Выбрать главу

— Poemat…

— A propos Piotr — profesor Yaic podniósł się ciężko — muszę was przeprosić i usiąść przed ekranem. Piotrowi pewnie nudzi się samemu. Zresztą i tak nie powinniśmy go tracić z oczu.

— Niemówmuotorcie — przestrzegał O’Claha. — Gotów wszystko rzucić i przyleciećtunapiechotę!

Szef stacji K-1 odpowiedział poważnym skinieniem głowy, po czym wyszedł do sąsiedniej kabiny, pozostawiając otwarte drzwi. Radek obserwował, jak siada w wygodnym fotelu przed ekranem, z którego chwilę później wyjrzała uśmiechnięta twarz ojca Anik. Obraz na ekranie był tak wyrazisty, iż mogło się wydawać, że Piotr Jardin naprawdę uczynił to, czego obawiał się profesor O’Claha — przyszedł na świąteczną kolacje.

— Co będziemy robić? — Oleg Zadra rozejrzał się pytająco po obecnych.

— Miały być trzy dni świąt — przypomniał z melancholią doktor Olcha. — Tańce, hulanki, swawola.

— O tańcach nie ma mowy — ucięła zdecydowanie Patt. — Kiedy pomyślę o tamtej kosmicznej muzyce… brrr… — wzdrygnęła się.

— Może zagramy w szachy? — zaproponował po namyśle sławny podróżnik.

— A czy są tutaj prawdziwe szachy? — wyraził wątpliwość Nik.

— Oczywiście!

— Niechbędzie! — zgodził się O’Claha. Patt Hardy wstała. Wzięła zarezerwowaną dla Anik porcję tortu i skierowała się ku drzwiom.

— Przygotujcie wszystko, a ja pójdę z misją dobrej woli — oświadczyła. — Nie możemy przecież zostawić dziewczyny samej przez cały wieczór. Spróbuję ją namówić, żeby też zagrała.

Stół z resztkami uczty powędrował pod ścianę. Od podłogi do sufitu kabinę wypełniło delikatne, różnobarwne rusztowanie. Załoga stacji miała p r a w d z i-w e szachy.

Specjalny zestaw projektorków rzucał krzyżujące się w przestrzeni pojedyncze promienie światła. Białe linie tworzyły trójwymiarową szachownicę. Pionki i figury powstały ze zgrabnie ukształtowanych plam, jakby z kolorowego szkła. Ich ruchy dyktowali gracze komputerowi, który przekazywał polecenia projektorom. No” a jeśli chodzi o oznaczenie pól, na które chciało się przesunąć figurę… Cóż, szachiści ery kosmicznej od dziecka są przecież za pan brat z przestrzenią. Wystarczy im uruchomić wyobraźnię, aby widzieć trójwymiarową szachownicę dokładnie tak samo, jak dawniej ludzie widzieli przed sobą dwubarwne kwadratowe pólka.

Wróciła Patt, prowadząc ze sobą nieco zmieszaną Anik.

— Ktozkimgra? — zawołał szybko profesor O’Claha, nie chcąc dopuścić, aby ktoś wyrwał się z jakimiś przeprosinami lub, co gorzej, z wyjaśnieniami. Niczego by one nie wyjaśniły, mogłyby najwyżej rozpętać nową burzę „warkoczową”.

Oleg Zadra grał z Anik, Radkowi, któremu sekundował Baś, przyszło się zmierzyć z Nikiem, a Patt przypadł jako przeciwnik Sean O’Claha. Doktor Olcha oświadczył, że musi pójść pomóc profesorowi, i przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Może rzeczywiście chciał się przekonać, co słychać u Piotra Jardin, a mo~ że po prostu postanowił nie psuć zabawy. Prawdziwe szachy mają bowiem to do siebie, że najwygodniej gra się w sześć osób.

O’Claha po skomplikowanej rozgrywce pokonał Patt, co skwitował wygłoszeniem triumfalnej mowy, jak zwykle niezbyt zrozumiałej. Radek, ku swojemu wielkiemu zmartwieniu, uległ Nikowi, który okazał się nadspodziewanie dobrym graczem, natomiast Anik wygrała ze słynnym Olegiem Zadrą.

— Brawo! — zawołał rycersko ten ostatni. — Już dawno nikt mnie tak gładko nie pokonał!

— Udało mi się — odrzekła z miną niewiniątka Anik.

Skromność nie przeszkodziła jej jednak okryć się radosnym rumieńcem, z którym wyglądała tak ślicznie, że Radek musiał natychmiast sprawdzić, czy na suficie nie dzieje się coś, co wymagałoby jego interwencji.

— Gramy jeszcze? — spytał Nik.

— Nienienie — wycofał się profesor O’Claha. — Wygrałemichcępójśćspać z wieńcem laurowym nagłowie.

— Wieńcem? — powtórzył bezwiednie Radek, ciągle szukając czegoś nad sobą.

— Może kolacja była zbyt obfita? — Anik uniosła brwi, przez co jej wielkie, niebieściutkie oczy zrobiły się jeszcze odrobinę większe. — Ojciec zawsze mówi, że słodycze fatalnie wpływają na funkcjonowanie umysłu.

— Mnie nie zaszkodziły — podkreślił sucho Nik.

Dziewczyna skłoniła się z wdziękiem.

— Tobie widać nic nie jest w stanie zaszkodzić — stwierdziła z bałwochwalczym podziwem, odrobinkę tylko zbyt przymilnym tonem.

Następnie potrząsnęła głową, tak aby jej kaszta nowe warkocze zawinęły szerokiego młyńca, ukazując się światu w całej swej okazałości.

Patt roześmiała się serdecznie, natomiast Radek popadł niespodziewanie w zadumę nad niezgłębioną zagadką kobiecych charakterów.

Nik pominął dyplomatycznym milczeniem uznanie, z jakim spotkała się jego odporność na torty. Wstał, podszedł do drzwi, za którymi widniały plecy profesora Yaica i Michała Olchy, po czym odwrócił się do ojca.

— Czy mogę tam wejść? Chciałbym przyjrzeć się pracy pana Jardin.

Oleg Zadra spojrzał pytającą na O,Clahę, a kiedy ten skinął potakującą głową, powiedział:

— Możesz. Tylko nic nie mów, bo oni mają teraz łączność głosową, jeśli więc nagle odezwie się ktoś nowy, Piotr gotów pomyśleć, że to jakaś purchawka wtrąca swoje trzy grosze.

— Chodźmytamwszyscy! — przerwał profesor O’Claha.

Chwilę później cała siódemka stała za fotelami, w których tkwili uczeni dotrzymujący towarzystwa ojcu Anik.

— Zobaczcie teraz, co dzieje się na zewnątrz — dobiegł ich lekko stłumiony przez odległość głos.

Obraz na ekranie zmienił się. Miejsce wnętrza podstacji zajęła lodowa pustynia pod czarnym niebem. To niebo było nieco rozjaśnione tuż nad horyzontem, jakby wkrótce miało tam wzejść jakieś na wpół wy-gasłe, ciemnoniebieskie słońce. Bliżej widniał powiększony fragment krajobrazu komety, z placykiem otoczonym zmarzniętymi wydmami i pryzmą tajemniczych kamieni pośrodku.

— Spokojnie tu, prawda? — mówił niewidoczny teraz Piotr Jardin. — Kiedy przełączam odbiornik, słyszę cały czas kosmiczną orkiestrę i widzę te tańczące rysuneczki. Nic się nie dzieje. Może tylko ta muzyka brzmi troszeczkę głośniej.

— Robisięcorazcieplej — wtrącił O’Claha, nie bacząc na niedawne ostrzeżenie Zadry.

Jednak samotny mieszkaniec posterunku obserwacyjnego od razu poznał głos uczonego.

— Witam, profesorze! — zaśmiał się. — Wbrew twoim obawom to wszystko zaczyna mi się nawet podobać. Kto wie, czy nie przerzucę się na sprawy sztuki. Zostanę pierwszym w dziejach krytykiem muzycznym i plastycznym kosmicznych twórców. Będą się mieli z pyszna!

— Czy… czy przyniesiono próbki tych lodowych kamieni do laboratorium? — wyszeptał Nik wprost do ucha profesora O,Clahy. — Czy na stacji jest w tej chwili chociaż kilka takich aktywnych bryłek?

— A to kto? — zaniepokoił się ojciec Anik. Urządzenia łączności na K-1 były bardzo czułe;

— Nic, nic — uspokoił go Oleg Zadra. — To tylko taki jeden kolekcjoner marzy o zdobyciu kosmicznej purchawki. No cóż, marzenia jeszcze nikomu nie zaszkodziły.

Nikowi odpowiedział profesor Yaic.

— Nie ma tutaj ani jednej aktywnej bryłki — rzekł, nie odwracając głowy od pulpitu. — Przedtem, kiedy nic o nich nie wiedzieliśmy, przeprowadziliśmy tylko pobieżne badania na miejscu, a teraz…

— Przeniesienie ich do ciepłego laboratorium mogłoby się okazać niebezpieczne — uzupełnił doktor Olcha.

— A czy ojcu nic się nie stanie? — zapytała przestraszona Anik.

— Przecież on nie rusza purchawek — powiedział