Głębokie. Trochę wydumane, ale głębokie. Motels. Co się z nimi stało?
Myron wyjął telefon komórkowy i wybrał numer. Odpowiedział znajomy głos.
– Mówi szeryf Courter.
– Cześć, Jake, tu Myron.
– Przykro mi. Pomylił pan numer. Żegnam.
– A to dobre – powiedział Myron. – Chyba te wieczorowe kursy dla komediantów w końcu coś ci dały.
– Czego chcesz, Myronie?
– Nie można po prostu zadzwonić do przyjaciela, żeby zamienić kilka słów?
– A zatem to towarzyska rozmowa? – spytał Jake.
– Owszem.
– Czuję się zaszczycony.
– Poczekaj. To nie wszystko. Za parę godzin wpadnę na to twoje zadupie.
– Chyba dostanę zawału.
– Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem lunch. Ja stawiam.
– Uhm. Przyjedziesz z Winem?
– Nie.
– No to w porządku. Na widok tego faceta przechodzą mnie ciarki.
– Nawet go nie znasz.
– I niech tak zostanie. No, czego ode mnie chcesz, Myronie? Może to cię zaskoczy, ale muszę zarabiać na życie.
– Wciąż masz przyjaciół w filadelfijskiej policji?
– Jasne.
– Czy któryś mógłby ci przesłać faksem akta sprawy o zabójstwo?
– Niedawne?
– No, niezupełnie.
– Sprzed ilu lat?
– Sześciu – odparł Myron.
– Żartujesz, prawda?
– Będzie gorzej. Ofiarą był Alexander Cross.
– Chłopak senatora?
– Właśnie.
– Po ci to, do cholery?
– Powiem ci, kiedy tam dojadę.
– Ten ktoś będzie chciał usłyszeć jakieś wyjaśnienie.
– Wymyśl coś.
Jake żuł coś – sądząc po odgłosach, mogła to być kora drzewa.
– Taak, w porządku. O której tu będziesz?
– Mniej więcej około pierwszej. Zadzwonię do ciebie.
– Będziesz mi winien przysługę, Myronie. Dużą.
– Czy nie wspomniałem, że stawiam lunch?
Jake rozłączył się.
Myron skierował się w stronę zjazdu numer sześć. Opłata wyniosła prawie cztery dolary. Miał ochotę zapłacić również za cadillaca, ale cztery dolary to trochę za dużo na taki żart. Wręczył kasjerowi pieniądze.
– Chciałem tylko przejechać tą autostradą – powiedział. – Nie chciałem jej kupować.
Nie otrzymał nawet współczującego uśmiechu. Narzekanie na opłaty za autostrady. Jedna z oznak zbliżającej się starości. Pewnie niedługo zacznie wymyślać ekspedientom za słabo grzejącą klimatyzację.
Podróż do najbogatszego przedmieścia Filadelfii zajęła mu dwie godziny. Gladwynne to szacowne rodziny i duże pieniądze. Plymouth Rock również. Pochodzenie było tu równie ważne jak możliwości kredytowe. Dom, w którym wychowała się Valerie Simpson, wyglądał jak nieco podupadła rezydencja Wielkiego Gatsby’ego. Trawnik był kiepsko skoszony. Krzewy słabo przycięte. Ze ścian tu i ówdzie obłaziła farba. Pnący się po nich bluszcz był odrobinę zbyt gęsty.
Mimo to posiadłość była ogromna. Myron zaparkował na tak rozległym podjeździe, że niemal zaczął się rozglądać za busem podwożącym do frontowych drzwi. Kiedy się do nich zbliżał, z budynku wyszli detektywi Dimonte i Krinsky. Zaskoczony Dimonte nie wyglądał na uszczęśliwionego tym spotkaniem. Oparł ręce na biodrach. Nadęty, niecierpliwy.
– Co ty tu, kurwa, robisz? – warknął.
– Czy wiesz, co się stało z The Motels? – zapytał Myron.
– Z kim?
Myron potrząsnął głową.
– Jak szybko ludzie zapominają.
– Do licha, Bolitar, zadałem ci pytanie. Czego tu szukasz?
– Zeszłej nocy zostawiłeś u mnie gacie – odrzekł Myron. – Bokserki. Rozmiar trzydzieści osiem. W czerwone króliczki.
Dimonte poczerwieniał. Większość gliniarzy cierpi na homofobię. Najłatwiej wyprowadzić ich z równowagi aluzjami do homoseksualizmu.
– Lepiej nie wpieprzajcie się w moją sprawę, dupku. Ty i ten twój psychotyczny yuppie.
Krinsky zaśmiał się. Psychotyczny yuppie. Kiedy zacny stary Rolly wymyśli już jakiś żart, ciężko mu się z nim rozstać.
– A poza tym – ciągnął Dimonte – sprawa i tak jest już prawie zamknięta.
– Zatem będę mógł się chwalić, że cię znałem.