Выбрать главу

Oczywiście, ten scenariusz miał luki. Na przykład kwestia pieniędzy. Syn Deanny Yeller został zabity przed sześcioma laty, a tymczasem pierwszy duży przekaz na jej konto dopiero pięć miesięcy temu. Dlaczego po tak długim czasie Może chowała te pieniądze pod materacem albo w jakiejś skrytce. Jednak wydawało się to mało prawdopodobne. Z drugiej strony, jeśli otrzymała je dopiero niedawno, to rodziło się pytanie, dlaczego Deanna dostała je właśnie teraz? Dlaczego została zamordowana Valerie? I w jaki sposób był w to zamieszany Pavel?

Dobre pytania. Jeszcze nie miał na nie odpowiedzi, ale były dobre. Może Ned Tunwell powie mu coś użytecznego.

Myron zauważył coś kątem oka. We wstecznym lusterku nagle pojawił się samochód. Duży. Czarny z przyciemnionymi szybami, przez które nie było widać wnętrza. Z nowojorską tablicą rejestracyjną.

Czarny samochód odbił w prawo, znikając ze wstecznego lusterka i pojawiając się w bocznym po stronie pasażera. Myron obserwował wóz. Napis wyryty w szkle ostrzegał, że widoczny w lusterku obiekt może znajdować się bliżej, niż się zdaje. Dzięki za informację. Czarny samochód lekko przyśpieszył. Kiedy dogonił jego forda, Myron zobaczył, że to czarna limuzyna lincoln Continental. Bardzo długi wóz. Boczne szyby również były przyciemnione, tak by nie można było zajrzeć do środka. Jakbyś spoglądał na wielkie okulary przeciwsłoneczne. Myron widział w szybie swoje odbicie. Uśmiechnął się i pomachał ręką. Jego odbicie uśmiechnęło się i pomachało w odpowiedzi. Przystojniak.

Czarna limuzyna zrównała się teraz z fordem. Tylna szyba po stronie kierowcy zaczęła opadać. Myron niemal spodziewał się, że zaraz jakiś staruszek wystawi głowę przez okienko i zapyta o drogę. Wyobraźcie sobie jego zdziwienie, gdy zamiast siwej głowy w okienku pojawiła się lufa.

Padły dwa strzały. Kule trafiły w przednią i tylną oponę forda, od strony pasażera. Samochód gwałtownie zarzucił. Myron kręcił kierownicą, usiłując nie wylecieć z szosy. Nie udało mu się. Gwałtownym skrętem ledwie zdołał ominąć drzewo. Ford zatrzymał się.

Z limuzyny wyskoczyli dwaj mężczyźni i ruszyli w jego kierunku. Obaj nosili granatowe garnitury. Jeden miał na głowie baseballową czapeczkę Yankees. Garnitur i baseballowa czapeczka – ciekawe połączenie. Obaj trzymali pistolety. Wyglądali na czujnych i zdecydowanych. Serce podeszło mu do gardła. Był nieuzbrojony. Nie lubił nosić broni nie z powodu jakichś moralnych zastrzeżeń, ale po prostu dlatego, że broń jest ciężka i niewygodna do noszenia. Win ostrzegał go, ale kto by go słuchał. Myron okazał brak rozwagi. Wkurzył paru ważniaków, więc powinien być lepiej przygotowany. Przynajmniej trzymać broń w schowku na rękawiczki.

Trochę za późno na rachunek sumienia. A może już nie będzie miał okazji, żeby go zrobić.

Tamci dwaj zbliżali się. Nie wiedząc, co począć, Myron schylił się i chwycił telefon.

– Wypieprzaj z samochodu – warknął jeden z napastników.

– Jeszcze krok, a odstrzelę wam łby! – odkrzyknął Myron, mistrz blefu.

Zapadła cisza. Myron pośpiesznie wybrał numer i nacisnął guzik. W tym samym momencie usłyszał dźwięk przypominający trzask łamanej gałęzi i szum w słuchawce. Goryl w czapeczce Yankees odłamał antenę. Niedobrze. Myron nadal chował się za fotelem. Otworzył schowek na rękawiczki i sięgnął do środka. Nie znalazł niczego poza mapami i dowodem rejestracyjnym. Pośpiesznie rozejrzał się wokół, szukając czegoś, co mogłoby posłużyć za broń. Jedyne co znalazł, to samochodowa zapalniczka. Nie wiedzieć czemu wątpił, aby okazała się skutecznym orężem przeciwko dwóm uzbrojonym mafios. Mapy, dowód rejestracyjny, zapalniczka. Jeśli Myron nie zmieni się niespodziewanie w MacGyvera, będzie miał poważny problem.

Usłyszał oddalające się kroki. Gorączkowo szukał jakiegoś wytłumaczenia tego faktu. Nic nie przychodziło mu do głowy. Potem znów usłyszał trzask otwieranych drzwi limuzyny. I stłumione przekleństwo. Zabrzmiało jak coś w rodzaju „kurwa mać”. Później głośne westchnienie.

– Bolitar, nie przyjechałem tu bawić się w chowanego.

Na dźwięk tego głosu zimny dreszcz przebiegł Myronowi po plecach. Zaparło mu dech. Nowojorski akcent. Ściśle mówiąc, Bensonhurst. Frank Ache. Naprawdę niedobrze.

– Do cholery, wysiadaj z tego wozu, dupku. Nie zamierzam cię zabić.

– Twoi ludzie właśnie przestrzelili mi opony! – odkrzyknął Myron.

– Zgadza się, a gdybym chciał cię załatwić, odstrzeliliby ci twój pieprzony łeb!

Myron zastanowił się nad tym.

– Coś w tym jest – przyznał.

– Pewnie, a co powiesz na to? Mam w bagażniku dwa kałasznikowy. Gdybym chciał cię skasować, kazałbym Billy’emu i Tony’emu, żeby przerobili tę twoją gównianą brykę na durszlak.

– W tym też coś jest – zgodził się Myron.

– No to wypieprzaj z wozu – polecił Frank. – Nie będę tkwił tutaj cały dzień. Dupku.

Myron nie miał innego wyjścia. Otworzył drzwiczki i wysiadł. Frank Ache zniknął we wnętrzu limuzyny. Billy i Tony robili groźne miny.

– Wsiadaj! – zawołał Frank.

Myron podszedł do samochodu. Billy i Tony zastąpili mu drogę.

– Oddaj mi broń – powiedział ten w czapeczce Yankees.

– Jesteś Billy czy Tony?

– Broń. Już.

Myron spojrzał na czapeczkę baseballową.

– Chwileczkę, już rozumiem. Przeszczep, no nie?

– Co?

– Nosisz czapkę baseballową do garnituru. Zakrywasz implanty włosów.

Tamci dwaj popatrzyli po sobie. Trafiłem w dziesiątkę, pomyślał Myron.

– Już, dupku – powiedział ten w czapce. – Dawaj broń. Dupku.

Najwyraźniej mieli dość ubogie słownictwo.

– Nie powiedziałeś: proszę.

Frank krzyknął z samochodu:

– Jezu Chryste, Billy, przecież on nie ma broni. Robił sobie z was jaja.

Billy zrobił jeszcze groźniejszą minę. Myron uśmiechnął się, rozłożył ręce i wzruszył ramionami. Tony otworzył drzwi. Myron usiadł na tylnej kanapie. Tony i Billy zajęli miejsca na przednich fotelach. Frank nacisnął guzik i szyba podjechała w górę, oddzielając ich od obu goryli. W limuzynie był barek, telewizor i magnetowid. Tapicerka miała szkarłatny, a właściwie krwistoczerwony kolor – co ze względu na zwyczaje Franka zapewne zmniejszało koszty czyszczenia.

– Ładna bryczka, Frank – zauważył Myron.

Frank był ubrany tak jak zwykle: w zamszowe wdzianko, o parę numerów za małe. To było zielone z żółtymi wstawkami. Zamek błyskawiczny rozpięty do połowy, zgodnie z modą obowiązującą na dyskotekach w latach siedemdziesiątych. Ogromne brzuszysko wzdęte, jakby miał urodzić ośmioraczki. Łysy łeb. Przez kilka sekund gapił się na Myrona, po czym powiedział:

– Lubisz dobierać mi się do dupy, Bolitar?

Myron zamrugał oczami.

– Rany, Frank, cóż to za pociągająca perspektywa.

– Jesteś zupełnie popieprzony, wiesz? Dlaczego zawsze usiłujesz mnie wkurzyć? Co?

– Hej, to nie ja wysłałem goryli, żeby zgwałcili twoją przyjaciółkę – powiedział Myron.

Frank wycelował palec w jego pierś.

– A czego się spodziewałeś? Może sam się o to nie prosiłeś?

Myron nie odpowiedział. Wspominanie temu facetowi o Jessice było głupotą. Chociaż wydawało się to niewykonalne, nie powinien traktować tego osobiście. Powinien podejść do tego na zimno i nie myśleć o Franku jako o tym, który próbował wyrządzić krzywdę jego ukochanej. Inne podejście byłoby bezproduktywne. W najgorszym razie samobójcze.