– No to w czym rzecz?
Win pomaszerował w kąt pokoju. Tam czekał na niego tuzin piłek golfowych. Zaczął przymierzać się do uderzenia.
– Naprawdę zamierzasz się tym zająć? Mówię o morderstwie Valerie.
– Taa.
– Może nie powinieneś się do tego mieszać.
– Być może – przytaknął Myron.
– Ponieważ możesz odkryć jakieś nieprzyjemne fakty. Coś, czego wolałbyś nie wiedzieć.
– To bardzo prawdopodobne.
Win skinął głową i sprawdził, czy dywan gładko leży.
– Nie byłby to pierwszy raz.
– Owszem. Nie pierwszy. Wchodzisz w to?
– Nic nam to nie da – mruknął Win.
– Możliwe – przyznał Myron.
– Żadnych finansowych korzyści.
– Żadnych.
– Prawdę mówiąc, twoje krucjaty nigdy nie przynoszą zysków.
Myron czekał. Win przymierzył się do następnej piłki.
– Nie rób takiej miny. Wchodzę w to.
– To dobrze. A teraz powiedz mi, co o tym wiesz.
– Właściwie nic. Tak po prostu pomyślałem…
– Słucham.
– Oczywiście wiesz, że Valerie przeszła załamanie nerwowe.
– Tak.
– To było sześć lat temu. Miała dopiero osiemnaście lat. Według oficjalnej wersji nie wytrzymała napięcia.
– Oficjalnej wersji?
– Może tak było naprawdę. Rzeczywiście, znajdowała się pod straszliwą presją. Wzbiła się na szczyt jak meteor – lecz nie tak wysoko, jak od niej oczekiwano. Jej późniejszy upadek, przynajmniej dopóki nie przeszła załamania nerwowego, był powolny i bolesny. Nie tak jak w twoim przypadku. Twój upadek, jeśli pozwolisz mi użyć tego słowa, nastąpił o wiele szybciej. Jak ostrze gilotyny. W jednej chwili byłeś czołowym zawodnikiem drużyny Celtics. W następnej byłeś skończony. Definitywnie. Jednak w przeciwieństwie do Valerie, doznałeś kontuzji i nikt nie mógł cię obwiniać. Przeciwnie. Żałowano cię. Byłeś postacią budzącą współczucie. W przypadku Valerie uważano, że sama jest sobie winna. Była przegrana, ośmieszona, a przecież była jeszcze dzieckiem. Świat uważał, że karierę Myrona Bolitara zakończył złośliwy kaprys losu. Natomiast Valerie Simpson sama się do tego przyczyniła. Zdaniem opinii publicznej nie wykazała należytego hartu ducha. Jej upadek był równie dotkliwy, ale powolny i męczący.
– A co to ma wspólnego z morderstwem?
– Może nic. Jednak zawsze uważałem, że okoliczności związane z załamaniem nerwowym Valerie były trochę niepokojące.
– Dlaczego?
– Grała gorzej, to prawda. Jej trener, ten sławny jegomość, który grał z wszystkimi znakomitościami…
– Pavel Menansi.
– Niech będzie. Wciąż wierzył, że Valerie może wrócić i znów wygrywać. Wciąż to powtarzał.
– W ten sposób wywierając na nią jeszcze większą presję.
Win zastanowił się.
– Możliwe – rzekł powoli. – Jest jednak jeszcze coś. Pamiętasz morderstwo Alexandra Crossa?
– Syna senatora?
– Z Pensylwanii – dorzucił Win.
– Został zabity przez włamywaczy w swoim klubie. Pięć lub sześć lat temu.
– Przed sześcioma laty. W klubie tenisowym.
– Znałeś go?
– Oczywiście – odparł Win. – Horne’owie znają każdego liczącego się w Pensylwanii polityka od czasów Williama Penna. Byliśmy równolatkami. Chodziliśmy razem do Exeter.
– A co to ma wspólnego z Valerie Simpson?
– Alexander i Valerie byli… można by rzec, że coś ich łączyło.
– Coś poważnego?
– Dosyć. Mieli ogłosić zaręczyny, kiedy Alexander został zamordowany. Nawiasem mówiąc, właśnie tamtego wieczoru.
Myron pośpiesznie policzył w myślach. Sześć lat temu. Valerie miała osiemnaście lat.
– Niech zgadnę. Załamanie nerwowe Valerie nastąpiło zaraz po jego śmierci.
– Właśnie.
– Czegoś jednak nie rozumiem. Morderstwo Crossa przez wiele tygodni nie schodziło z pierwszych stron gazet. Jak to się stało, że nigdy nie wymieniono jej nazwiska?
– Właśnie dlatego – odparł Win, uderzając w następną piłkę – uważam te okoliczności za niepokojące.
Zamilkli.
– Powinniśmy porozmawiać z rodziną Valerie – powiedział Myron. – Może z senatorem też.
– Owszem.
– To twój świat. Jesteś jednym z nich. Z tobą chętniej będą rozmawiali.
Win pokręcił głową.
– W żadnym razie. Jako „jeden z nich”, jak to ujmujesz, jestem na z góry przegranej pozycji. Przy mnie będą mieć się na baczności. Natomiast rozmawiając z tobą, nie będą tak dbać o pozory. Uznają cię za kogoś, kto się nie liczy, kogoś gorszego i niżej stojącego od nich. Za zero.
– O rany, to mi pochlebia.
Win uśmiechnął się.
– Taki już jest ten świat, przyjacielu. Wiele rzeczy się zmienia, lecz ci ludzie wciąż uważają się za jedynych prawdziwych Amerykanów. Ty i tacy jak ty są tylko służbą, przysłaną z Rosji, Europy Wschodniej czy też innego getta lub gułagu.
– Mam nadzieję, że nie zranią moich uczuć – zauważył Myron.
– Umówię cię na spotkanie z matką Valerie.
– Myślisz, że zechce się ze mną spotkać?
– Jeśli o to poproszę, owszem.
– Świetnie.
– Istotnie. – Win przymierzył się do uderzenia. – A co twoim zdaniem powinniśmy zrobić, zanim z nią porozmawiasz?
Myron spojrzał na zegarek.
– Mniej więcej za godzinę na korcie zagra jeden z protegowanych Pavela Menansiego. Pomyślałem, że mógłbym złożyć mu wizytę.
– A pour moi?
– Valerie przez ostatni tydzień mieszkała w hotelu Plaza – powiedział Myron. – Chciałbym, żebyś rozejrzał się tam i dowiedział, czy ktoś zapamiętał coś niezwykłego. Sprawdź jej rozmowy telefoniczne.
– Na przykład, czy naprawdę dzwoniła do Duane’a Richwooda?
– Właśnie.
– A jeśli tak?
– Wtedy tym również będziemy musieli się zająć – odparł Myron.
5
Nowy obiekt, na którym odbywają się międzynarodowe mistrzostwa USA w tenisie, umieszczono pomiędzy największymi atrakcjami dzielnicy Queens: stadionem Shea (gdzie grają New York Mets), Flushing Meadows Park (gdzie w latach 1964-1965 odbywała się wystawa światowa) oraz lotniskiem La Guardia (gdzie samoloty z reguły mają planowe spóźnienia).
Zawodnicy narzekali na przelatujące nad kortami samoloty, których ryk upodabniał stadion do kosmodromu podczas startu rakiety Apollo. Były burmistrz David Dinkins, znany ze swojej wrażliwości na tego rodzaju wołającą o pomstę do nieba krzywdę, natychmiast podjął odpowiednie działania. Wykorzystując swoje wpływy polityczne, dawny burmistrz Nowego Jorku – który w wyniku fascynującego i przedziwnego zbiegu okoliczności był również zagorzałym miłośnikiem tenisa – doprowadził do zamknięcia pasów startowych La Guardii na czas trwania turnieju. Tenisowi milionerzy byli mu bardzo wdzięczni. Wyrażając swój głęboki szacunek i podziw, burmistrz David Dinkins odwzajemnił ich wdzięczność, pokazując się na trybunach codziennie podczas trwającego dwa tygodnie turnieju, chyba że – w wyniku kolejnego przedziwnego zbiegu okoliczności – był to akurat rok kolejnych wyborów.
Wieczorne mecze odbywały się na dwóch kortach: Stadium Court i przylegającym do niego Grandstand Court. Myron uważał, że rozgrywki w dzień są o wiele bardziej interesujące. Odbywało się jednocześnie piętnaście lub szesnaście meczów. Można było kręcić się wokół kortów, natrafić na piękny pięciosetowy pojedynek na którymś z bocznych boisk, odkryć wschodzącą gwiazdę, oglądać w blasku słońca pojedynki w grze pojedynczej, w deblu i par mieszanych. Tymczasem wieczorem siedziało się prawie cały czas w jednym miejscu i oglądało mecz przy sztucznym świetle. Podczas pierwszych paru dni turnieju Open zwykle był to mecz, w którym któryś z czołowych zawodników roznosił w pył pretendenta.