Выбрать главу

I wtedy usłyszałem słowa, które zmieniły moje życie. Traiben odezwał się do mnie w dziwny i trochę wojowniczy sposób, lekko uszczypliwym tonem:

— Powiedz mi, Poilarze, czy sądzisz, że mógłbyś zostać wybrany na Pielgrzyma?

Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Jak już wspomniałem, nigdy sobie nie zadawałem trudu, żeby o tym myśleć. Przyjmowałem to za coś oczywistego, z góry wiadomego. W każdym pokoleniu od początku świata wybierano kogoś z mojej rodziny. Nie miałem braci ani sióstr, dlatego tylko ja mogłem wyruszyć, gdy przyjdzie mój czas. Kalectwo nie stanowiło przeszkody. Oczywiście, że zostanę wybrany. Oczywiście.

— W moich żyłach płynie krew Pierwszego Wspinacza. Mój ojciec był Pielgrzymem, podobnie jak jego ojciec. I ja również nim zostanę, kiedy przyjdzie na mnie pora. Myślisz, że nie? — zapytałem gniewnie.

— Oczywiście, że tak — odparł Traiben, wpatrując się we mnie bacznie. Jego ciemne oczy były jak wielkie spodki ze szparkami światła pośrodku. — Pójdziesz jak wielu innych przed tobą i będziesz się wspinał, wspinał i wspinał, cierpiał, cierpiał i cierpiał. I jest bardzo prawdopodobne, że zginiesz gdzieś tam w górze, jak większość, albo wrócisz obłąkany. Wiec co w tym takiego wspaniałego? Jaki to ma sens? Jaką wartość będzie miał twój trud, Poilarze? Skoro pójdziesz tam tylko po to, by umrzeć. Albo wrócisz jako szaleniec.

Tego było za wiele, nawet jak na Traibena. Jego słowa zabrzmiały dla mnie jak bluźnierstwo.

— Jak możesz o to pytać? Pielgrzymka to święte zadanie.

— Istotnie.

— Więc o co ci chodzi, Traibenie?

— Że nie ma nic wspaniałego w Pielgrzymce. To tylko wspinaczka, nic więcej. Dalej, dalej i dalej, wyżej i wyżej. Stawiasz jedną stopę, potem drugą i po chwili jesteś wyżej niż przed chwilą. Każde głupie zwierzę to potrafi. To tylko kwestia wytrzymałości. Rozumiesz mnie, Poilarze?

— Tak. Nie. Nie. Wcale cię nie rozumiem, Traibenie. Na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmieszek.

— Mówię, że wybór na Pielgrzyma to samo w sobie nic wielkiego. To tylko miły zaszczyt. Jednak na dłuższą metę zaszczyty nie są ważne.

— Skoro tak mówisz.

— Nie ma sensu zaciskać zębów i maszerować bez wytchnienia, jeśh się nie rozumie, po co wystawia się na taką ciężką próbę.

— Więc co się liczy? Myślę, że dotarcie na Wierzchołek.

— Między innymi.

— Między innymi? — Zamrugałem oczami. — Przecież o to właśnie chodzi, Traibenie. Po to wyruszamy. Celem Pielgrzymki jest dotarcie na sam Wierzchołek.

— Tak. Dokładnie. Ale kiedy już dotrzesz na Wierzchołek, co wtedy? Co wtedy, Poilarze? To zasadnicze pytanie. Rozumiesz?

Czasami trudno się rozmawiało z Traibenem. Potrafił być taki męczący!

— Cóż — powiedziałem — szuka się bogów, odprawia właściwe rytuały, a potem wyrusza w drogę powrotną.

— W twoich ustach to brzmi bardzo trywialnie. Spojrzałem na niego i nic nie odpowiedziałem.

— Jak sądzisz, Poilarze, jaki jest prawdziwy cel Pielgrzymki? — zapytał spokojnie.

— Cóż … — zawahałem się. — Wszyscy to wiedzą. Idziemy, żeby stanąć przed bogami, którzy żyją na szczycie Kosa Saag. Składamy im hołd i zanosimy prośby o błogosławieństwo. W ten sposób zapewniamy wiosce pomyślność.

— Tak — potwierdził. — I co jeszcze?

— Co jeszcze? A co jeszcze może być? Wspinamy się, składamy hołd, schodzimy. To nie wystarczy?

— A Pierwszy Wspinacz? — przypomniał Traiben. — Twój przodek. Co On osiągnął?

Nie musiałem się zastanawiać. Zapamiętane z katechizmu słowa same popłynęły z moich ust.

— Został uczniem bogów, a oni pokazali Mu, jak używać ognia, jak wykonywać narzędzia potrzebne do polowania i budowania domów, jak uprawiać ziemię, jak wyprawiać skóry zwierząt i robić z nich ubrania oraz wiele innych cennych rzeczy. A potem zszedł z góry i przekazał zdobytą wiedzę ludziom, którzy żyli w barbarzyństwie i ciemnocie.

— Tak. Dlatego czcimy Jego pamięć. I ty, i ja, Poilarze, możemy zrobić to samo, co Ten, Który Wszedł Na Górę. Wspiął się na Ścianę, znalazł bogów, nauczył się od nich pożytecznych rzeczy. To jest prawdziwy powód, dla którego tam idziemy: żeby się uczyć. Uczyć, Poilarze.

— Ale my już wiemy wszystko, co powinniśmy wiedzieć.

— Głupiec! — prychnął. — Głupiec! Naprawdę tak uważasz? Nadal jesteśmy dzikusami, Poilarze! Nadal jesteśmy ignorantami! Żyjemy w tych wioskach jak zwierzęta. Jak zwierzęta.

Polujemy i uprawiamy ziemie i pielęgnujemy ogrody. Jemy, pijemy, śpimy. Jemy, pijemy, śpimy. Czas mija i nic się nie zmienia. Czy tak ma wyglądać życie?

Wytrzeszczyłem oczy. Naprawdę potrafił zamieszać w głowie.

— Coś ci powiem. Ja również zamierzam zostać Pielgrzymem.

Roześmiałem mu się w twarz.

— Ty, Traibenie?

— Ja. Tak. Nic nie może mnie powstrzymać. Dlaczego się śmiejesz, Poilarze? Myślisz, że nigdy nie wybiorą takiego słabeusza? Otóż nie. Wybiorą. Wybiorą ciebie pomimo kalekiej nogi i wybiorą mnie, chociaż nie jestem silny. Dopnę swego. Przysięgam na Tego, Który Wszedł Na Górę. I na Kreshe, i wszystkich świętych Niebios! — Oczy mu zapłonęły, zajaśniały tym jego niesamowitym blaskiem, który czynił go tak tajemniczym, a nawet przerażającym dla wszystkich, którzy się z nim stykali. To była Moc Traibena. Gdyby urodził się w Domu Czarowników, a nie w Domu Ściany, to jestem pewien, że zostałby potężnym santanillą. — Mamy zadanie do wykonania, Poilarze. Musimy tam na górze nauczyć się ważnych rzeczy i wrócić z tą wiedzą do wioski. Po to zapoczątkowano Pielgrzymki, żebyśmy mogli usiąść u stóp bogów i dowiedzieć się od nich wielu rzeczy, tak jak to zrobił Pierwszy Wspinacz. Jednak już od dawna nie przyniesiono z góry niczego pożytecznego. Nie robimy postępów. Żyjemy tak, jak zawsze żyliśmy, a kiedy tkwi się w tym samym miejscu, po jakimś czasie zaczyna się cofać. Pielgrzymki nadal się odbywają, to prawda, ale Pielgrzymi nie wracają albo wracają obłąkani. I nie przynoszą niczego użytecznego, więc stoimy w miejscu. Co za marnotrawstwo, Poilarze! Musimy to zmienić. Musimy się tam udać razem, ty i ja, ramię przy ramieniu, przejść Królestwo za Królestwem, tak jak Pierwszy Wspinacz. Spotkamy bogów, tak jak on. Otrzymamy ich błogosławieństwo. Zobaczymy wszystkie cuda i poznamy wszystkie tajemnice. Wrócimy z nową wiedzą, która zmieni świat. Nie potrafię powiedzieć, jaka to będzie wiedza. Wiem jednak, że czeka tam na nas. Wiem to na pewno. Musimy ją zdobyć. I dlatego postarajmy się obaj zostać Pielgrzymami. Nadążasz za mną? Musimy osiągnąć ten cel.

Chwycił mnie za ramię i ścisnął tak mocno, że aż syknąłem z bólu. Mały Traiben, który miał nie więcej siły niż komar! W tym momencie poczułem żar, jakby przeskoczył na mnie dziwny ogień, który w nim płonął, jakby udzieliła mi się gorączka jego duszy. I obudziło się we mnie głębokie pragnienie, żeby znaleźć bogów na górze, stanąć przed nimi i powiedzieć: „Jestem Poilar z Jespodar i przybyłem tutaj, żeby wam służyć. Ale i wy musicie służyć mnie. Chciałbym, żebyście w zamian nauczyli mnie wszystkiego, co wiecie”.