Выбрать главу

– Jimmy nie zechce cię widzieć. Jestem tego pewien. A właściwie to po co ci to?

– Dostrzegam pewne powiązanie między śmiercią Valerie i Alexandra Crossa.

– Jakie powiązanie?

Myron wyjaśnił. Kiedy skończył, Jake powiedział:

– Ja nadal nie widzę związku, ale dam ci znać, jeśli coś będę miał.

Rozłączył się.

Myron miał szczęście: znalazł miejsce do parkowania zaledwie dwie przecznice od hotelu. Pewnym krokiem wszedł do środka i wjechał windą na drugie piętro. Podszedł do drzwi pokoju 322 i zapukał.

– Kto tam? – Głos Deanny Yeller zabrzmiał wesoło, śpiewnie.

– Boy hotelowy – odparł Myron. – Przyniosłem kwiaty.

Otworzyła drzwi z uśmiechem na ustach. Tak jak wtedy, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Gdy nie zobaczyła kwiatów i co więcej, kiedy ujrzała Myrona, uśmiech zgasł na jej wargach. Tak samo jak za pierwszym razem.

– Podoba się pani ten hotel? – spytał Myron.

Nawet nie próbowała ukryć niechęci.

– Czego pan chce?

– Nie wierzę, że przyjechała pani do miasta i nie zadzwoniła do mnie. Mniej dojrzały mężczyzna poczułby się obrażony.

– Nie mam panu nic do powiedzenia.

Usiłowała zamknąć drzwi.

– Proszę zgadnąć, z kim przed chwilą rozmawiałem.

– Nie obchodzi mnie to.

– Z Lucindą Elright.

Drzwi zatrzymały się. Myron prześlizgnął się przez nie, obok lekko osłupiałej Deanny. Ta jednak zaraz otrząsnęła się zaskoczenia.

– Z kim?

– Z Lucindą Elright. Jedną z nauczycielek pani syna.

– Nie pamiętam żadnych jego nauczycielek.

– Och, ale ona pamięta panią. Powiedziała, że była pani cudowną matką dla Curtisa.

– I co z tego?

– Mówiła również, że Curtis był świetnym uczniem, jednym z najlepszych, jakich miała. Powiedziała, że rysowała się przed nim wspaniała przyszłość i że nigdy nie sprawiał kłopotów.

Deanna Yeller podparła się pod boki.

– O co właściwie panu chodzi?

– Pani syn nie był notowany. Miał doskonałe wyniki w szkole i nigdy nie dostał choćby nagany. Był jednym z najlepszych uczniów w klasie, jeśli nie najlepszym. Była pani wspaniałą matką i wychowała wspaniałego syna.

Odwróciła wzrok. Jakby spoglądała przez okno, przez zaciągnięte zasłony. Cicho mruczał telewizor. Gwiazda oper mydlanych reklamowała samochody dostawcze. Gwiazda oper mydlanych, samochody dostawcze – co za geniusz wymyślił coś takiego?

– To nie pańska sprawa – szepnęła.

– Kochała pani syna, pani Yeller?

– Co?

– Czy kochała pani syna?

– Proszę wyjść. Natychmiast.

– Jeśli go pani kochała, proszę pomóc mi wyjaśnić, co się z nim stało.

Przeszyła go gniewnym spojrzeniem.

– Niech mi pan nie wciska kitu. Nic pana nie obchodzi mój chłopiec. Próbuje pan ustalić, kto zabił tę białą dziewczynę.

– Może. Jednak śmierć Valerie Simpson i pani syna są ze sobą powiązane. Właśnie dlatego potrzebuję pani pomocy.

Potrząsnęła głową.

– Pan chyba źle słyszy, co? Powiedziałam już panu. Curtis nie żyje. Nic tego nie zmieni.

– Pani syn nie był typem włamywacza. Nie należał do tych, którzy noszą broń i strzelają do policjantów. Nie mógł zrobić tego chłopiec, którego pani wychowała.

– Nieważne – powiedziała. – On nie żyje. To nie przywróci mu życia.

– Co tamtej nocy robił w klubie tenisowym?

– Nie wiem.

– Skąd nagle wzięła pani tyle pieniędzy?

Bach. Deanna Yeller drgnęła, przestraszona. Stary numer z nagłą zmianą tematu. Zawsze działa.

– Co?

– Pani dom w Cherry Hills – rzekł Myron. – Został kupiony za gotówkę cztery miesiące temu. I ma pani rachunek w oddziale First Bank w Jersey. Przez ostatnie pół roku na pani konto przekazywano spore sumy. Skąd biorą się te pieniądze, Deanno?

To ją rozzłościło. Zaraz jednak uspokoiła się i powiedziała z dziwnym uśmiechem:

– Może je ukradłam, tak jak mój syn. Zamierza pan to zgłosić?

– A może to okup.

– Okup? Za co?

– Niech pani mi to wyjaśni.

– Nie – powiedziała. – Niczego nie muszę wyjaśniać. Niech pan się wynosi.

– Po co przyjechała pani do Nowego Jorku?

– Podziwiać widoki. Proszę wyjść.

– Jednym z nich jest Duane Richwood?

Następny cios. Zastygła.

– Co?

– Duane Richwood. Mężczyzna, który poprzednią noc spędził w pani pokoju.

Wytrzeszczyła oczy.

– Śledził nas pan?

– Nie was. Tylko jego.

Deanna Yeller wyglądała na przerażoną.

– Co z pana za człowiek? – wykrztusiła. – Czy podniecają pana takie rzeczy, obserwowanie ludzi i w ogóle. Sprawdzanie ich kont bankowych? Śledzenie ich i podglądanie? – Otworzyła drzwi. – Nie ma pan wstydu?

Ostatnie stwierdzenie było zbyt bliskie prawdy.

– Próbuję zdemaskować mordercę – bronił się Myron, lecz te słowa zabrzmiały niemrawo w jego własnych uszach. – Może także tego, który zabił pani syna.

– I nie obchodzi pana to, kogo przy okazji pan skrzywdzi?

– To nieprawda.

– Jeśli naprawdę chce pan zrobić coś dobrego, to niech pan zapomni o tym wszystkim.

– Co dokładnie ma pani na myśli?

Potrząsnęła głową.

– Curtis nie żyje. Valerie Simpson także. Errol… – Urwała. – Dość tego.

– Czego dość? Co z Errolem?

Ona jednak tylko kręciła głową.

– Niech pan to zostawi, Myronie. Dla dobra nas wszystkich. Niech pan to zostawi.

35

Jessica poczuła zimną lufę pistoletu, przyciśniętą do jej skroni.

– Czego chcecie? – zapytała.

Aaron dał znak. Stojący za nią mężczyzna wolną ręką zakrył jej usta i mocno przycisnął ją do siebie. Poczuła gorącą kroplę śliny, która spadła jej na kark. Nie mogła oddychać. Próbowała poruszyć głową. Daremnie usiłowała zaczerpnąć tchu. Poczuła lęk.

Aaron wstał z kanapy. Czarny mężczyzna zrobił krok w jej kierunku, wciąż celując do niej z pistoletu.

– Wstępy są zbyteczne – rzekł zimno Aaron. Zdjął białą marynarkę. Nie nosił pod nią koszuli. Zobaczyła gładkie, dokładnie wygolone ciało o muskulaturze zapaśnika. Pomachał rękami. Mięśnie brzucha zafalowały jak tłum na stadionie.

– Jeśli nadal będziesz mogła mówić, kiedy z tobą skończę, powiedz Myronowi, że to moja robota. – Strzelił palcami. – Nienawidzę pracować anonimowo.

– Nie powinienem złamać jej szczęki? – zapytał mężczyzna w siatkowej koszulce. – Żeby nie mogła krzyczeć i w ogóle.

Aaron zastanowił się.

– Nie – odparł. – Od czasu do czasu lubię usłyszeć głośny krzyk.

Wszyscy trzej parsknęli śmiechem.

– Ja będę drugi – rzekł czarny.

– Akurat – sprzeciwił się ten w siatkowej koszulce.

– Zawsze jesteś przede mną – poskarżył się czarnoskóry.

– No dobra, rzucimy monetą.

– A masz jakąś? Ja nigdy nie noszę drobnych.

– Zamknijcie się – powiedział Aaron.

Zapadła cisza.

Jessica szamotała się, ale napastnik w siatkowej koszulce był zbyt silny. Zacisnęła szczęki i zdołała ugryźć go w palec. Wrzasnął i wyzwał ją od suk. Potem szarpnął jej głowę do tył aż trzasnęło jej w krzyżu. Oczy wyszły jej na wierzch.

Aaron miał właśnie rozpiąć spodnie, kiedy to się stało.

Padł strzał. A raczej kilka strzałów. Musiało ich paść więcej, choć w uszach Jessiki zlały się w jeden ogłuszający huk. Dłoń, zaciśnięta na jej ustach zwiotczała i opadła. Przytknięta do jej skroni broń upadła na podłogę. Jessica obróciła się by zauważyć, że stojący za nią mężczyzna nie ma już twarzy a nawet większej części głowy. Był martwy, zanim jeszcze nogi ugięły się pod nim i runął na podłogę.