Выбрать главу

Na jego widok jej uśmiech lekko przygasł.

– W czym mogę pomóc?

– Pani Yeller?

Powoli skinęła głową, jakby nie była pewna.

– Nazywam się Myron Bolitar. Chciałbym zadać pani kilka pytań.

Uśmiech zgasł zupełnie.

– Na jaki temat?

Jej głos też trochę się zmienił. Teraz nie był już miły i uprzejmy. Raczej zaniepokojony i podejrzliwy.

– Pani syna.

– Nie mam syna.

– Curtisa – dodał Myron.

Zmrużyła oczy.

– Jest pan policjantem?

– Nie.

– Nie mam czasu. Właśnie wychodzę.

– To nie potrwa długo.

Oparła dłonie na biodrach.

– I po co mi to?

– Przepraszam?

– Curtis nie żyje.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Zatem co to da, że o nim porozmawiamy? On pozostanie martwy, prawda?

– Proszę, pani Yeller, zajmę pani tylko chwilkę.

Zastanowiła się sekundę czy dwie, rozejrzała na boki, a potem ze znużeniem wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek. Piaget, zanotował w myślach Myron. Może podróbka, ale bardzo w to wątpił.

Mieszkanie było urządzone ze smakiem. Mnóstwo bieli. Mnóstwo sosnowego drewna. Kute żyrandole. Styl Ikei. Na półkach i na stoliczku do kawy nie dostrzegł żadnych fotografii. Niczego osobistego. Deanna Yeller nie usiadła. I nie zachęciła do tego Myrona.

Posłał jej swój najcieplejszy, budzący zaufanie uśmiech. Jedna trzecia Harry’ego Smitha, dwie trzecie Johna Tesha. Założyła ręce na piersi.

– Z czego się pan śmieje, do licha?

Taak, jeszcze chwilka i będzie jeść mu z ręki.

– Chcę spytać o tamtą noc, kiedy zginął Curtis – powiedział Myron.

– Dlaczego? Co to pana obchodzi?

– Usiłuję coś wyjaśnić.

– Co?

– Co naprawdę stało się tej nocy, kiedy umarł pani syn.

– Jest pan prywatnym detektywem?

– Nie. Niezupełnie.

Milczała chwilę.

– Ma pan dwie minuty – powiedziała w końcu. – To wszystko.

– Policja twierdzi, że pani syn sięgnął po broń.

– Tak mówią.

– A zrobił to?

Wzruszyła ramionami.

– Pewnie tak.

– Czy Curtis miał broń?

Znów wzruszenie ramion.

– Pewnie miał.

– Widziała ją pani tamtej nocy?

– Nie pamiętam.

– A kiedykolwiek przedtem?

– Może. Nie pamiętam.

O rany, to mu naprawdę pomoże.

– Dlaczego pani syn i Errol włamali się do klubu „Old Oaks”?

Skrzywiła się.

– Poważnie?

– Tak.

– A jak pan myśli? Chcieli coś ukraść.

– Curtis często to robił?

– Co?

– Kradł.

Znów wzruszyła ramionami.

– Okradał ludzi, mieszkania, wszystko.

Powiedziała to zupełnie obojętnie. Bez zawstydzenia, zdziwienia, odrazy.

– Curtis miał czystą kartotekę – powiedział Myron.

Kolejne wzruszenie ramion. Wkrótce zaczną ją boleć.

– Chyba wychowałam sprytnego chłopca. Przynajmniej do tamtej nocy. – Demonstracyjnie popatrzyła na zegarek. – Muszę już wyjść.

– Pani Yeller, czy miała pani jakieś wiadomości o Errolu Swadzie?

– Nie.

– Czy wie pani, gdzie się podział po tym, jak pani syn został zastrzelony?

– Nie.

– Jak pani sądzi, co się stało z Errolem?

– Nie żyje. – Znowu obojętnym tonem. – Nie wiem, czego pan szuka, ale to zamknięty rozdział. Historia zakończona dawno temu. Nikogo to już nie obchodzi.

– A panią, pani Yeller? Czy panią to obchodzi?

– Było, minęło.

– Czy była pani przy tym, jak policja zastrzeliła pani syna?

– Nie. Zjawiłam się chwilę później.

Jej głos lekko przycichł.

– I zobaczyła go pani nieżywego?

Skinęła głową. Myron podał jej swoją wizytówkę.

– Gdyby przypomniała pani sobie coś jeszcze…

Nie wzięła od niego wizytówki.

– Niczego sobie nie przypomnę.

– Jednak gdyby…

– Curtis nie żyje. Nic tego nie zmieni. Lepiej po prostu o tym zapomnieć.

– Czy to takie łatwe?

– Minęło sześć lat. Nikt nie tęskni za Curtisem.

– A pani, pani Yeller? Czy pani za nim tęskni?

Otworzyła usta, zamknęła je i znów otworzyła.

– Curtis nie był dobrym dzieckiem. Sprawiał same kłopoty.

– To jeszcze nie oznacza, że należało go zabić – rzekł Myron.

Spojrzała mu w oczy.

– To nieważne. Nie żyje i koniec. Nie da się tego zmienić.

Myron nic nie powiedział.

– Czy pan może to zmienić, panie Bolitar? – spytała wyzywająco.

Deanna Yeller kiwnęła głową, odwróciła się i podniosła torebkę.

– Muszę już wyjść. Lepiej, żeby pan też już sobie poszedł.

14

Henry Hobman był jedynym obecnym w loży zawodników.

– Cześć, Henry – powitał go Myron.

Jeszcze nikt nie grał, ale Henry już był na swoim trenerskim posterunku. Nie odrywając oczu od kortu, wymamrotał:

– Słyszałem, że wczoraj wieczorem spotkałeś się z Pavelem Menansim?

– I co?

– Jesteś niezadowolony z tego, jak trenuję Duane’a?

– Nie.

Henry ledwie dostrzegalnie skinął głową. Koniec rozmowy. Duane i jego przeciwnik, finalista French Open, niejaki Jacques Potiline, wyszli na boisko. Duane wyglądał zupełniej normalnie. Żadnych oznak stresu. Posłał Myronowi i Henry’emu szeroki uśmiech, skłonił głowę. Pogoda była idealna. Słońce świeciło, ale chłodny wietrzyk łagodnie owiewał stadion, przeganiając duchotę.

Myron rozejrzał się wokół. W sąsiedniej loży siedziała piersiasta blondynka. Wbiła się w obcisłą i kusą białą bluzeczkę. Można ją było scharakteryzować jednym celnym słowem wydekoltowana. Bardzo. Mnóstwo mężczyzn gapiło się na nią bezwstydnie. Oczywiście nie Myron. On był na to zanadto światowy. Blondynka nagle obejrzała się i pochwyciła jego spojrzenie. Uśmiechnęła się zachwycająco i pomachała mu. Myron odpowiedział tym samym. Nie zamierzał niczego próbować, ale rany! Win zmaterializował się na sąsiednim krześle.

– Ona uśmiechała się do mnie, wiesz?

– Możesz sobie pomarzyć.

– Kobiety nie mogą mi się oprzeć – ciągnął Win. – Jak tylko mnie zobaczą, muszą mnie mieć. To klątwa, której brzemię dźwigam przez całe życie.

– Proszę – powiedział Myron. – Dopiero co jadłem.

– Zazdrość. Paskudne uczucie.

– No to startuj do niej, ogierze.

Win przyjrzał się blondynce.

– Nie w moim typie.

– Śliczne blondynki nie są w twoim typie?

– Ma za duży biust. Mam na ten temat pewną teorię.

– Jaką?

– Im większe piersi, tym gorsza obłapka.

– Słucham?

– Tylko pomyśl – rzekł Win. – Dobrze wyposażone kobiety (mam na myśli te o wydatnych biustach) zazwyczaj leżą i czekają, przyzwyczajone polegać na swoich… hm… walorach. Wysiłki przeważnie okazują się niewarte zachodu. A co ty o tym myślisz?

Myron pokręcił głową.

– Różne myśli przychodzą mi do głowy – odparł – ale poprzestanę na pierwszej.

– Jakiej?

– Jesteś świntuch.

Win uśmiechnął się i usiadł wygodniej.

– Jak tam wizyta u pani Yeller?

– Ona też coś ukrywa.

– No, no. Atmosfera się zagęszcza.

Myron skinął głową.

– Z mojego doświadczenia wynika – rzekł Win – że tylko jedno może uciszyć matkę zabitego chłopca.

– Co takiego?

– Gotówka. Duża ilość gotówki.