Выбрать главу

Szybko minęliśmy znane nam dobrze słupy milowe: Ashten, Glay, Hespen, Sennt. Bywaliśmy tu podczas świętych ceremonii na cześć Pierwszego Wspinacza, kiedy Ściana jest powszechnie dostępna. I prawdopodobnie wszyscy od czasu do czasu wykradaliśmy się tutaj na własną rękę, tak jak Galii i ja. Przy każdym słupie milowym należało odmówić krótką modlitwę, gdyż są poświęcone różnym bogom. Zatrzymywaliśmy się jednak tylko na krótką chwilę i ruszaliśmy dalej. Spojrzałem na Galii, a ona uśmiechnęła się do mnie, jakby chciała mi powiedzieć, że również pamięta ten dzień, kiedy szliśmy oboje tą drogą i robiliśmy Zmiany na łożu z mchu przy Hithiat. Myśląc teraz o tym, przypomniałem sobie piersi Galii w moich dłoniach, jej język w moich ustach i zastanawiałem się, czy będzie chciała zabawić się ze mną w Zmiany, kiedy rozbijemy obóz na noc. Minęło już pół roku, odkąd kochałem się po raz ostatni, więc wydawało mi się, że mogę dokonać Zmian ze wszystkimi dwudziestoma kobietami z naszej grupy bez odpoczynku.

Musieliśmy jednak najpierw pokonać spory odcinek.

Okazało się to całkiem łatwe. Dobrze utrzymana droga poniżej Hithiat wznosiła się łagodnie. Jak już wspomniałem, wszyscy znaliśmy ją doskonale. Posuwaliśmy się naprzód raźnym krokiem, żartując i śmiejąc się. Od czasu do czasu przystawaliśmy, żeby spojrzeć na malejącą w oddali wioskę. Może czasem śmiech był głośniejszy niż zasługiwał na to żart, ale byliśmy podnieceni i pełni entuzjazmu, a świeże górskie powietrze dodawało nam animuszu. Pamiętam, jak jedna z kobiet — chyba Gryncindil Tkaczka, a może Stum z Domu Cieślów — zbliżyła się dc mnie i powiedziała wesoło:

— Sądzę, że nas okłamywali. Droga będzie równie łatwa na sam szczyt! Dotrzemy na Wierzchołek jutro po południu, Poilarze! Jak by to było świetnie!

Sam się nad tym zastanawiałem. Czy aż do samego Wierzchołka nie napotkamy żadnych trudności?

— Tak, byłoby świetnie — odparłem.

I roześmialiśmy się, żeby ukryć strach. Wiedziałem, że droga niedługo się skończy i będziemy musieli z mozołem wspinać się na strome, urwiste zbocze Ściany. Myślę, że dziewczyna również zdawała sobie z tego sprawę.

Przy słupie milowym Denbail odebraliśmy plecaki od tragarzy. Zeszliśmy z dywanu, a odrzuceni kandydaci, którym nie wolno było postawić stopy na nagiej kamiennej drodze, podali nam bagaże. Mój niosła Streltsa z Domu Żonglerów, z którą się kiedyś kochałem. Stojąc daleko od brzegu dywanu, nachyliła się, żeby mi podać plecak, a gdy wyciągnąłem po niego rękę, roześmiała się i cofnęła swoją, tak że nie mogłem go dosięgnąć. Zachwiałem się i omal nie upadłem. Próbowałem odzyskać równowagę, ale Streltsa chwyciła mnie, przyciągnęła do siebie i ugryzła w szyję. Pokazała się krew.

— To na szczęście! — krzyknęła.

Miała dzikie spojrzenie. Chyba nadużyła gaitu.

Splunąłem. Zmusiła mnie, żebym postawił stopę na dywanie, co było złym znakiem. Streltsa znowu się zaśmiała i przesłała mi pocałunek. Chwyciłem plecak, a ona sięgnęła do stanika, wyjęła jakiś przedmiot i rzuciła mi. Złapałem go, zanim upadł na ziemię.

Był to mały bożek wyrzeźbiony z białej kości: Sandu Sando Mściciel. Oczy miał zrobione z zielonych kamieni i znajdował się w fazie pełnej Zmiany. Jego penis sterczał jak maczuga. Spojrzałem na Streltsę i wykonałem taki ruch, jakbym chciał go wyrzucić, ale wtedy usłyszałem cichy okrzyk przerażenia. Zobaczyłem, że dziewczyna drży. Pokazała mi gestem, żebym zatrzymał posążek. Skinąłem głową, czując mimo gniewu nagły przypływ strachu. Streltsa odwróciła się i pobiegła ścieżką w dół. I wtedy wrócił gniew. Pobiegłbym za nią i uderzył, gdybym nad sobą nie zapanował.

Thissa Czarownica widziała całą scenę. Dotknęła krwi na mojej szyi.

— Ona cię kocha — szepnęła. — Wie, że już nigdy cię nie zobaczy.

— Zobaczy — odparłem. — A kiedy wrócę, zwiąże ją nagą na placu i zrobię jej Zmiany tym wstrętnym małym bożkiem.

Na delikatnych policzkach Thissy pojawił się rumieniec. Potrząsnęła głową z przerażeniem i zrobiła szybki znak. Wyjęła mi Mściciela drżących rąk i wsunęła do mojego plecaka.

— Uważaj, żeby go nie zgubić — powiedziała. — Będzie nas chronił. W drodze czyha wiele niebezpieczeństw.

I pocałowała mnie, gdyż trząsłem się z wściekłości i strachu.

Nie był to dobry początek podróży.

Tragarze odeszli i została tylko nasza Czterdziestka. Nie pokryta dywanem droga okazała się znacznie bardziej wyboista niż tuż za wioską. Kamienie położono bardzo dawno temu i od tego czasu popękały i przemieściły się pod różnymi kątami. Pamiętałem z mojej wyprawy z Galii, że wkrótce stanie się jeszcze gorsza. Plecaki były potwornie ciężkie. Nieśliśmy w nich jedzenie na wiele ty godni i ekwipunek obozowy, bo wiedzieliśmy, że gdy już zaczniemy wspinaczkę, nie da się ich uzupełnić. Za Denbail droga ostro skręciła, prowadząc na tę stronę Ściany, z której nie widać wioski. Wyraźnie odczuliśmy zerwanie ostatniej więzi z domem. Ale dopiero za Hithiat znaleźliśmy się w zupełnie obcym świecie.

Dotarliśmy tam późnym popołudniem i na mocy milczącej zgody zrobiliśmy postój, żeby zastanowić się nad następnymi posunięciami.

Nadszedł czas, by wybrać przywódcę. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Przykazano nam podczas szkolenia, że mamy go wybrać, jak tylko dotrzemy do Hithiat, ponieważ bez niego będziemy jak wąż o wielu głowach, z których każda będzie miała swoje zdanie.

Był to niemiły moment, podobnie jak podczas Ofiary Krwi, kiedy nikt nie był pewien, jak się zabrać do tego, co należało zrobić. Pamiętałem, jak Muurmut wykorzystał tę chwilę i pasował siebie na mistrza ceremonii. Nie zamierzałem teraz mu na to pozwolić.

— Cóż — odezwałem się. — Pochodzę z Domu Ściany. Czekałem przez całe życie, żeby ruszyć na Pielgrzymkę. Zostańcie ze mną, a ja zaprowadzę was na Wierzchołek.

— Sam wysuwasz swoją kandydaturę, Kuternogo? — zapytał Muurmut, więc od razu wiedziałem, że będą z nim kłopoty.

Skinąłem głową.

— Popieram — odezwał się Traiben.

— Jesteś z jego Domu — stwierdził Muurmut. — Nie możesz go poprzeć.

— Więc ja go popieram — oświadczył Jaif Śpiewak.

— Ja też — włączyła się Galii, która pochodziła z Winiarzy, podobnie jak Muurmut.

Zapadło milczenie.

Po chwili odezwał się Stapp z Sędziów.

— Skoro Poilar może siebie wyznaczyć, ja też mogę. — Rozejrzał się. — Kto mnie poprze? — Ktoś parsknął. — Kto mnie popiera? — powtórzył Stapp, a twarz poczerwieniała mu z gniewu.

— Dlaczego sam siebie nie poprzesz, Stapp? — zapytał Kath.

— Zamknij się.

— Do kogo to mówisz?

— Do ciebie — warknął Stapp.

Kath uniósł rękę, a Stapp zrobił krok do przodu, gotowy do walki. Galii złapała go w pasie i odciągnęła.

— Więź — szepnęła Thissa. — Pamiętajcie o Więzi! — Spojrzała na nas zmartwionym wzrokiem.

— Czy ktoś popiera Stappa? — zapytałem.

Nikt się nie odezwał. Stapp odwrócił się i spojrzał na Ścianę. Czekałem.

— Muurmut — powiedział Thuiman z Hutników.

— Zgłaszasz Muurmuta?

— Tak. Spodziewałem się tego.

— Kto popiera?

Seppil z Cieślów i Talbol Garbarz podnieśli ręce. Tego również się spodziewałem. Wszyscy trzej byli w dobrej komitywie.