— Bo nie. W dniu, kiedy powiem: „To jest dla mnie wystarczająco dobre”, zacznę umierać, Poilarze. Chce wiedzieć, kim jestem. Potem będę chciał wiedzieć, kim mogę się stać. A potem będę chciał się zmienić. Pragnę sięgać coraz wyżej.
Pomyślałem o moim gwiezdnym śnie i o tym, że mogłem wtedy dosięgnąć Nieba. I stwierdziłem, że rozumiem, o co chodzi Traibenowi. Czyż nie paliłem się, żeby wejść na górę, stanąć przed świętymi istotami, które mieszkają na jej wierzchołku, poddać się ich woli i stać się kimś więcej niż jestem?
Potrząsnąłem jednak głową. Traiben posunął się za daleko.
— Nie. Myślę, że to nonsens mówić o śmiertelnikach zamieniających się w bogów. Zresztą wcale nie chcę być jednym z nich.
— Wolisz być śmiertelnikiem?
— Tak. Jestem śmiertelnikiem, ponieważ bogowie chcieli, żebym nim był.
— Powinieneś więcej rozmyślać o tych sprawach — stwierdził Traiben. — Twój umysł błądzi. Jeśli nie będziesz uważał, pogubisz się.
Potrząsnąłem głową.
— Czasami sądzę, że jesteś szalony, Traibenie.
— Czasami chciałbym, żebyś ty był bardziej szalony — odparł.
Odpadali kolejni kandydaci. Zostało nas stu, dziewięćdziesięciu, osiemdziesięciu, siedemdziesięciu. Był to dziwny okres dla tych, którzy wytrwali. Marzyliśmy o Pielgrzymce. Słabi się wykruszyli, a niezręczni lub nieostrożni zginęli podczas szkolenia i już dawno o nich zapomnieliśmy. Reszta miała szansę dotrwać do końca. Powstała między nami silna braterska więź. Jednak wciąż jeszcze było nas za dużo. Obserwowaliśmy więc ukochanych przyjaciół z bezwstydną uwagą, myśląc w duchu: „Może bogowie rzucą jutro na ciebie urok, może uleci z ciebie dusza, może spadniesz z urwiska i złamiesz obie nogi, może opuści cię odwaga. Niech się stanie cokolwiek, bo stoisz na mojej drodze.” I uśmiechaliśmy się, wiedząc, że inni myślą tak samo. Siedemdziesiąt okazało się liczbą krytyczną. Nadszedł czas Ostatniej Selekcji. Miała to być Cicha Selekcja, podczas której /ostanie wybrana Czterdziestka. I znowu staliśmy na polu, zaledwie garstka z czterech tysięcy, które się tu zjawiły przed trzema laty, a Mistrzowie znowu chodzili między nami. Osobliwość tej ostatniej Selekcji polegała na tym, że nie było klepania po ramieniu. Trzydziestu zostało wyeliminowanych, ale i o tym nie powiedziano. Dlatego nazywano to Cichą Selekcją. Mieliśmy pozostawać w nieświadomości przez następne sześć miesięcy, przechodząc dalej wszystkie próby i trudy szkolenia.
— Dlaczego odbywa się to w taki sposób? — zapytałem Traibena.
— Ponieważ zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś z Czterdziestki umrze w ciągu ostatnich miesięcy szkolenia i wtedy zastąpi go ktoś z Trzydziestki. Ale nikt nie będzie wiedział, że jest zastępcą. Wszyscy, którzy pójdą na wierzchołek muszą myśleć, że są jednymi z wybranych.
— Więc ty i ja możemy znaleźć się wśród Trzydziestki?
— Jesteśmy w Czterdziestce — stwierdził Traiben spokojnie. — Naszym zadaniem jest dotrwanie do Zamknięcia Drzwi.
I rzeczywiście miał rację. Nadszedł dziesiąty slita, dokładnie pół roku do rozpoczęcia nowej Pielgrzymki. O świcie tego dnia Mistrzowie obudzili niektórych, w tym Traibena i mnie, i zabrali do Chaty Pielgrzymów. W ten sposób dowiedzieliśmy się, że nas wybrano. Wbrew oczekiwaniom nie odczułem ekstatycznej radości, a jedynie łagodną satysfakcję. Pracowałem zbyt długo i ciężko, żeby być teraz zdolnym do silnej reakcji emocjonalnej. Skończył się jeden etap mojego życia, zaczynał się następny, i to wszystko. Gdy wielkie łozinowe drzwi zamkną się za nami, nie wyjdziemy na światło słoneczne ani nie zobaczymy nikogo do dnia dziesiątego elgamoira, kiedy to wyruszymy w podróż.
Nie zaskoczyło mnie, że wybrano Kiłariona Budowniczego.
Był największy z nas i najsilniejszy. Może niezbyt rozgarnięty, ale kogoś takiego dobrze mieć przy sobie w trudnych momentach. Wybór Jaifa Śpiewaka również mnie ucieszył, gdyż był z natury spokojny, solidny i godny zaufania. Dlaczego jednak Mistrzowie dali nam chytrego, przebiegłego Katha z Domu Adwokatów? Kath miał łatwość wysławiania się, ale jaki mógł być pożytek z jego zręcznego języka na zboczach Ściany? Albo z kogoś takiego impulsywnego i narwanego jak Stapp z Sędziów? A Naxa Skrybę? Dlaczego go wybrano? Był bystry, prawie tak bystry jak Traiben, ale pedantyczny i nieznośny. Nikt go nie lubił. Na miejscu Mistrzów nie wybrałbym również kilku innych — Thuimana z Hutników, Dorna z Domu Klownów, Narrila Rzeźnika — porządnych, lecz niczym się nie wyróżniających. A Muurmut z Winiarzy, wysoki, uparty mężczyzna o czerwonych policzkach, twardy i mający zawsze własne zdanie, ale często zawzięty i nierozważny? Czy przyda się w takiej grupie jak nasza? Wciąż tkwiły mi w pamięci słowa Traibena sprzed lat. My, Pielgrzymi, niekoniecznie jesteśmy najlepszymi mieszkańcami wioski. Niektórych posyła się w Ścianę, żeby się ich pozbyć. Zdawałem sobie sprawę, że sam mogę być jednym z nich.
W czasie pobytu w Chacie Pielgrzymów dwudziestu mężczyzn i dwadzieścia kobiet mieszkało w osobnych izbach. Trudno było obyć się tyle czasu bez robienia Zmian. Od ukończenia czternastego roku życia nie zdarzyło mi się więcej niż kilka dni abstynencji, a tutaj byłem skazany na pół roku. Jednak lata szkolenia tak mnie zahartowały, że poradziłem sobie nawet z tym.
Początkowo nie miałem pojęcia, kim są nasze towarzyszki z sąsiedniej izby. Jednak Kath odkrył wysoko na ścianie ciemnej spiżarni na tyłach chaty otwór, więc kiedy trzech wysokich mężczyzn stanęło jeden na drugim — Jaif na ramionach Kiliariana, a Kath na ramionach Jaifa — mogliśmy kontaktować się z kobietami. W ten sposób dowiedziałem się, że wśród Czterdziestki jest moja krzepka przyjaciółka Galii i delikatna Thissa Czarownica, a także dziwna i kapryśna Hendy, która mnie fascynowała. W dzieciństwie porwano ją do sąsiedniej wioski Tipkeyn i wróciła dopiero, kiedy miała czternaście lat. Wśród wybranych znalazła się też słodka Tenilda z Muzyków, Stum z Cieślów, Min Skryba, moje przyjaciółki, a także Gryncindil Tkacz i Marsiel Ogrodnik, których nie znałem wcale.
Czekaliśmy, aż nadejdzie nasz czas. Czuliśmy się jak w więzieniu. Robiliśmy rzeczy, o których wolałbym nie mówić, gdyż mogą o nich wiedzieć tylko Pielgrzymi. Większość czasu jednak pozostawaliśmy bezczynni. W Chacie Pielgrzymów głównie się czeka. Mieliśmy tylko drabinki do ćwiczeń. Podczas długich nudnych godzin zgadywaliśmy dla rozrywki, co dostaniemy do jedzenia, które wsuwano nam przez szpary w drzwiach dwa razy dziennie, ale zawsze było to samo: kleik, fasola i pieczone mięso. Nigdy nie dawano nam wina ani liści tytoniu do żucia.
Śpiewaliśmy. Spacerowaliśmy jak lwy po klatce.
— To ostatni test — wyjaśnił Traiben. — Jeśli ktoś załamie się w okresie zamknięcia, zastąpi go ktoś z Trzydziestki. To ostatnia szansa, by się przekonać, co jesteśmy warci.
— Ale ta nowa osoba wiedziałaby, że stanowi zastępstwo — sprzeciwiłem się. — Byłaby Pielgrzymem drugiej kategorii.
— Myślę, że to się rzadko zdarza — odparł Traiben.
I rzeczywiście wytrzymaliśmy, a nawet stawaliśmy się coraz silniejsi, w miarę jak mijały ostatnie tygodnie pobytu w Chacie Pielgrzymów. Choć niecierpliwiłem się, żeby zacząć Pielgrzymkę, jednocześnie osiągnąłem spokój, dzięki któremu przetrwałem bez trudu ostatnie dni, i jeśli mnie zapytacie, jak można być niecierpliwym i zarazem spokojnym, nie potrafię udzielić wam odpowiedzi. Mogę tylko stwierdzić, że do takiej rzeczy jest zdolny tylko ktoś z Czterdziestki. Pod koniec straciłem, podobnie jak wszyscy, rachubę czasu. Tylko Naxa zaznaczał upływające dni i w końcu oznajmił: